Ruszyli szybkim truchtem przez uśpione zoo. Co jakiś czas oglądali się za siebie. Na szczęście jesienny chłód zniechęcił owady do pościgu.
Obaj łowcy byli już po śniadaniu i właśnie sprawdzali sprzęt, gdy rozległo się pukanie, a po chwili w drzwiach pokoju hotelowego stanął
kapuś.
– Dzień dobry, nazywam się… A zresztą, to nieistotne, jak się nazywam – bąknął Radek. – Przysyła mnie major Nefrytow.
Nieoficjalnie…
– A, to zapraszamy. – Inżynier wykonał zachęcający gest.
Agent wszedł do środka. Łypnął okiem na flaszkę z whisky i odruchowo oblizał wargi.
– Czegóż chce od nas twój szef? – zapytał Chrupek.
– Wspominali panowie, że przydałaby się broń… Chcemy pomóc. –
Konfident ściszył głos. – Oficjalnie nie możemy kompletnie nic zrobić, ale nieoficjalnie… Tylko to musi zostać między nami, no i oczywiście tak zupełnie gratis się nie da. – Uśmiechnął się przepraszająco.
– Broń… – podchwycił inżynier.
Radek wyjął pudełko i otworzył.
– Dwa pistolety Makarowa, sowieckie, z zeszlifowanymi numerami seryjnymi, do tego tłumiki i po dwa magazynki do każdego. Naboje posrebrzone, w sam raz na wampiry – zachwalał towar jak rasowy sprzedawca. – Przed wyjazdem będziecie musieli je panowie zwrócić.
– Zatem ile?
– Grosze. Trzysta pięćdziesiąt dolarów za każdy.
Prezes Chudoba i agent Chrupek, usłyszawszy tę cenę, wyraźnie się ucieszyli. Zaraz odliczyli siedem szeleszczących banknotów. Radek pożegnał się i wyszedł. Na schodach schował pięć banknotów do prawej kieszeni, a dwa do lewej.
Dla nich to żadna różnica, uspokoił swoje sumienie. Byle tylko major się nie dowiedział. Ale z drugiej strony przecież i ja jako tajny współpracownik powinienem mieć własne fundusze operacyjne!
Godzinę później obaj łowcy zaparkowali furgonetkę przy ulicy Świętego Wincentego. Po dziurach i błocie przetaczały się brudne autobusy. Przed sobą mieli bramę cmentarza.
– Według Coollenów gdzieś tu bytuje stary wampir zwany Dziadkiem Weteranem. Ich dane nie są szczególnie precyzyjne –
mruknął inżynier.
– Wampir na cmentarzu… – zadumał się Chrupek. – Zakładam, że zajmuje jeden ze starych, okazałych grobowców. Wampiry cmentarne lubią wygody. Zapewne ma kryptę podpiętą do cmentarnej sieci wodociągowej i ciągnie na lewo energię elektryczną.
– Proszę nie tłumaczyć mi oczywistych rzeczy – ofuknął go zwierzchnik.
– Przepraszam, tak sobie na głos planowałem strategię. Jak się podpiął do prądu, to grobowiec z pewnością emituje ciepło. Wampir ma żarówki, telewizor, być może ogrzewanie, bo nie wszystkie lubią chłód. Proponuję użyć wykrywacza orgonowego do namierzenia fali telepatycznej, a potem kamery termowizyjnej, żeby zidentyfikować właściwy grobowiec.
– Słusznie. Jak go zlikwidujemy?
– Dawno już nie robiłem „na jamnika”. Wpełznę do środka i załatwię go kołkiem w walce wręcz. Gdyby uciekał, będzie pan w odwodzie.
– Aprobuję!
Weszli przez główną bramę i rozejrzeli się dookoła. Cmentarz przecinała szeroka asfaltowa aleja. Na lewo i na prawo ciągnęły się rzędy niewielkich mogił, przykrytych płytami lastryko. Krzyże
wykonano głównie z betonu, rzadziej z metalowych rurek.
– Dość dziwne miejsce, jak na kryjówkę wampira – skrzywił się Chrupek. – Ale może to lokalna specyfika? Nasze lubią okazałe grobowce, być może tutejsze zadowalają się takim byle czym?
– To prawdopodobne. W końcu w tym nieszczęsnym kraju bieda aż piszczy.
Agent wyciągnął z plecaka walizkowy komputer. Uruchomił
i wręczył go inżynierowi. Podczepił długim kablem wykrywacz, wyposażony w dwie miedziane anteny. Przewiesił go sobie przez ramię, wycelował anteny przed siebie i zatoczył krąg.
