Wnętrze nie zostało splądrowane. Najwidoczniej od śmierci dziadka nikt nie zaglądał do środka. Bo i po prawdzie nie bardzo było co tu kraść. Byle jakie meble? Stare firanki? Obite garnki?
- Czego szukamy? - zapytała Katarzyna.
- Nie wiem... Nut, pamiętników, zdjęć... Nie mam pojęcia, co możemy tu znaleźć.
Obejrzały dokładnie sypialnię. Na ścianie wisiały dwa święte obrazy - tanie przedwojenne oleodruki oprawione w szkło. W szafie mole ucztowały na starych, znoszonych koszulach, marynarkach i jesionkach. Na etażerce ustawiono kilka książek i parę zaczytanych kolorowych czasopism.
- Żadnych nut, pulpitu, nic z tych rzeczy - mruknęła Katarzyna zawiedziona. - Nie był
muzykiem... No chyba że grał z pamięci.
- Ale obie sądzimy, że to od niego dostała te skrzypce?
- Tak mi się wydaje. Nie wiem...
- To by pasowało - rozważała na głos alchemiczka. - Dostała albo zwędziła po jego śmierci... Pomyślałam, że może i on grał, że czasem robili to w duecie. No wiesz, nie tylko pomoc staruszkowi, ale może i jakieś wspólne hobby. Coś, co zbliża obcych sobie ludzi z kompletnie różnych pokoleń. Tylko że tu nie ma nic. Pustka. Ten człowiek nie miał żadnych zainteresowań. Żył z dnia na dzień. Jedyna rozrywka to gapienie się w telewizor... - Wskazała stos gazetek z programami różnych stacji.
- Masa starych ludzi tak ma - wzruszyła ramionami Katarzyna. - Zresztą niekoniecznie starych. Trudno to zrozumieć komuś, kto od małego walczył, żeby realizować kolejne pasje.
Są tacy, którzy coś robili i w rezultacie odchodzą spełnieni, pozostawiając po sobie wspaniałe kolekcje, bogate biblioteki, własnoręcznie wymalowane obrazy lub inne przedmioty stanowiące efekt wieloletniej pracy twórczej. Ale często obok nas żyją ludzie, których potrzeby kulturalne i ciekawość świata całkowicie zaspokaja medialna papka. Tacy, dla których wyzwaniem intelektualnym jest przeczytanie książki telefonicznej.
Spenetrowały szuflady, ale było w nich tylko kilka par gaci i skarpetek, marne aluminiowe sztućce z sygnaturami stołówki PGR-u oraz metalowy sowiecki znaczek -
pamiątka z igrzysk olimpijskich w Moskwie. Odkryły nawet puszkę zawierającą siedemdziesiąt złotych i kilkaset euro w banknotach.
- Faktycznie nikt tu nie buszował - mruknęła alchemiczka. - Ciekawe, skąd tyle waluty?
Może dostawał w listach od jakichś wnuków i coś z tego odpalał Zuzannie za pomoc? Bo i u niej przecież znalazłyśmy eurosy.
- To brzmi prawdopodobnie. Olgierd Nowak - Katarzyna przeczytała nazwisko w znalezionym dowodzie osobistym. - Zajrzyjmy jeszcze na górę.
Przystawiły sobie kuchenny stół. Z niego można było dosięgnąć do klapy prowadzącej na strych. Stanisława podsadziła kuzynkę i po chwili sama wywindowała się na górę.
- O, a tu już znacznie ciekawiej - mruknęła, zapalając latarkę. - Cóż za urocze złamanie
zasad ochrony przeciwpożarowej...
Na strychu zwalono masę rozmaitych gratów. Na podłodze zalegała gruba warstwa kurzu.
Odbijały się w niej ślady adidasów. Wydeptane ścieżki przecinały pomieszczenie w różnych kierunkach.
- Oho. Chyba tu była - mruknęła alchemiczka. - Buszowała, i to kilka razy...
Ruszyły niewyraźnym tropem. Minęły puchową kołdrę, przerzuconą przez belkę. Obok komina stał zdezelowany poniemiecki kredens.
- Komuś chyba odbiło, targać taki kawał mebla na strych - zbulwersowała się Katarzyna.
Ślady urywały się przy kredensie. Kobieta pociągnęła rzeźbione drzwiczki. Zawiasy zaskrzypiały ogłuszająco. Najniższą półkę wypełniały słoiki przetworów. Kilka rozerwały zachodzące wewnątrz procesy fermentacji. Odłamki szkła i smugi zastygłych powideł
znaczyły drzwiczki i ścianki. Wszystkie słoje miały naklejony starannie kawałek przylepca.
Na nim świecową kredką zapisano datę.
