Marina i Siergiej Diaczenko - Dolina Sumienia

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Dolina Sumienia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dolina Sumienia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dolina Sumienia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dolina Sumienia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dolina Sumienia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Obok – i naprzeciwko – siedzieli na takich samych ławkach młodzi ludzie, zaopatrzeni w butelki z piwem. Popijali. Rozmawiali. Patrzyli na słońce przez bardzo ciemne okulary. Śmiali się.

Tuż przed nim zatrzymał się samochód. Wyskoczyła z niego kobieta o bardzo długich, w czarnych kozaczkach, nogach:

– Nie wie pan, jak dojechać stąd do placu Arabskiego?

Wytłumaczył. Kobieta podziękowała, wskoczyła z powrotem do samochodu, a ten, kto siedział za kierownicą, wcisnął pedał.

Gałązki bzu poruszały się. Po asfalcie pełzły krótkie, ażurowe cienie.

„Przegrałem – w zakłopotaniu myślał. – Dlaczego?”

Może przegrałem właśnie w tym momencie, kiedy uwierzyłem, że na świecie istnieje jakaś prawda? Że jest we Wszechświecie coś niezmiennego, co nie zależy od żadnych okoliczności?

Wstał. Otrzepał spodnie. Poszedł w prawo, drogą i dalej ulicą Wał Jarosława.

– Może kupi pan pomarańcze – powiedziała dziewczyna za ladą, przy wejściu do sklepu warzywniczego „Złota Jesień”.

Kupił kilogram. Sześć pomarańczowych piłek w czerwonej, plastikowej siatce.

– Nie wie pan, która jest godzina? – uprzejmie spytał około dwunastoletni chłopiec, w okrągłych okularach.

– Wpół do czwartej – powiedział, spoglądając na tarczę na swoim nadgarstku.

Chłopiec zawahał się:

– A... czy pan czasami nie jest trollem?

– Tylko w połowie – wyznał z żalem.

– Mogę panu jakoś pomóc?

Zmierzył swojego rozmówcę wzrokiem. Chłopiec, jak każdy inny, w szkolnych spodenkach i krótkiej kurteczce, ze szmacianą torbą na plecach.

– Trochę za późno – powiedział, wyciągając do chłopca pomarańczę. – Niczym już nie pomożesz. Człowiek całe życie marzył, że będzie miał ukochaną kobietę i przyjaciela... Ale odmówił sobie tego prawa. I dopiero teraz okazało się, że jest po prostu starym idiotą. Że mógł zbudować zamek, wypełnić go żonami, przyjaciółmi, czym tylko dusza zapragnie... i żyć sobie śpiewająco. Że rozumny człowiek na pewno zrobiłby tak na jego miejscu.

– Czy rozumni ludzie zawsze zwyciężają? – spytał chłopiec, starannie zdejmując pachnącą, pomarańczową skórkę.

– Zawsze – powiedział troll.

– Jest mu źle?

– Tak. Bardzo.

– Może przecież poprosić o pomoc przyjaciela? Albo ukochaną kobietę?

– Skąd? Nie pamiętasz – przecież ich nie ma...

* * *

Wład otworzył oczy. Spał.

Śniła mu się Anna. Jak gdyby stoi po drugiej stronie toru kolejowego, a obok przelatują jeden za drugim pociągi, a może to jeden i ten sam pociąg bez końca... I widzi Annę w prześwitach między wagonami. Dzięki krótkim błyskom światła.

A może to nie była Anna? Widział ją tak rzadko, że spokojnie mógł się pomylić.

Wstał. Podszedł do miejsca, gdzie wcześniej było okno. Przyłożył głowę do mocnego, żółtawego, ledwo odczuwalnie pachnącego styropianu.

Nie, to nie styropian. To materiał już zupełnie innej generacji. Można go drapać paznokciami, gryźć zębami – i tak się nie podda. To materiał najlepszej klasy. Wytrzymały. Żywotny. W duchu dzisiejszych czasów.

Nie widział Angeli czwarty dzień. Coraz mocniej pętały go więzy. Tylko tym razem podchodziła mu do gardła nie tęsknota, ale czarna złość.

Obszedł pokój wzdłuż ściany. Nie zajęło mu to dużo czasu. Pętla. Jeszcze jedna. Jak zwierzę w klatce. Chore, opadające z sił zwierzę.

Jaki dziś mamy dzień? Jest rano? Wieczór? Która godzina? Nie ważne...

Zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami. W okrągłym „iluminatorze” odbijała się jego własna twarz. Jak w lustrze. Zobaczył niemłodego już, siwiejącego, wymęczonego – ale za to bardzo skupionego, z ciągle jasnym spojrzeniem mężczyznę.

– To nic – powiedział sam do siebie. A raczej, nie powiedział nawet – tylko poruszył ustami.

