Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Marina i Siergiej Diaczenko

Magom wszystko wolno
tytuł oryg. Magam można wsio
Przełożył Piotr Ogorzałek
SOLARIS
Olsztyn 2005
Milion lat temu...

No dobrze, może nie milion lat, lecz tak czy inaczej bardzo dawno temu nad brzegiem morza było sobie miasteczko. Jego ubodzy mieszkańcy utrzymywali się z tego, że wynajmowali swe domostwa gościom. Ci pojawiali się latem, kiedy morze było ciepłe i kwitły magnolie; chcieli radości i miasteczko, które przytuliło się do skraju najpiękniejszego na świecie parku, tę radość im dawało.

Milion lat temu.

Drzwi maleńkiej łazienki były szczelnie zamknięte, gdyż w pokoju spał syn; tu, między wanną i klozetem, było bardzo ciasno, metr kwadratowy wytartych płytek pod nogami, metr kwadratowy obsypanego sufitu nad samą głową, zapas wody w cynkowym baku, maleńkie lusterko poplamione pastą do zębów, w lustrze odbijają się dwie twarze - jedna naprzeciw drugiej - zbyt blisko siebie, jakby chwilę przed pocałunkiem, i rozmówców można by uznać za zakochanych, jeśli nie patrzyć im w oczy.

- Czy ty nie rozumiesz, że po tym, co powiedziałaś, niczego już między nami być nie może? Że nigdy nie uda mi się pogodzić z tym, co powiedziałaś? Że to koniec?

- A co ja takiego powiedziałam?

(Nie usprawiedliwiać się! Tylko się nie usprawiedliwiać. To... żałosne).

- Co powiedziałaś?!

- Tak, co powiedziałam? Dlaczego ty...

Nie ma odpowiedzi. Są drzwi, które otwierają się i na powrót zamykają.

Jest woda w cynkowym baku i malutkie, brudne lusterko, które odbija teraz już tylko jedną brzydką, czerwoną, wykrzywioną płaczem twarz.

Już świta, jednak żółta lampka pod sufitem ma to gdzieś”. Tak, jak letnie słońce ma gdzieś kobietę, która skuliła się na brzegu wanny. Jakakolwiek by się wydarzyła tragedia - słońce będzie wschodzić o czasie i nawet jeśli kurort ze wszystkimi mieszkańcami pewnego dnia pogrąży się w morzu, słońce ciągle będzie tak samo wschodzić i zachodzić, przez milion lat...

Wydarzyło się to Milion lat temu. Teraz nie ma to żadnego znaczenia.

Rozdział pierwszy

Interesująca heraldyka:
CZARNY TCHÓRZ NA ZŁOTYM POLU

- Jak zdrowie pańskiej sowy?

- Sowa ma się świetnie, dziękuję bardzo...

Moja sowa zdechła przed pięciu laty, jednak odpowiedziałem tak, jak tego wymagała uprzejmość. Powiadają, że współczesny rytuał wymiany uprzejmości ma swoje korzenie w dawno zapomnianym narzeczu; onegdaj powitanie tak właśnie, mniej więcej, brzmiało: „kom sawa ”*[* - przypis: - sawa (ros. fonet.) - sowa.]?

Gość kiwnął z takim zadowoleniem, jakby zdrowie mojej sowy naprawdę niezmiernie go interesowało. Odchylił się na oparcie cudownie niewygodnego fotela, przypatrując mi się spod nastroszonych, rzadkich brwi.

Jak na swoje pięćdziesiąt dziewięć lat nie wyglądał źle. Wiedziałem, że nie jest magiem dziedzicznym, lecz mianowanym, że magiczny tytuł otrzymał będąc już wiejskim komisarzem i podczas atestacji zawyżyli mu stopień - dali trzeci zamiast czwartego.

Wiedziałem także, jakie ma o mnie zdanie.

- A jak zdrowie pańskiej sowy, panie komisarzu?

- Dziękuję - odparł powoli. - Ma się świetnie.

Wiedziałem, że tego samego dnia, kiedy komisarz został mianowany magiem, wszyscy okoliczni myśliwi dostali zamówienie na młodą sowę. Niemało sowich rodzin poniosło wówczas ciężkie straty, spośród kilkudziesięciu piskląt świeżo upieczony mag wybrał jedno - i teraz moje pytanie oraz jego odpowiedź byty pełne ukrytego znaczenia, gdyż wybrana przez komisarza sowa okazała się cherlawa i ciągle chorowała.

Albo może to on o nią nie dbał?

