– I zawiodłeś to zaufanie, podpisując papier o rozbiorach naszego kraju. – Głos ślusarza ciął jak nóż tokarki.
– A co miałem zrobić? Trzymali nas w tym Grodnie bez kolacji tyle godzin. Ani jedzenia, ani wina, tylko kawę nam podali, ale bez cukru, łajdaki! Do czwartej rano siedzieliśmy pod strażą! No tośmy podpisali.
W tych tragicznych warunkach każdy by podpisał! A jakbyśmy nie podpisali, tobyśmy do południa pewnie głodni i o suchych pyskach cierpieli. Zresztą było, minęło! Odkupiłem swoje domniemane winy przez dwieście lat, wysysając krew wrogów naszej ojczyzny oraz ich kobiet i dzieci.
– Już to widzę – burknął Marek. – No ale jak wyssałeś setki ludzi, to faktycznie raz na jakiś czas zgodnie z prawami statystyki mógł się trafić jakiś konfident, zdrajca czy renegat.
– No i sami widzicie – napuszył się hrabia. – A może mnie też się należy ten dodatek kombatancki?
– A takiego dostaniesz. – Marek zacisnął robociarską łapę w wielki kułak. – Zresztą emerytury też nie, bo nie posiadasz żadnych dokumentów. Z punktu widzenia systemu w ogóle nie istniejesz!
Przepadłeś bez wieści, jeszcze zanim doszło do wojen napoleońskich.
– Nie bez wieści i wcale nie przepadłem. Wręcz przeciwnie, udałem się do możnych przyjaciół, żeby zabiegać o ratowanie mojej ojczyzny albo chociaż o odszkodowania za utracone…
– Przejdźmy do meritum – poprosił Igor.
– Przyszedłem do was, albowiem choć nie grzeszycie bystrością umysłów oraz brak wam elementarnej kindersztuby, wykształcenia i obycia, to jesteście moimi najlepszymi ludźmi – rzekł hrabia z patosem.
– Twoimi… kim?! – parsknął śmiechem Marek, ale przyjaciel, najwyraźniej zaciekawiony, uciszył go gestem.
– Tak leżałem w trumnie, dumałem i doszedłem do wniosku, że będąc nestorem i przywódcą klanu warszawskich wampirów, muszę zadbać o was, jako poddanych powierzonych mojej opiece. Kto feudał, ten żywi swój lud. No i o swoje interesy przy okazji oczywiście też muszę zadbać. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wszyscy potrzebujemy pieniędzy. Potrzebujemy ich rozpaczliwie.
– E, żeby zaraz rozpaczliwie, to, jak już mówiłem wcześniej, lekka przesada – wzruszył ramionami Marek.
– Ale tak w sumie to trochę kasy ekstra by się jednak przydało –
westchnął Igor. – Na wczasy do Bułgarii i tak wprawdzie się nie wybieramy, ale kupiłbym sobie nową kurtkę i buty. I parę kaset video.
I teczkę. Jak się idzie do pracy, lepiej mieć pod pachą teczkę. Człowiek poważniej wygląda i budzi pewien szacunek. Jako poważny fachowiec powinienem o siebie trochę zadbać.
Gosia spojrzała na niego podejrzliwie, niepewna, czy błaznuje, czy mówi poważnie.
– Panowie! – Arystokrata dla zwrócenia ich uwagi stuknął palcami w blat stolika. – Przejdę do meritum. Wiem, gdzie jest zakopany, a właściwie zamurowany bezcenny artefakt z czasów mojej burzliwej młodości. To, że bezcenny, jest oczywiście pewną przesadą, ale kilkadziesiąt tysięcy dolarów może być wart. A nawet więcej.
– Kilkadziesiąt tysięcy… dolarów!? – Na dziewczynie informacja wywarła ogromne wrażenie.
– Jakiż to artefakt? – zagadnął Marek.
– Cudowny klejnot rzadkiej urody! Brylantowa kolia włoskiej roboty. Duże kamienie pierwszej czystości oprawione w złoto – rzucił
hrabia dumnie. – Całość już wtedy kosztowała, że ho, ho… Na pewno można było za to nabyć kilkanaście wiosek wraz z chłopami pańszczyźnianymi. A dziś jeszcze więcej. Sprawimy sobie blok
mieszkalny! Tylko bez chłopów, bo pańszczyzna zniesiona –
zreflektował się.
Igor spojrzał na arystokratę badawczo i z frasunkiem poskrobał się po głowie. Stary wampir wyglądał na podnieconego opowieścią o skarbie. Czyżby w tej z pozoru fantastycznej historii kryło się jakieś ziarenko prawdy?
