Było mi dziwnie dobrze... To idiotyczne, ale leżąc i patrząc w niebo, czułem się naprawdę szczęśliwy.
- Jesteście w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Stawaj za sterem - usłyszałem głos Iny. - Zwrot dwa rumby w lewo, natychmiast.
Mówiła po rosyjsku. Myślałem, że chodzi o mnie, więc poderwałem się na równe nogi, lecz wtedy spostrzegłem, że wydaje te rozkazy Sadce. Drobny Rosjanin bez mrugnięcia okiem spełnił jej polecenie.
„Srebrna Łania” w ostatniej chwili minęła paskudną rafę sterczącą z wody.
Usłyszałem zgrzyt desek poszycia trących o skałę, ale dwusetletni kadłub wytrzymał.
- Cztery rumby w lewo!
Ludzie dochodzili do siebie i dobiegło mnie kilka okrzyków przestrachu. Nie dziwiłem im się. Jeszcze przed chwilą byliśmy pośrodku zatoki Vågen, teraz znajdowaliśmy się przy brzegu wąskiego, głębokiego fiordu. Księżyc przeskoczył na nieboskłonie, wcześniej był po lewej, teraz mieliśmy go za plecami.
- A niech mnie, teleportacja - szepnąłem.
- Teleportacja - potwierdziło zwierzę. - Dwadzieścia siedem kilometrów w linii prostej. Wezwij Helę na pokład - rozkazała.
Nie było potrzeby. Agata w towarzystwie mojej przyjaciółki wychodziła właśnie z kasztelu. Wdówka przerażona rozglądała się wokoło.
- Znamię - wykrztusiła, wyciągając ręce przed siebie. - Panie Marku, nie wiem, co się stało, mam znamię nie na tej dłoni... I pierścień jakoś przeskoczył...
Zrobiła jeszcze krok i zatrzymała się, widząc tłum w milczeniu patrzący na mnie.
A potem ujrzała łasicę znowu siedzącą na mym ramieniu. Zrozumiała w jednej chwili.
Przeżegnała się odruchowo i zamarła.
- Anomalie poprzemieszczeniowe - powiedziało zwierzę. - To się zdarza. Aby dokonać teleportacji, upakowałam statek i ludzi w pakiet mniejszy o rząd wielkości od pojedynczego protonu. Materia nie zawsze wraca do stanu pierwotnego.
- To znaczy? - zapytałem.
- Odbiło cię niczym w lustrze - łasica zwróciła się do zmartwiałej dziewczyny. -
Zdrowiu to nie zagraża, tylko serce masz teraz po prawej stronie, natomiast ślepą kiszkę po lewej.
Agata zbladła, a potem zemdlona osunęła się w tył. Na szczęście Artur zdążył
doskoczyć i podtrzymał siostrę. Chciałem mu pomóc, lecz mnie odepchnął.
- Nie dotykaj jej, ty upiorze! - warknął.
Wiedziałem, że choć się boi, gotów jest ze mną walczyć. Przerażony, ale jednocześnie zdeterminowany, był zdecydowany chronić siostrę, nawet stawiając czoła koszmarom z najbardziej ponurych hanzeatyckich legend. Cofnąłem się. Zresztą wdówka dochodziła już do siebie. Nadal dygotała ze strachu.
- Co będzie z nami, pani? - zapytał Borys łasicę. Widziałem, że panicznie boi się przemawiać do zwierzęcia, jednak wysiłkiem woli przełamuje opór.
- Nie obawiajcie się - powiedziała. - Wasza pomoc jest mi przydatna. Nie mam potrzeby was unicestwiać. Zapewnijcie bezpieczeństwo moim sługom. Jeśli ktoś ich tknie, zrobię z nim rzeczy tak okropne, że przez kolejne dwieście lat ludzie będą tym straszyć małe dzieci. Gdy wypełnicie zadanie, daruję wam wolność.
- Będziemy posłuszni - mruknął Borys.
- Włos im z głowy nie spadnie - dodał Sadko. Agata wstała. Odzyskiwała już swoją naturalną energię. Skinęła dłonią na Helę.
- Chodź, moja droga - poleciła. - Poszukamy jakiegoś miejsca na spoczynek.
- Pani... - Moja towarzyszka zaczerwieniła się. - Ja też... - Wykonała gest w moją stronę.
Wdówka zrozumiała w ułamku sekundy. Wymierzyła dziewczynie siarczysty policzek, a potem odwróciła się od nas i zeszła pod pokład.
- Ty...! - zacząłem.
- Dajcie spokój, panie Marku - powiedziała Hela przygaszonym głosem. - Miała prawo...
- Co ty pleciesz?
- Zataiłam przed nią ten sekret. Służącej nie wolno mieć takich tajemnic.
