Przyszła Kasia. Otworzyła pokrywę.
– Będzie potrzebne wiaderko gliny – powiedziała.
– Skąd wiesz? – zdziwiłem się.
– Glina to nie problem – uśmiechnęła się jej kuzynka. – Siadajacie, proszę.
Usiedliśmy przy stole w wygodnych fotelach.
– A wiec wypełnili panowie swoją część zobowiązania – powiedziała nasza gospodyni – Czy teraz opuszczą panowie to niegościnne miasto?
– Niegościnne? – zdziwiłem się.
– Zastanawialiśmy się nad tym – powiedział Szef. – I zdecydowaliśmy się pozostać do czasu, aż odnajdą panie sarkofag. Nasza pomoc jako urzędników państwowych…
– Rozumiem – uśmiechnęła się – Dziękujemy za troskę. Czy mam rozumieć, że to propozycja połączenia wysiłków?
Kasia dała ostrzegawczy znak ręką.
– Chwileczkę – powiedziała – Czego oczekujecie w zamian?
– Naszą pasją jest rozwiązywanie zagadek przeszłości – powiedział Szef. – Nie wysuwamy żadnych roszczeń do wyników waszych badań.
– Zgoda – powiedziały obie jednocześnie, a potem spiorunowały się nawzajem wzrokiem.
– A więc musimy odnaleźć sarkofag Sędziwoja – powiedziała Stasia – Czy mają panowie jakieś pomysły?
– Cóż, na naradach wojskowych zawsze wprowadza się zasadę, że wypowiadają się po kolei oficerowie od najmłodszych stopniem. To zabezpiecza swobodę dyskusji, bo gdyby najpierw przemawiał generał, to jego podwładni mogliby się obawiać wysuwać kontrpropozycje, a gdyby usiłowali podważać jego zdanie, groziłoby to upadkiem jego autorytetu, co na wojnie jest niebezpieczne. Dlatego, jeśli pozwolicie, wypowiem się jako ostatni…
– Jest pan bardzo mądrym człowiekiem – uśmiechnęła się Stasia. – A więc Kasiu, zaczynaj.
– Sądzę, że najpierw trzeba byłoby ustalić miejsce pochówku Sędziwoja – powiedziała z namysłem – Wówczas będzie można zastanowić się, gdzie został pogrzebany.
Jej kuzynka skłoniła głowę i oddała mi głos.
– W następnej kolejności musimy ustalić, czy został pogrzebany w miejscu śmierci, czy też jego zwłoki przewieziono gdzieś dalej.
Popatrzyłem na Szefa.
– A więc miejsce śmierci – powiedział. – Co wiemy na ten temat?
– Od mniej więcej 1620 roku mieszkał w Krawarzu – powiedział Szef – Zmarł w 1636 roku, w wieku około osiemdziesięciu lat… Prowadził badania alchemiczne w znajdującym się tam zamku.
– Dobrze – powiedziała Stasia, wobec tego gdzie jest Krawarz?
– Przypuszczamy, że ta wieś nazywała się Krawarz w czasach, gdy ta część, prawdopodobnie Śląsk, należała do ziem koronnych – powiedziała Kasia – Niestety, potem przez trzy wieki Niemcy germanizowali te tereny…
– W takim przypadku po drugiej wojnie światowej, gdy odzyskaliśmy te ziemie, nazwa, już zgermanizowana została ponownie zmieniona.
– Krawarz – mruknąłem – Co wiemy? Był tam zamek i kościół. Takich miejscowości na Śląsku znajdziemy setki. Jedynym wyjściem wydaje mi się wysłać listy do wojewódzkich konserwatorów zabytków na podejrzewanym przez nas terenie z prośbą o przesłanie spisów epitafiów wszystkich kościołów powstałych przed 1636 rokiem. W tym przypadku, jeśli zachowała się płyta nagrobna, możemy znaleźć grób…
– Metoda ta posiada pewne wady – zauważyła Stasia – Po pierwsze, kościół, w którym pogrzebano alchemika, mógł zostać w międzyczasie przebudowany lub zniszczony w czasie działań wojennych. Po drugie, epitafium mogło zostać zniszczone w czasie wojen. Po trzecie, grób mógł być wykorzystany wtórnie. Po czwarte, mogło nie być żadnej tablicy nagrobkowej, tylko sarkofag stojący w
krypcie rodzinnej. Wreszcie mogło się wydarzyć tysiące innych wypadków losowych…
– Tą drogą nie zajdziemy do celu – powiedziała Kasia – Trzeba
zidentyfikować wieś inaczej…
Szef uniósł dłoń do góry prosząc o głos.