- Dziadek przestał wchodzić na strych w siedemdziesiątym ósmym roku - zauważyła pogodnie alchemiczka. - Swoją drogą, ja bym raczej trzymała powidła w piwnicy...
Na górnej półce poniewierały się rozsypane luzem orzechy, a najwyższa była pusta.
- Sądzisz, że skrzypce leżały tutaj? - mruknęła.
- Nie wiem... Ale coś stąd zniknęło. - Katarzyna patrzyła na warstewkę kurzu znaczącą półkę. - Wielkość chyba się zgadza. Ale kształt nie. Chyba że futerał był jeszcze w coś zawinięty. Na przykład w stare gazety. Ale popatrz, jak tu wszędzie wydeptane. Nie przyszła tu jak po sznurku, łaziła, zaglądała w kąty. . Może właściciel wysłał ją na strych z konkretnym poleceniem, co ma odnaleźć i przynieść. Ale wydaje mi się raczej, że w takim przypadku pamiętałby, gdzie co schował.
- Był stary. Mógł pamiętać, że skrzypce są na strychu, ale nie pamiętać, gdzie je ukrył -
rozważała Stanisława.
- Chyba nie. Wydaje mi się, że grzebała tu i znalazła je zupełnie przypadkiem. Przed jego śmiercią albo już po. Niestety, brak, że się tak wyrażę, kontekstu. Czegoś, co powiedziałoby nam o ich wcześniejszych właścicielach.
- Oczekiwałaś na przykład munduru SS po człowieku, który zrabował instrument w warszawskim getcie? Albo pamiętników, w których opisywał zwycięstwa rasy aryjskiej i wspaniałe łupy, które przy okazji zagarnął?
- Czegoś w tym rodzaju. - Eks-agentka zrobiła dłonią niedokończony gest. - Przepatrzmy jeszcze różne kąty. Czuję, że jesteśmy na dobrym tropie.
W wielkiej drewnianej skrzyni stojącej w pobliżu przewodu kominowego poniewierały
się jakieś łachy i złamany smyczek. Obok leżał drugi, też złamany.
- Ciekawe - mruknęła Katarzyna. - Jeden mógł się złamać przypadkiem. Ale dwa?
- Trzy. - Alchemiczka wygrzebała kolejny. - Ktoś połamał wszystkie smyczki, żeby nie móc grać na tym instrumencie? A skoro już je złamał, czemu ich nie wyrzucił? No ale mundur SS to raczej nie był... - Strzepnęła dłonią starą marynarkę.
- Pamiętników też nie widać. - Jej kuzynka przejrzała stos pożółkłych gazet.
Pozaglądały jeszcze do pudeł i pod stosy ubrań. Nie znalazły jednak nic ciekawego. Na strychu zgromadzono głównie puste słoiki i inne śmieci. Zeszły do kuchni. Na szczęście kran działał, dało się z niego puścić wodę.
- Podsumujmy - poprosiła Katarzyna, myjąc ręce. - Dziewczyna pomaga staruszkowi.
Dostaje od niego albo kradnie po jego śmierci skrzypce, które leżały na strychu. Skrzypce dość niezwykłe, mające czterysta lat. Zaczyna na nich grać. Dostaje jakiejś obsesji, bo gra nieustannie, zaniedbując wszystko inne.
- Czasem bywa i tak, że ktoś, gdy zmienia kiepski instrument na lepszy, to przeżywa okres fascynacji nowymi możliwościami - powiedziała Stanisława. - To tak jak ty z nowym komputerem, ewentualnie nowym oprogramowaniem. Poznajesz możliwości sprzętu, a potem siedzisz godzinami, ciesząc się, że wypłynęłaś na szerokie wody.
- Może to nie jest zła analogia... W każdym razie grała i grała na trefnym instrumencie, aż coś jej w głowie strzeliło. Znamy mniej więcej przyczynę. Teraz pytanie, czy jesteśmy w stanie coś z tym zrobić.
- Coś jesteśmy - westchnęła Stanisława. - Ale wolałabym nie.
Katarzyna daremnie czekała na dodatkowe wyjaśnienia.
- Może wypytamy jeszcze jego sąsiadów? - zaproponowała.
- W zasadzie czemu nie. Tam jest jakaś chata. - Alchemiczka wskazała krzywy płot majaczący w pobliskich krzakach.
Dom ukryty w sadzie zdziczałych drzewek owocowych był mniejszy, ale znacznie bardziej zadbany. Trawniczek przycięto chyba kosiarką. Z pobliskiej szopy dobiegały odgłosy kucia. Starszy, sympatycznie wyglądający mężczyzna, mogący sobie liczyć około sześćdziesiątki, klepał na kowadle kawałek drutu, próbując uformować z niego haczyk do drzwi. Przywitały się.
Читать дальше