– Jest słaby sygnał – zauważył szef. – Ruszamy.
Powędrowali alejką. Sygnał stawał się coraz silniejszy. Minęli grabarza w kufajce, kopiącego nowy grób, gdy nieoczekiwanie sygnał
zaczął zanikać. Zawrócili. Poszli równoległą alejką. Znów uzyskali bardzo obiecujący odczyt i znów gdy mijali robotnika, nieoczekiwanie sygnał zanikł.
Zatrzymali się zdezorientowani.
– Może pan przez chwilę przestać machać szpadlem? – poprosił
Chrupek grabarza. – Chyba nam to zakłóca odczyt fal.
– Jasne. – Mężczyzna wbił narzędzie w ziemię. – Panowie, jak widzę, nie szukają tu żył wodnych? – zagadnął uprzejmie. – Może coś pomogę. Ja tu od przedwojennych czasów pracuję, znam ten cmentarz jak własną kieszeń. Ale tak w zaufaniu panom powiem, że tu się różne dziwne rzeczy dzieją, a i ja niejedno od starych grabarzy słyszałem…
Panowie chyba z daleka…
– Przyjechaliśmy z USA – wyjaśnił inżynier.
Obaj usiłowali zestroić wykrywacz, ale odczyty były coraz dziwniejsze.
– Coś podobnego, taki kawał się tłuc! – zdumiał się robol. – A to na Powązki trzeba panom pojechać, tam jest piękny stary cmentarz, ozdobne grobowce. Tu zwykli ludzie leżą. Nic ciekawego artystycznie ani architektonicznie, ani nekrobiologicznie… A ta maszynka to niby jak działa?
– To taki… wykrywacz – wyjaśnił niechętnie inżynier.
Liczyli, że będą mogli w spokoju pracować, a tu diabli nadali
zbędnego świadka, i to jeszcze dociekliwego.
– Toż widzę, że wykrywacz wampirów, pewnie jak nasze, zasilany orgonem, odkrytym przez Wilhelma Reicha… Po prostu anteny dziwaczne, inne niż te, co je znam, więc pomyślałem, że influencyjny, a nie turbodynamiczny.
Obaj łowcy zamarli i wytrzeszczyli oczy.
– Wertykalne namierzanie źródła – kontynuował niezrażony staruszek. – Ciekawe. W polskich to zawsze pracuje na horyzontalnych odczytach pola. No i widzę, że miniaturyzacja urządzeń odbiorczych u was poszła do przodu. Bo te nasze dużo większe są.
– Widział pan coś podobnego?! – wykrztusił starszy łowca.
– Bo to raz? Panowie, czy mogę liczyć na panów absolutną dyskrecję? – Grabarz konfidencjonalnie ściszył głos i rozejrzał się wokoło.
– Oczywiście! – Inżynier Chudoba uderzył się w pierś.
– Panowie są moją szansą… Chcę, żeby kraje wolnego świata dowiedziały się o zbrodniach tych czerwonych bandziorów. Ubecja…
no, tajna policja, ma w naszym kraju specjalny wydział. Taki do likwidowania tego, o czym Lenin nie pisał i czego siłą rzeczy w socjalistycznym kraju nie powinno być. Wykańczają wampiry i zombiaki. Hurtowo. Mają wykrywacz, ale nie taki fikuśny, maciupki jak wasz, tylko konkret. Rama dwa na dwa metry, na wysięgniku, montowana do traktora. Jadą alejkami i przesuwają ją nad grobami.
Wampir emituje swoiste fale bionekrotyczne, które interferując z falami istot żywych, dają silne echo telepatyczne. Orgon, płynąc przez siateczki z końskiego włosia, rejestruje te drgania, pozwalając namierzyć wampira z ogromną dokładnością. Wtedy odwalają płytę i jak są w dobrym humorze, robią rzeźnię, siekąc seriami z kałacha po trumnach.
– Seriami z karabinu!? Ale to przecież słychać na kilometr! –
wykrztusił agent Chrupek.
– Nie, bo na lufę zakładają tłumik, taki na wielkość jak bułka paryska. Tu drzew tyle, że dodatkowo głuszą dźwięki. A nawet jak ktoś na ulicy usłyszy, to co pomyśli? Że polowanie na hieny
cmentarne, egzekucja jakiegoś bandyty albo likwidacja opozycjonisty.
Lepiej się nie interesować! A potem, jak już wywalą kilka magazynków, całe wnętrze grobu dezynfekują. Znaczy opylają jeszcze azotanem srebra dla, jak to mówią, odkażenia… Tylko okopcona dziura w ziemi zostaje.
Читать дальше