– Obawiam się, że popełnimy tu pewien błąd – powiedział – Po śmierci alchemika jedna z jego córek odziedziczyła dom w Krakowie, a druga wieś Krawarz, prawdopodobnie wraz z zamkiem i dom w Ołomuńcu.
– Czyli Krawarz będzie się znajdował w pobliżu Ołomuńca – ucieszyłem się – Bo raczej nie dał jej w spadku wsi i domu oddalonych o setki kilometrów.
– Też tak sądzę, choć nie mamy oczywiście pewności – powiedział Szef – W tamtych czasach szlachcic mógł mieszkać w mieście, a wyciskanie zysków ze wsi pozostawić w rękach plenipotentów…
– Mamy problem – powiedziała Kasia, która w między czasie wertowała indeks mamy samochodowej Polski. – Nie mogę tu znaleźć Ołomuńca.
– Bo miejscowość ta leży w Czechach – wyjaśnił Szef spokojnie – Nie zapominajcie, jak bliskie stosunki nawiązał swojego czasu nasz przyjaciel z dworem w Pradze…
– A więc czeka nas wycieczka do Czech – mruknęła Stasia – Dobrze, że nie na Księżyc…
Kasia popatrzyła na mnie uważnie.
– Czy Storm mógł pojechać do Czechosłowacji przed wojną? – zapytała.
– Mógł, dlaczego nie – odpowiedziała Stasia – Drobne konflikty
dyplomatyczne nie przeszkadzały obywatelom obu krajów w przekraczaniu granicy.
– Nie, coś mi się tu nie zgadza – powiedział Szef – Wyobraźcie sobie, że do proboszcza w czeskim kościele przybywa żydowski cadyk z Polski i domaga się otworzenia sarkofagu człowieka od trzystu lat śpiącego snem wiecznym. Proboszcz, jak sądzę, wezwałby aktyw parafialny i przegnał gościa gdzie pieprz rośnie.
– Cadyk przybywa zamaskowany, strój organizacyjny zostawił w hotelu – podsunąłem – Legitymuje się fałszywymi dokumentami, upoważnieniem prymasa na przykład i proboszcz jeszcze mu młotek przyniesie.
– Dobrze – powiedział Szef – Przyjmijmy na chwilę twój punkt widzenia. Storm podaje się za zagranicznego naukowca, nie zostaje rozszyfrowany. Dostaje się do grobu Sędziwoja. Tylko po co?
– Kamień Filozoficzny – powiedziała Stasia poważnie. – To go
przyciągnęło.
– Kamień Filozoficzny ukryty w grobie? – zdumiałem się – Przyznam, że nie rozumiem – wzruszyłem bezradnie ramionami.
– Widzisz, Pawle, tylko bardzo nieliczni spośród alchemików produkowali go samodzielnie. Weźmy trzech fachowców którzy chwalili się znajomością transmutacji metali. Seton otrzymał tynkturę, prawdopodobnie od włóczęgi lub rozbitka na wybrzeżu Anglii. Sędziwój swój zapas kamienia dostał od Setona. Z kolei Kelley wszedł w posiadanie kamienia w jeszcze dziwniejszy sposób. W pewnej karczmie w Anglii zaproponowano mu zakup starego manuskryptu alchemicznego. Ponieważ cena była dość wygórowana, a on się wahał, zaproponowano mu dodatkowo dwie kule z kości słoniowej. Historia manuskryptu była zaskakująca. Podczas porządkowania ruin pobliskiego klasztoru znaleziono trumnę mnicha, a w niej szkielet w habicie. Na piersi zmarłego leżał wspomniany wyżej pergamin, zaś w dłoniach mnich ściskał obie kule. Kelley zbadał je dokładnie i udało mu się je rozkręcić. W pierwszej było trochę niebieskiego proszku, sądzę, że mógł to być jakiś związek srebra, uchodzący za gorszą odmianę Kamienia Filozoficznego. Nazywany był białą tynkturą i służył do przemiany metali w srebro. W drugiej kuli był proszek czerwony, czyli czerwona tynktura – Kamień Filozoficzny.
– Jeśli Storm znał tę historię, to mógł zapragnąć zajrzeć do trumny Sędziwoja – mruknąłem – Otworzył sarkofag i zobaczył napis wyryty po wewnętrznej stronie wieka.
– Zaraz – powiedziała Kasia – Słyszałam, że Sędziwój straszy na rynku w Nowym Sączu.
Parsknęliśmy śmiechem. Zaczerwieniła się, ale zaraz popatrzyła na nas wyzywająco.
Читать дальше