– A niech mnie kule biją! To przecież Pan Samochodzik – wykrzyknął na widok Szefa.
Z wnętrza wysypali się jeszcze dwaj mechanicy.
– Pawle, poznaj moich przyjaciół – powiedział Szef. – Wilhelm Tell, Sokole Oko i Wiewiórka…
Wymieniliśmy uściski dłoni.
– A więc, czym możemy służyć? – zagadnął Wiewiórka, podnosząc maskę wozu. Popatrzył w mechanizm i pokiwał w zadumie głową.
– No cóż – powiedział Szef – Chciałem prosić was o maleńką przysługę.
– Panie Tomaszu – powiedział z wyrzutem Sokole Oko. – Pan ma prawo nie prosić, ale żądać!
Szef uśmiechnął się lekko.
– A więc, panowie, mamy taki problem.
Wydobył z wnętrza wozu atanator. Przeszliśmy do warsztatu. Postawił go na stole. Odpakowali i zapatrzyli się nań w zdumieniu.
– Co to takiego? – zapytał ostrożnie Wilhelm Tell.
– To piecyk alchemiczny – wyjaśnił Szef. – Trzeba go będzie skopiować.
– Ma być na wczoraj? – zapytał Wiewiórka.
– Niestety… Jutro świtem musi być z powrotem na miejscu. Kiwnęli jednocześnie głowami. Sokole Oko wyjął z kieszeni suwmiarkę i zbadał grubość blachy.
– Trzy przecinek pięć – powiedział. – Chyba nie mamy takiej na składzie.
– Weźmy tę karoserię od UAZ-a – zaproponował Wiewiórka. – Z lewej burty wytniemy kawałek o odpowiedniej szerokości.
Zakrzątnęli się przy robocie, aż miło było popatrzeć. Szybko wymierzyli wszystkie elementy. Zawarczały szlifierki. Wiewiórka tańczył wokół piecyka z linijką i taśmą mierniczą i wesoło wykrzykiwał kolejne liczby.
– Opowiadałem ci o nich – powiedział Pan Samochodzik. – Popatrz, że przez te wszystkie lata nie zmienili się specjalnie. Nadal są pełni zapału.
– To prawda – powiedziałem.
Mój wzrok przesunął się powoli po ścianach. Nieoczekiwanie wypatrzyłem oprawioną w szkło fotografię. Podszedłem, żeby się jej dokładniej przyjrzeć. Na tle namiotu stał Szef w otoczeniu trzech harcerzy. Był młodszy o dobre trzydzieści, a może nawet czterdzieści lat.
– Trochę czasu upłynęło – powiedział Szef, który niepostrzeżenie stanął mi za plecami.
Nad fotografią na ścianie wisiała pociemniała ze starości drewniana kusza ze stalowym łuczyskiem.
– Pamiętasz jeszcze, jak się z tego strzela? – zagadnął Szef Wilhelma Tella, który właśnie szukał czegoś na regale obok nas.
– Jasne – uśmiechnął się – Dzieci też nauczyłem. Nie zaginie umiejętność. Życzy pan sobie, panie Tomaszu polakierować, poniklować czy oksydować?
– Na czarno – zadecydował Szef – Nity muszą być żelazne.
– Domyśliliśmy się – odkrzyknął Wiewiórka.
– Nie znacie kogoś, kto byłby w stanie odlać nam ze szkła taką kulę? – Szef pokazał kartkę z moimi notatkami i schematycznym rysunkiem.
– Baśka miał warsztat szklarski, ale od dawna przestawił się na
produkcję witraży – zauważył Sokole Oko – ale znamy takiego rzemieślnika, może on będzie w stanie…
– Spora ta piłeczka – mruknął Wilhelm Tell. – Panie Tomaszu, a może w sklepie firmowym huty szkła Wołomin?
– Musiałbym wracać się do Warszawy – westchnął Szef.
– Niekoniecznie. Mają sklep także w Krakowie – zapisał nam na kartce adres.
Szef wręczył mi ją.
– Pawle, weźmiesz nasz samochód i pojedziesz. Zobaczysz, co mają.
– Tak jest – przytaknąłem. – Szkło żaroodporne?
– Tak i najlepiej niech to będzie czysta krzemionka SiO2. Lepiej, żeby nie wchodziło w reakcje z zawartością…
– A może właśnie musi wchodzić? – zapytałem. – Jeśli ma to być dokładna kopia?… Może w doświadczeniach Sędziwoja szkło reagowało?
– Przecież tłukli kryształy górskie – powiedział z przyganą.