I jakby w odpowiedzi na to krótkie słowo, gdzieś zza szkła doszedł do niego odgłos ciepłej fali. Tylko odgłos. Ale z bardzo bliska. Wystarczy wyciągnąć rękę i...

– Jesteś tutaj – powiedział Wład powoli. Ciężkie drzwi nawet nie drgnęły.

– Jesteś tutaj – powtórzył szeptem. – Jesteś tam, za szkłem. Po drugiej stronie lustra. Słyszysz mnie. Nie możesz mi nic zrobić, biedna. Nie możesz się uwolnić ode mnie... A przecież ja i tak stąd wyjdę. Ja...

Do niej rzeczywiście będzie należał cały świat. Będzie miała podwodne pałace, a możliwe, że zdobędzie władzę nawet nad wschodami i zachodami słońca. Będą wybijali monety z jej podobizną. Jest o krok od zwycięstwa, ona naprawdę może...

– Ale nie uda ci się mnie kupić – powiedział ledwo dosłyszalnie. – Ani nastraszyć. Ani przekonać. Dobrze o tym wiesz.

W karku narastał ból. Zaczynały drętwieć mięśnie szyi.

– Nosisz bombę w kieszonce – ciągnął dalej samymi ustami. – Niepotrzebnie związałaś się ze mną. Ja... ja potrafiłem wyrzec się Anny! Myślisz, że nie uda mi się przeszkodzić tobie?!

Roześmiał się.

– Pierwsza wyciągniesz do mnie rękę... Ale tak tobą pogardzam, że nawet pod groźbą śmierci nie dotknę ciebie. Jesteś dla mnie taka okrutna. Ty, która miałaś szansę stać się normalnym człowiekiem... No dalej, otwórz drzwi!

Tylko ostatnie słowa, jak się wydaje, powiedział głośno.

– Otwórz! Słyszysz?

Czekał. I w odpowiedzi coś trzasnęło w korytarzu. Usłyszał, chociaż ściany pokoju prawie zupełnie pochłaniały dźwięki. Co się tam dzieje? Jakiś krzyk? A to co? Jakiś wystrzał?! „Cofnąć się! Proszę się cofnąć!” – ktoś krzyczał za drzwiami.

– Otwórzcie! – wrzasnął Wład.

I pomyślał przestraszony: jeżeli Angeli coś się stanie...

Zrobiło mu się wstyd z powodu swojej małoduszności. Dał spokój.

Drzwi bardzo powoli, jakby w strasznym śnie, zaczęły się otwierać. Milimetr po milimetrze.

W progu stanęła kobieta.

„Chcą mnie doprowadzić do szaleństwa” – ze strachem i wściekłością pomyślał Wład.

Wysokie kości policzkowe. Długie włosy przyprószone siwizną na skroniach. Ogromne, rozbiegane, z pożądliwym blaskiem, oczy. Przygryzione wargi. Blada twarz ze starej monety.

Kobieta wstrzymała oddech, widząc Włada. Po chwili wąskie plecy podniosły się – wdech – i opadły:

– Ty...

Ruszyła do przodu. Wład patrzył na nią, zapamiętując najdrobniejsze szczegóły: „kurzą łapkę” zmarszczek na kości policzkowej, od napięcia rozdymające się cienkie nozdrza, każdy włosek ściągniętych brwi. Był trochę jak starodawny aparat, z którego na moment ktoś ściągnął czarną pokrywą, dając możliwość tylko ten jeden jedyny raz – i na bardzo krótko – coś zobaczyć.

(A w korytarzu na podłodze siedziała Angela. Włosy jej rozsypały się po ramionach. Patrzyła na Włada – ze strachem, z nienawiścią, z wyrzutem. Ale też, jakby bez znaczenia, daleko, gdzieś przed siebie).

Wład przeniósł wzrok na osobę, która stała przed nim.

Na Annę.

Anna, bez przekonania, jakby prosząc o przebaczenie, uśmiechnęła się:

– Właśnie...

(Sanitariusz stał twarzą do ściany. Na założonych na plecy rękach miał kajdanki).

Zachar Bogorad szybko, zdecydowanie, zamachał do Włada:

– Wszystko w porządku?

Tak, to był Zachar Bogorad. Wład potrząsnął głową, jakby dopiero się obudził. Powoli przytaknął.

– Stale szukałem czegoś podobnego – wyznał Bogorad, przekazując skutego sanitariusza pod opiekę barczystego chłopaka w sportowej kurtce. – Zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak, kiedy tak nagle zniknąłeś... Ale pewnie o wiele wolniej bym się posuwał w śledztwie, gdyby jej – spojrzał z góry na siedzącą Angelę – nie przyszło do głowy napisać listu od ciebie. Napisać list na dobrze znany tobie adres. Jakby od ciebie. Do Anny. Chciała się chyba na kimś za coś zemścić? Ale na kim? I za co?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dolina Sumienia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dolina Sumienia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dolina Sumienia»

Обсуждение, отзывы о книге «Dolina Sumienia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x