Utracony język kraju przodków, dumała. Najlepiej uczyć się go od dzieciństwa... Gdy wrócę na wyspę, będę musiała go doszlifować, a i to pewnie do końca życia nie złapię
dobrego akcentu.
Gruba kołdra, dotyk szorstkiego płóciennego prześcieradła na plecach, mocna, aromatyczna herbata, lekka woń stęchlizny, którą przesiąkły kartki... Na chwilę odpędziła lekturą troski. Ale zaraz wróciły.
Ten bydlak zdołał ją namierzyć. Wiedział, że jest z Krakowa? W każdym razie bez problemu ustalił adres mejlowy. To potwierdza, że nie ma przypadku, że to nie są teorie spiskowe Marcela, tylko ktoś na nich rzeczywiście poluje, nawet tu, w Polsce...
Na szczęście nadal zameldowana jest w remontowanym akademiku. To poddasze wynajęła na czarno, istnieje zatem szansa, że nikt jej tu nie namierzy. Spojrzała na drzwi.
Grube, stuletnie dębowe płyciny, przyzwoite zamki i dodatkowo stalowy dwuteownik jako belka ryglująca. Jeśli ktoś spróbuje zaatakować, wytrzymają pięć minut, jakie są niezbędne, by zdążyła zwiać na dach lub dziurą pod łóżkiem przeczołgać się na przyległy strych...
Zagryzła wargi. Gucio jej to pewnie da. Gdy przyjdą po nią, z pewnością zabiorą się do likwidacji profesjonalnie. Nie ucieknie. A już z pewnością nie po dachu...
W kawiarni miała po prostu niezwykle dużo szczęścia. Marynarz był sam. Może był
pewien, że sobie z nią poradzi, może planował pod jakimś pozorem wywabić ją z lokalu, a może... Przymknęła oczy. Zaraz, zaraz... Coś było w piwie? W obu piwach. Siebie by przecież nie truł, to pewnie osad rdzy z dna beczki. Spotkał się z nią. Podejrzewał, że pochodzi z wyspy. Ale dopiero widok tatuażu wywołał w nim nagłą reakcję. Sprawił, że diametralnie zmienił pierwotne plany... A jakie były jego pierwotne plany? Przeciągał spotkanie. Zapewne ktoś jeszcze miał przyjść. Jakiś jego wspólnik?
Był na aukcji czy nie? Jeśli był, zobaczył ich wszystkich czworo. Nie wiedział, że mieszkają oddzielnie. Zabicie jej to drobny sukces. Namierzenie całej grupy byłoby ważniejsze. Dlaczego sobie to odpuścił? Popatrzyła na koguta. Tatuaż, wykonany, gdy była jeszcze niemowlęciem, skrywał sekret jej pochodzenia. Tak znakowano członków ważnych rodów oraz ludzi, którzy widzą metale. W każdym razie on wiedział, co to znaczy. Nie zdołał
ukryć reakcji. Zdradził się momentalnie. Ujrzał przed sobą zaginioną księżniczkę i dostał
małpiego rozumu... Stop! Tak do niczego nie dojdzie. Musi się skupić. Jaki był jego plan pierwotny?
Jak chciał ją namierzyć? Iść za nią, po tym jak kupi książkę? Raczej trudne. Do śledzenia potrzeba kilku zmieniających się osób. Zatem... Ujęła w dłoń wolumin. Obejrzała uważnie.
Okładka, gruby grzbiet... Okucia przynitowane na rogach. Jedno przymocowano jaśniejszymi nieco gwoździkami. Namęczyła się dobry kwadrans, nim używając tandetnego chińskiego multitola, zdołała je usunąć. Okucie dało się łatwo zdjąć. Zbyt łatwo. Tekturę pod nim
wycięto. W zagłębieniu tkwiła mała elektroniczna bździna. Dodatkowo pod skórę okładki wsunięto pętlę z miedzianego drutu, służącą zapewne jako antena.
- Sukinsyn! - szepnęła.
Wydłubała pluskwę i rzuciwszy na podłogę, rozgniotła na kawałki nogą krzesła. Poczuła coś na kształt dumy. Zdołała przejrzeć zamiary wroga...
Pierwszy problem częściowo zneutralizowany. Pozostał drugi. Zagadkowa alchemiczka i jej towarzyszka. Nie przyjrzała im się podczas aukcji, ale dopiero potem, na schodach. Kim są, czego tu szukają? No i to dziś... Znów wpadła na te dwie kobiety. Kompletnie przypadkiem, uciekając przed uzbrojonym bydlakiem. Mogła zginąć tam na ulicy albo w jakiejś bramie, zaszlachtowana jak prosię. Tymczasem to jej prześladowca zginął. Biegł sobie machać nożem i dostał czekanem w łeb. Przypadkowe sojuszniczki, czy może miały już wcześniej z nim na pieńku? Wypadałoby odnaleźć je i podziękować... Tylko jak?