– I tak nagle sobie przypomniałeś, gdzie to jest ukryte? – burknął
podejrzliwie.
– Pamiętałem cały czas, ale trzymałem tę informację na czarną godzinę. – Głos hrabiego był posępny, jakby dobiegał z wnętrza grobowca. – Oto nadeszła.
– A czemu sam tego nie wygrzebiesz? – zaciekawiła się wampirzyca.
– Bo to nie takie łatwe. Kolia została ukryta.
– Od razu wiedziałem, że jest w tym jakiś haczyk! – Igor skrzywił się ostentacyjnie.
– Jak ukryta, to może wynajmijmy Pana Samochodzika –
zaproponował Marek. – To prawdziwy profesjonalista. I niewiele bierze. A fachura, aż dech zapiera, oczywiście pod warunkiem, że trzeźwy. Pamiętacie, jak szybko i sprawnie odnalazł nam
„Necronomicon”?
– Prawie „Necronomicon” – sprostował jego przyjaciel. – Poza tym nie zapominaj, że to nieobliczalny alkoholik i erotoman. Wolę nie myśleć, co zrobi na widok złota i brylantów. A jeśli zechce odzyskać posadę w ministerstwie i przehandluje odkrycie za przywrócenie do łask? Nie, jeśli mamy ugryźć ten temat, musimy to zrobić samodzielnie.
– Może dacie panu hrabiemu dojść do słowa? – bąknęła Gosia. –
Może to nie taka trudna do odnalezienia kryjówka?
– Dziękuję ci, dziecko. – Prut skinął głową. – Gdy ci bandyci od Kościuszki i kmioty Kilińskiego zajęli wiosną Warszawę…
– Mówimy o insurekcji kościuszkowskiej? – upewnił się Marek.
– No właśnie. Gdy tylko rozpanoszyli się po mieście, od razu zaczęły się akty kompletnego barbarzyństwa i zdziczałego terroru. Pamiętam jak dziś ówczesny strach. Ten łajdak Kościuszko kazał wyłapać i powiesić najlepszych patriotów, którzy własną piersią bronili
wolności i tradycji naszego narodu, a w dodatku pozyskali jako sojuszniczkę w tym zbożnym dziele Jej Wysokość carycę Katarzynę.
– Rozumiem, że nasze oceny postaw postaci historycznych mogą się trochę różnić, ale ja bym jednakowoż nie nazywał wodzów Targowicy patriotami – zarechotał Igor.
– A co ty możesz o tym wiedzieć? Tyle, co w książkach wyczytałeś.
A ja na własne oczy widziałem, co się wyrabiało, zamordowanych znałem osobiście, sam brałem czynny udział w ratowaniu kraju przed popadnięciem w otchłań bezrozumnej rewolty. Przestaniecie mi wreszcie przerywać? Bo mogę iść po pomoc do zombiaków, utopców albo i gdzie indziej – zaperzył się Prut.
– Dobra, dobra, gadaj, już nie przerywamy.
– W każdym razie siepacze Kościuszki rewidowali pałace, nie pomijając siedzib najzacniejszych obywateli, i wywlekali z nich bezbronne ofiary, które potem służalczy sąd ochoczo skazywał na śmierć. Gdy zobaczyłem, że ci zbrodniarze nie uszanowali nawet hetmanów naszej armii i świętobliwego biskupa Kossakowskiego, będąc w strachu o los powierzonych mojej opiece kobiet, zdecydowałem się ukryć i przeczekać ten straszny czas. Zebrałem grupkę przyjaciół i przyjaciółek. Spakowaliśmy co się dało żywności, wina, miodu, gorzałki, oliwy do lamp i świec. Następnie, zebrawszy się nocą w umówionym miejscu, zapadliśmy w niedostępne lochy.
– Lochy? – podchwycił Marek.
– Kojarzycie park romantyczny księcia Kazimierza Poniatowskiego?
– To był ten rozrzutny braciszek króla Stanisława Augusta? Coś tam obiło mi się o uszy, ale może zreferujesz własnymi słowami? –
zaproponował Igor.
– To było wielkie założenie, wspaniałe… Ogrody romantyczne ciągnęły się od miejsca, gdzie teraz jest Muzeum Wojska Polskiego, aż za Muzeum Ziemi. Były pełne fontann, altan i pawilonów w różnych stylach. Książę kazał postawić tam powozownie, akwedukty, sztuczne ruiny… Bywało tam najlepsze towarzystwo. Mieliśmy też własny teatr i lożę masońską, słowem, wszystko, co było potrzebne do szczęścia. –
Читать дальше