Major Nefrytow otworzył skrzynkę. Radka zemdliło, ale zdołał się jakoś opanować. Ubek wyjął jedną z czaszek. Sprawdził ostrość kła opuszką palca. TW „Biały Kieł” naprawdę się postarał – dorobione zęby idealnie pasowały kolorem i fakturą do pozostałych.
– No, to się nazywa koronkowa robota – pochwalił major. – Ale nie myślcie, Brona, że to koniec zadań. Zobaczcie, nasz główny eksponat, rano dostarczyli. – Wyjął z sejfu tekturowe pudełko i otworzył.
– To krasnoludki są takie duże?! – zdumiał się Brona, patrząc na garść cienkich kosteczek i malutką czaszkę.
– A kij je wie jakie są, o ile w ogóle istnieją. Jak do tej pory żadnego przecież nie złapaliśmy. To szkielet małpki kapucynki, pozyskaliśmy od naszego agenta mającego wtyki w warszawskim zoo. Wykitowała w zeszłym roku, na szczęście dobrze posmarował i przypomnieli sobie, gdzie ją zakopali. Trzeba skombinować do tego kościotrupka odpowiedni strój, a właściwie jego resztki.
– Ale zwierzęta przecież nie chodzą w ubraniach? – nie zrozumiał
agent.
– Wy, Brona, skupcie się na chwilę, dobra? Ten szkielet małpki zostanie przez nas ubrany w strój krasnoludka i wsadzony do klatki po papudze. Dzięki temu podczas kontroli będzie udawał szkielet krasnoludka.
– Teza, antyteza, synteza, dialektyka! – ucieszył się kapuś.
– No właśnie, ale przestańcie, Brona, co pięć minut cytować Lenina, bo już cholery od tego dostaję. I wy wiecie, i ja wiem, co to jest dialektyka. Po kiego grzyba drążyć temat?
– Tak jest! Co noszą krasnoludki?
– Czerwone czapeczki z filcu. Co do reszty ubioru, każda bajka podaje co innego, więc macie pewną swobodę artystyczną.
– Bajka… A dane wydziału?
– Khm… No cóż, widzicie, Brona, jak już mówiłem, nasz wydział do tej pory nie zdołał pochwycić żadnego krasnoludka, nie zdołaliśmy też jednoznacznie potwierdzić ich istnienia na drodze obserwacji.
Rozkładaliśmy trutkę na skrzaty po lasach, ale albo żaden się nie połakomił, albo była nieskuteczna, albo otrute zostały zabrane przez współplemieńców i pogrzebane gdzie indziej. Zatem, jak mówię, macie znaczną dowolność.
– A jeśli kontrolerzy będą mieli jakieś dane?
– To im powiemy, że złapaliśmy skrzata z innego plemienia, stąd różnice w ubiorze. – Szef najwyraźniej miał już opracowane
odpowiedzi na wszelkie ewentualne pytania.
– Hmm… tylko gdzie ja znajdę takie ubranko? Może w sklepach z lalkami?
– Brona, odbiło wam do reszty!? Ta operacja jest ściśle tajna! Sami uszyjecie. Tu macie wskazówki. – Oficer rzucił na blat biurka książkę.
– „Nastolatki szyją z resztek” – odcyfrował tytuł agent. – No cóż, mogę spróbować.
– Nie żadne spróbować, tylko za dwanaście godzin chcę mieć w klatce szkielet krasnala w odpowiednim stroju. I nie zapomnijcie zdobyć klatki. Wykonać!
– Tak jest.
– Albo czekajcie, po klatkę pojedziemy razem. Ja już kończę na dziś, a mi po drodze w zasadzie.
Major golnął strzemiennego i po chwili przetrząsania papierów wygrzebał w szufladzie kluczyki do służbowego fiata.
Zajechali z fasonem przed sklep zoologiczny i zaparkowali na zakazie. Weszli do wnętrza. Facet stojący za ladą nie spodobał się Radkowi od pierwszego wejrzenia. Młody, o rozbieganych oczkach drobnego cwaniaczka. Majorowi też się nie spodobał. Rozejrzeli się po wnętrzu. W klatkach smętnie kitłasiły się chomiki. W akwariach leniwie pluskały rybki. W kącie sklepu w dużej klatce siedziała papuga ara. Podeszli do lady. W kolejce przed nimi stała licealistka w grubych okularach na nosie.
– Chciałabym kupić dwie papużki nierozłączki – wyjaśniła.
Sprzedawca się skrzywił.
– Jest reglamentacja. Możemy sprzedać tylko jedną.
– Ale przecież ich nie wolno rozdzielać! – zdumiała się dziewczyna.