Pojechałem. Uliczki o tej porze były strasznie zatłoczone. Niestety, na miejscu okazało się, że sklepik został zlikwidowany. Westchnąłem ciężko i wróciłem do warsztatu. Trzej byli harcerze kończyli już rekonstrukcję pieca.
– Masz to? – zagadnął Szef.
– Niestety… – wyjaśniłem mu problem.
– No cóż, niech się nasze alchemiczki wykażą – uśmiechnął się. – A więc, ile jestem ostatecznie winien?
Wiewiórka zamachał gwałtownie rękami.
– Panie Tomaszu, wstydzilibyśmy się robić dla pana coś za pieniądze.
Obejrzałem wykonany przez nich atanator. Był identyczny jak ten przywieziony przez nas z muzeum. Blacha została poczerniona, tylko dziesiątki nitów połyskiwały srebrno. Wydawał się solidniejszy niż ten przywieziony z muzeum. I chyba był też ładniejszy.
– Trzeba jeszcze wylepić od środka gliną i dokupić jajo – powiedział Szef.
– No, to jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia – wstawił oba piece do jeepa i wyjechaliśmy z podwórza.
– Nie wiedziałem, że pańscy dawni przyjaciele mają warsztat samochodowy – powiedziałem w zadumie.
– A dlaczego nie mieli by mieć? – zdziwił się Szef – Z czegoś trzeba żyć. Nie wszyscy mogą być detektywami – puścił do mnie oko – Podjedź pod muzeum.
Wyjął telefon komórkowy i przez chwilę rozmawiał z dyrektorem Lucjuszem. Gdy podjechaliśmy przed budynek, stary muzealnik stał na schodach.
– Czuję, jak wraca mi życie – powiedział na widok zabytku.
Zanieśliśmy go na piętro i umieściliśmy bezpiecznie w magazynie.
– Pokażcie jeszcze tę rekonstrukcję – zachęcił.
Szef otworzył bagażnik. Dyrektor obejrzał starannie kopię.
– Naprawdę niezła – powiedział. – A więc tajemnicze młode damy dopięły swego.
– Za obopólną korzyścią – uśmiechnął się Szef.
Siedliśmy do wozu i ruszyliśmy pod antykwariat.
– Co robimy dalej? – zapytałem – Właściwie, to nasze zadanie zostało wypełnione.
– Właściwie z nawiązką – uśmiechnął się Szef – Odzyskaliśmy całą masę książek z biblioteki Storma, do tego dostarczamy właśnie naszym niedawnym konkurentkom piecyk. Jedynym pokrzywdzonym jest Aulich, ale w sumie to mu się należało za niszczenie zabytków – znalazłszy usprawiedliwienie Szef odprężył się lekko.
– Więc moglibyśmy wracać.
– Hmm… Sądzę, że przerywać poszukiwania na tym etapie to skrajna głupota. Popatrz, ile już zdziałaliśmy: rozwiązaliśmy zagadkę Storma…
– Ale ciągle nie wiemy, po co im to pudło – pieszczotliwie poklepałem piecyk.
– No właśnie. Poza tym jest jeszcze coś. Przypomnij sobie napis wywabiony przez Aulicha. Po wewnętrznej stronie sarkofagu jest zawarty klucz do "Niemej Księgi", a raczej rozwiązanie tego problemu w postaci zapisu…
– Grób Sędziwoja odnajdą sobie same.
– Ale my musimy jako pracownicy ministerstwa wyrazić zgodę na ekshumację – zauważył.
– Gdy już go znajdą, nie będzie im potrzebna żadna zgoda – westchnąłem. – Wezmą swój laser i wypalą dziurę…
– Właśnie po to, żeby wszystko było zgodnie z prawem, musimy dopilnować tej sprawy – powiedział Pan Samochodzik. – Poza tym, sami jesteśmy ciekawi. Nie prawda?
– Prawda – przytaknąłem.
Zatrzymałem się przed antykwariatem. Mimo późnej pory paliło się wewnątrz światło.
Czy powinniśmy wyjechać * Szukamy grobu alchemika * Sekret Kelleya * Gdzie straszy duch Sędziwoja * Odrobina zdrowego rozsądku
Zapukaliśmy do drzwi i po chwili otworzyła nam panna Stasia. Weszliśmy do środka.
– Mamy dla was zgodnie z umową piecyk – powiedział Szef, stawiając atanator na podłodze. – Niestety bez jaja filozoficznego wewnątrz. – Szkło to najmniej ważny element – uśmiechnęła się. – Poradzimy sobie z tym już bez panów pomocy.
Читать дальше