Milczenie się przedłużało. W końcu komisarz westchnął ponownie:

- Panie dziedziczny magu, w imieniu komisariatu i mieszkańców z radością chciałbym przekazać panu zaproszenie na Dożynki, które odbędą się ostatniego dnia żniw.

Uprzejmie pochyliłem głowę. Komisarz patrzył na mnie ze zmęczeniem i jakby bólem. Sowa świadkiem, nie chciał przychodzić do mnie z pokorną prośbą: sam ze wszystkich sil próbował uporać się z tą sprawą - w ciągu ostatnich trzech dni na niebie co chwilę pojawiały się obłoczki, bezsilne, bezskuteczne i bezpłodne. A on stał pośrodku podwórza, mamrotał wyuczone zaklęcia, nawet płakał - najwidoczniej z bezsilności. A potem przełamał odrazę i strach, wsiadł w dwukółkę i pojechał do mnie. Po drodze zawracał nie raz i nie dwa, jechał z powrotem i znowu zawracał - i oto siedzi teraz, patrząc mi w oczy. Na coś czeka. Naiwny.

- Jestem wielce zobowiązany - odparłem z przejęciem. - Przyjdę na pewno.

Komisarz przełknął ślinę; czekało go sformułowanie prośby i z przyjemnością przyglądałem się jego mękom.

- Panie dziedziczny magu... - odezwał się w końcu. - Pozwoli pan zwrócić swą uwagę na suszę.

- Co takiego? - zapytałem z lekkim uśmiechem.

- Na suszę - zmusił się do odpowiedzi komisarz. - Już prawie miesiąc nie było deszczu... poza tym stan wschodów... wzbudza niepokój. Chłopi boją się, że dożynki będą... niewesołe.

Zamilkł i wbił wzrok w nasadę mego nosa; uśmiechnąłem się szerzej.

- Mam nadzieję, że mnie nikt o nic nie podejrzewa?

Komisarz zaczął przygryzać wargi:

- Ależ co pan, co pan... W żadnym wypadku. Ta klęska żywiołowa ma niewątpliwie naturalny... nie magiczny charakter. Jednak jeszcze trochę - i czeka nas nieurodzaj, porównywalny z katastrofą sprzed trzydziestu lat; pan na pewno nie pamięta...

W ostatnich słowach dało się słyszeć lekkie przymilne nutki.

Jeszcze trochę - i powie do mnie „synku”, a może nawet „wnuczku”!

- Nie pamiętam tak zamierzchłych czasów - przyznałem ze śmiechem. - I, szczerze mówiąc, nigdy nie interesowałem się rolnictwem. Jeszcze do niedawna byłem pewien, że brukiew rośnie na drzewach!

Komisarz patrzył na mnie z przygnębieniem; dać by ci motykę, wyraźnie mówiło jego spojrzenie. Wygnać w pole, pod palące słońce, i wtedy na ciebie popatrzeć, wyrośniętego, sytego nieroba. Choć raz popatrzeć na twój pojedynek z grządką brukwi!

W następnej sekundzie komisarz głośno westchnął i zamknął oczy. Widocznie scenka, którą sobie wyobraził, okazała się zbyt wyrazista.

Przestałem się śmiać. Przez chwilę milczałem, napawając się bezsilną złością mego gościa; splotłem palce i przeciągnąłem się, rozprostowując stawy:

- Jeśli pan, panie magu trzeciego stopnia, nie jest w stanie zorganizować małego obłoczka - proszę się zwrócić do wioskowych staruszek. Ludowe metody nie zawsze zasługują na kpiny...

Wstał. Niewątpliwie miał jeszcze w zapasie jakieś argumenty - pieniądze, zaszczyty, apelowanie do mojego sumienia - jednak pogarda okazała się silniejsza.

- Żegnam pana, panie dziedziczny magu. Życzę zdrowia i pomyślności pańskiej sowie!

Słowo „dziedziczny” wymówił z nieukrywaną pogardą. Hardzi, och, hardzi jesteśmy, nie ma na to rady, i nasza hardość idzie przodem, rozpychając wszystkich łokciami...

- Ostrożniej - rzekłem z troską w glosie. - Proszę patrzeć pod nogi.

Komisarz drgnął.

Na temat mojego domu krążyło po okolicy wiele legend: mówiło się na przykład o bezdennych studniach, w których masowo walają się ofiary ukrytych zapadni, o hakach, oparach, duszących tiulem firankach i innych niebezpieczeństwach czyhających na niepożądanego gościa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Magom wszystko wolno»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Magom wszystko wolno»

Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x