Bębnienie deszczu o szybę powoli ukołysało ją do snu. I nagle usiadła na łóżku, tknięta nagłą myślą.
Jego domniemany wspólnik nie zdążył dotrzeć na miejsce, myślała gorączkowo. Nie wie, że tam byłam. Jeśli nie zapyta barmana, nie dowie się, że ten cały Olgierd ruszył w pościg za mną. Czyli można podjąć grę. Śmiertelnie niebezpieczną, ale jeśli się powiedzie... Gdyby udało się dorwać któregoś żywcem i trochę przycisnąć, to przecież oni znają koordynaty, których potrzebujemy!
Uruchomiła komputer.
marynarz@north.atlantic.university.com
Re: Krystynka
Szanowny Panie Olgierdzie,
przepraszam najmocniej, że nie dotarłam na umówione spotkanie, jednak w okolicy kawiarni aż roiło się od policji. Usłyszawszy, że doszło do morderstwa, a zabójcy zbiegli i być może ukrywają się gdzieś w pobliżu, bardzo się przestraszyłam i wróciłam do domu. Chętnie spotkam się z Panem w innym dogodnym dla Pana terminie. Pozdrawiam.
Anna.
Przeczytała list dwa razy. Brzmi prawdopodobnie? Chyba tak... Dziewczyny są strachliwe. A Kazimierz... No cóż, nie jest to już taka wylęgarnia drechów i bandziorów jak jeszcze dwadzieścia lat temu, ale nadal łatwo można tam dostać w łeb od autochtonów. Przy odrobinie szczęścia kumple zabitego odczytają jego pocztę i spróbują wciągnąć ją w pułapkę
raz jeszcze. A wtedy... Uśmiechnęła się wrednie.
- Tordis de Behoute - szepnęła, zawijając się w kołdrę.
*
Katarzyna przejrzała serwisy informacyjne. Bardzo zdawkowo wspomniano w nich o nocnym zabójstwie, czuła jednak, że policja nie próżnuje. Zapewne zbadano miejsce zbrodni, zwłoki poddano już obdukcji. Teraz ktoś mądry zastanawia się nad narzędziem, które zrobiło kolesiowi dziurę w czole, a ekipa dochodzeniowa odwiedza wszystkie okoliczne lokale, pokazując zdjęcie denata i zabezpieczając nagrania z monitoringu. Przy ciele policja nie znajdzie dokumentów, identyfikacja zajmie im trochę czasu. Chyba że miał w innej kieszeni przysłowiowy kwit z pralni, zgniecione potwierdzenie płacenia za coś kartą kredytową lub bilet miesięczny...
Anna Czwartek... Uciekała przed uzbrojonym człowiekiem. Chciał ją zabić? Raczej nie, gdyby tak było, po prostu by w nią rzucił nożem. Chyba że zamierzał najpierw skrócić dystans. Tak, to możliwe. Bo raczej nie chodziło o porwanie, to się robi inaczej. Trzeba mieć w pobliżu zaparkowany samochód i tak dalej.
Jechało od niego piwem i miał zalaną koszulę. To oznacza, że wybiegł za nią z mieszkania lub lokalu. Jak ona była ubrana? Katarzyna nie zwróciła uwagi... Dziewczyna weszła do pubu, wyczuła niebezpieczeństwo i zaczęła uciekać, a on ruszył za nią. Jeśli policjanci sprawdzą nagrania okolicznych lokali, to jest ryzyko, że szybko uzyskają jej zdjęcie, a w dodatku stanie się główną podejrzaną...
- Co tam grzebiesz? - Kuzynka stanęła w drzwiach.
- Martwię się o dziewczynę. - Kasia opisała pokrótce swoje przypuszczenia.
Alchemiczka poskrobała się z frasunkiem po nosie.
- Czy mogłabyś włamać się przez Internet na komputer lokalu i po prostu skasować nagrania z monitoringu? - zagadnęła. - I może te z kładki, bo jeśli była jakaś kamera w pobliżu miejsca, gdzie go zaciukałam, to nie daj Boże dodadzą jedno do drugiego, to i nasze fotki też będą mieli.
- Za dużo się filmów naoglądałaś - westchnęła Katarzyna. - To tak nie działa. Najczęściej montuje się zestaw kamerek, które są podłączone do rejestratora. Tam obraz nagrywany jest na pojemny dysk, a powiedzmy, po tygodniu nadpisywany kolejnym nagraniem. Można podpiąć komputer i zrobić podgląd, ale robi się to tylko w razie konieczności. No chyba że właściciel nieustannie szpieguje swoich pracowników. Kamery pewnie nas uchwyciły, ale tam mają raczej takie o marnej rozdzielczości, do obserwacji tłumu. W sklepach mogą być lepsze.
Читать дальше