Objąłem ją delikatnie i pogładziłem po plecach.
- Przyłożymy coś zimnego, zaraz przestanie boleć -zaproponowałem. - Co za głupi świat...
- Lód będzie najlepszy - odezwała się Ina. Uniosła przednie łapki. Coś między nimi zamigotało błękitem i podała poszkodowanej sporą kulkę śniegu.
- Pani, nie znam tych wód - odezwał się Sadko. - Nie potrafię po nich nawigować.
Czy mam spuścić szalupę i wyznaczyć ludzi do sondowania dna?
- To zbyteczne. Widzę dno przez wodę i deski poszycia. Płynąc środkiem fiordu, ominiesz podwodne głazy - wyjaśniła. - W odległości trzech mil będzie rozgałęzienie.
Kierując się w lewo, niebawem wyprowadzisz okręt na pełne morze.
- Dziękuję, pani. Czy zechcesz poprowadzić mnie dalej?
- Pojawię się, gdy zajdzie potrzeba - ucięła.
Stanął za sterem, my zaś we trójkę weszliśmy do kajuty zajmowanej kiedyś przez Kowalika. Szukałem w kieszeni krzesiwa, ale powietrze tylko kląsknęło i świece w obu latarkach zapłonęły. Zamknąłem drzwi. Ina wskoczyła na półkę, zapewne by górować nad nami wzrokiem.
- Dlaczego zawróciłaś z drogi? - zwróciła się do Heli.
- Zabili Staszka... Chińczycy.
- Wiem. Co z tego?
- No, ja...
- Śmierć towarzysza to żaden powód. Zachowałaś się nieracjonalnie.
- Chyba ci odbiło! - parsknąłem rozeźlony. - Piętnastolatka, samotna, zimą w górach, bez ekwipunku! W takich warunkach nie miała żadnych szans przeżycia!
- On ma rację - szepnęła Hela. - Samodzielnie nie przebyłabym tych dzikich ostępów...
Twarz dziewczyny nagle skrzywiła się w grymasie bólu. Oczy zastygły, ale powieki drgały. Ina patrzyła na nią nieruchomym wzrokiem. Sczytywała dane ze scalaka?
- Rozumiem - powiedziała wreszcie. - Mylisz się, oczywiście, błędnie oceniłaś wytrzymałość swojego organizmu, zdołałabyś dotrzeć do Uppsali o własnych siłach. Nie będę cię jednak karać za ograniczenia wynikające z twojej głupoty i niewiedzy.
Przeniosła spojrzenie na mnie.
- Nie mam zastrzeżeń do twojej pracy. Wypełniłeś w Bergen wyznaczone ci zadanie.
- Co z tymi cholernymi Chińczykami? - zapytałem. - I co z naszą misją? Oni też
szukają Oka Jelenia.
- Chińczycy muszą zostać wyeliminowani. Spróbuję wam w tym pomóc.
- Musimy ich namierzyć. Czy wiesz, gdzie jest ich baza?
Zawahała się.
- Stamtąd uciekłam - powiedziała niechętnie.
Wymieniliśmy z Helą zdumione spojrzenia. A więc to dlatego nie było jej tak długo.
- Nie potrafię dokładnie ustalić koordynat - ciągnęła. - To na północ od Sztokholmu. Wydostałam się, przyczepiwszy do podwozia helikoptera.
- Mają jeszcze jeden?
- Nie wiem. To był śmigłowiec, który zniszczyliście. Nie przewidziałam mrozu.
Mój mechanizm nie wytrzymał takiego spadku temperatury. Zamarzłam i spadłam w górach. Leżałam wiele dni, zachowując świadomość, ale nie potrafiłam pokonać bezwładu ciała. Wreszcie szczęśliwym trafem napatoczył się niedźwiedź, głodny, przebudzony ze snu zimowego. Sądząc, że ma przed sobą padlinę, pożarł mnie. Ciepło w jego żołądku pozwoliło mi odzyskać zdolność ruchu.
Wyobraziłem sobie łasicę wyrywającą się z miśka jak jakiś alien... Makabra.
- Chińczyk, którego udało nam się przesłuchać... Z ludźmi kapitana Petera zdołaliśmy wziąć jednego żywcem.
- Wiem. Sczytałam z twojego scalaka. To dziwne, ale na ile znam Skrata, brzmi całkiem prawdopodobnie.
- Co należy robić w tej sytuacji?
- Odzyskam zapis z Oka. Wrócę do przyszłości i tam będę sprawy wyjaśniać.
- Czyli można wrócić? - Spojrzałem na Inę dziko.
- Wy nie - ucięła.
- A nasze scalaki? Dałabyś radę nas tam odtworzyć?
- Nie.
Читать дальше