– Nic na to nie poradzę, taki mam regulamin. Jedno zwierzę na osobę, nie więcej. Mnie też kontrolują. Chomika sobie kup.
– Odkładałam na papużki.
– To przyjdź z siostrą albo bratem, kupicie po jednej, w papierach
będzie się zgadzało, a co w domu z nimi zrobicie, to już mnie nie obchodzi. Tylko nie na rosół, bo musiałbym zażądać kartek na mięso –
zarechotał.
– Ale ja nie mam rodzeństwa.
– A o tym to już musisz pogadać z rodzicami – zaszydził.
Dziewczyna wyniosła się jak zmyta. Sprzedawca przeniósł kpiące spojrzenie na kolejnych klientów.
– Co potrzeba? – zapytał.
– Potrzebowałbym klatkę, taką jak do tej papugi. – Radek wskazał
arę, która czyściła sobie piórka.
– Sto pięćdziesiąt tysięcy.
– Ile!?
– Klatek oddzielnie w ogóle nie sprzedajemy. – Ekspedient uśmiechnął się ironicznie. – Są wyłącznie jako opakowanie przy zakupie papugi.
– Papuga mi niepotrzebna.
– To po kiego grzyba ci, człowieku, klatka?
– Tajemnica państwowa – warknął major.
– Że niby co? – Facet wytrzeszczył oczka, ale na jego twarzy odmalował się strach.
– Jak będziesz za dużo pytał, trafisz do nas. – Ubek wyciągnął
z kieszeni legitymację. – Potrzebujemy klatki. Bez papugi. Możesz sobie z niej zrobić rosół, nawet bez kartek. Socjalistyczna ojczyzna może wybaczy – zaakcentował to „może”.
– Ale ja nie mogę sprzedać, bo wedle rozdzielnika od dystrybucji…
– Spiszesz protokół, że klatka uległa nieodwracalnemu zniszczeniu w trakcie czyszczenia. Zresztą co ja cię będę fachu uczył! A papuga do czasu sprzedaży może sobie mieszkać razem z chomikami. Nie zje ich chyba.
– Chomiki pewnie zje – pokręcił głową Radek. – Ale można ją wsadzić do nierozłączek.
– Yyyy… – wykrztusił sprzedawca. – Ale mi nie wolno…
– Rusz dupę, człowieku, nie mamy całego dnia!
– No, na władzę nie poradzę.
– A tylko byście spróbowali!
Cwaniaczek, poganiany docinkami majora, uwinął się na jednej nodze. Papugę wsadził do klatki z mniejszymi ptakami, a „opakowanie” pospiesznie wyczyścił i zawinął w papier.
– Ja nawet nie wiem, za ile mam to sprzedać – jęknął, patrząc bezradnie na kasę.
– Nie zgrywaj idioty – warknął major, bezceremonialnie pakując Radkowi klatkę w objęcia. – Skoro w protokole będzie, że uległa zniszczeniu, to o jakich pieniądzach w ogóle mówimy?
Popchnął kapusia do wyjścia.
– Dajcie chociaż stówkę na szczęście – zakwilił sprzedawca, ale zignorowali go.
Radek wysiadł przed willą z klatką na papugę pod pachą i pudełkiem zawierającym szkielet małpy. Rodzice gdzieś wyszli, może do teatru. Babcia siedziała w kuchni. Towarzyszył jej wąsaty starzec.
Maciejówkę położył na blacie stołu. Na szczęście, zajęci rozmową, nie zwracali uwagi na chłopaka.
– Pani major, to już niemal pewne. Nawis inflacyjny ciągnie gospodarkę jak kamień młyński u szyi samobójcy. Za Bugiem jest jeszcze gorzej. Ruskie leżą i kwiczą. W dodatku Reagan ich docisnął
sankcjami. Do tej pory kupowali za złoto kukurydzę w USA, a tu figa.
Gdyby Chińczycy nie wspierali ich ryżem, zdychaliby już z głodu.
Moim zdaniem, realny socjalizm zbankrutuje w ciągu najdalej dwóch lat.– Pytanie, mój drogi Macieju, czy to się tak po prostu zawali, czy wcześniej, zgodnie z teoriami walki klasowej, dojdzie do ostatnich bolesnych drgawek starego porządku. Albo i wypraw łupieżczych po żywność.
– To nie do nas raczej. Chociaż kto wie? Tak czy inaczej, trzeba być gotowym na kilka różnych scenariuszy. W tym na próby wprowadzenia kolejnego stanu wojennego. Ale ja myślę, że ten cały Jaruzelski aż taki głupi jednak nie jest i ukręci jakieś porozumienia ze
Читать дальше