Właściwie to słusznie: Władza, by była Władzą powinna być niepojęta i nieprzewidywalna — inaczej nie będzie to Władza, a zwykłe kierownictwo… Można tu, przy okazji przypomnieć, jak w jednym z sąsiednich Światów obcy eksperci usiłowali przewidzieć wygibasy polityki pewnego potężnego i zagadkowego Mocarstwa: odnotowywali w jakim porządku zajmują podczas świąt swoje miejsca na grobie Założyciela tamtejsi hierarchowie, jakie są odstępstwa od alfabetycznego porządku podczas wyliczania ich imion i tak dalej. Eksperci byli kompetentni i mądrzy, ich wnioski głębokie i niewątpliwie logiczne, tyle tylko że nie mogli w swych niezawodnych przewidywaniach utrafić ani razu… Tak więc, jeśli wymienieni powyżej eksperci zaczęliby analizować sytuację podczas przygotowania do obchodów Święta Tańczących Świetlików 3019 roku Trzeciej Ery, to na pewno wymyśliliby coś takiego: „Ponieważ przygotowanie święta w tym roku po raz pierwszy powierzono klofoeli Pokoju, to należy to interpretować ów fakt tak, że w elfickim kierownictwie ekspansjoniści zdecydowanie górują nad izolacjonistami, i należy oczekiwać gwałtownie narastającej obecności elfów w kluczowych regionach Sródziemia. Niektórzy analitycy uważają, że u podstaw tej sytuacji leży brak podziału kompetencji w otoczeniu Władczyni, zatroskanej przesadnym umocnieniem pozycji klofoela Pokoju”. Najzabawniejsze jest to, że same z siebie te logiczne konstrukcje są może i słuszne, jak zresztą zawsze w tych pseudoanalizach…
Co do święta, to jest ono niezwykle piękne. Oczywiście, całe jego nietuzinkowe piękno dane jest odczuć w pełni tylko elfowi. Jednak z drugiej strony, jeśli trochę pomyśleć, człowiek to istota tak prymitywna i uboga, że wystarczają mu i te okruchy prawdziwej rozkoszy, które są zawsze na widoku… Mieszkańcy Lorien zbierają się tej nocy na talanach, tych nad Nimrodel. Z wysokości mallornowych koron Otwiera się bajeczny widok na dolinę strumienia, gdzie w rosistych łęgach otaczających smutne zakola — srebro z czernią, jak na gondołińskich grzywnach — rozsypują się kwiatostany jasnych świeczników- fiali ”. Sam nieboskłon w porównaniu z tym wspaniałym widokiem staje się matowym odbiciem w starym lustrze z polerowanego brązu — a tak, prawdę mówiąc, i jest: cały przebieg niebieskich świateł nad Sródziemiem odzwierciedla tylko to, co się dzieje tej nocy nad brzegami Nimrodel. Zresztą śmiertelnik, jak już było powiedziane, postrzega tylko nędzną część uroczystości: rozkoszuje się niezmiennym od wieku rysunkiem gwiazd, ale magicznych wzorów, splatanych fialami tancerek — a właśnie taniec jest podstawą magii Pierworodnych — wzrok ludzki nie powinien widzieć. Rzadko kiedy mizerne odgłosy tego czarownego rytmu dolatują do świata ludzi poprzez olśnienia największych skaldów i muzykantów, na zawsze zatruwając przy tym ich dusze tęsknotą za nieosiągalną doskonałością.
Eornis, spełniając obowiązki klofoeli Świata, znajdowała się o tej północnej godzinie pośród „nieboskłonu”, akurat tam, gdzie siedem fial — sześć jasnych i siódma najjaśniejsza — tworzą na łęgach Nimrodel kwiatostan Sierp Valarów, wskazujący rękojeścią na Biegun Świata. Przebywała w pełnej samotności. Tancerki na czele z klofoelą Gwiazd — jedyne istoty, mające dostęp do „nieboskłonu” — dawno już oddaliły się pod korony mallornów; Eornis zaś bezskutecznie usiłowała odgadnąć jak baron Grager zdoła spełnić swą obietnicę: „O świcie, gdy rozwidni się, znajdzie pani worek z Kamieniem Jasnowidzenia w trawie obok tej ftali , która oznacza Gwiazdę Polarną w Sierpie Valarów”. Dostęp do „nieboskłonu” jest zakazany pod karą śmierci nawet elfom, nawet zwykłym klofoelom, i można nie obawiać się, że ktokolwiek znajdzie palantir wcześniej niż ona… Ale w jaki sposób przenikną tu owi mordorscy szpiedzy? Musi to być… musi to być któraś z tancerek? Nie, to zupełnie wykluczone — tancerka związana z wrogiem! Ha! A związana z wrogiem klofoela Świata — to co, możliwe?
„Ale ja nie jestem związana z wrogiem — sprzeciwiła się sama sobie — ja po prostu prowadzę swoją grę. Po prostu robię wszystko, by uratować swego chłopca, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, by spełniać warunki zaproponowanego przez nich interesu… Rano otrzymam palantir, w południe pierwszego sierpnia poznam imię następcy mordorskiego tronu, bo kto by to jeszcze mógł być, a już potem wymianę zakładników potrafię urządzić tak, by wszystko pozostało w moich rękach, na pewno! Oni, widocznie, nie znają jeszcze pełni możliwości elfów — no to poznają! Nie wiedzą z kim zadarli, robaki gnojowe!
Chociaż, nie takie to wszystko proste… Wygrywając tę grę, położę do stóp Władczyni palantir i głowę mordorskiego księcia. Wielkie zwycięstwo, i niech ktoś ośmieli się otworzyć usta zwycięzców się nie sądzi. Ale jeśli mi się nie uda, albo po prostu nie da się doprowadzić gry do końca… Wtedy wszystko stanie się interesem z wrogiem, zwyczajną zdradą, a klofoel Pokoju oddałby prawą rękę, żeby móc oskarżyć mnie o to i wystać do swoich podziemi pod Kurhanem Wielkiego Smutku… Jeśli będzie miał choć cień podejrzenia co do moich rozmów z Ithilieńczykami, Straż zacznie grzebać tak, jak tylko ona potrafi, a wtedy ze mną koniec. A przecież motywowałam przed Władczynią wizytę w Emyn Arnen właśnie tym, że »według informacji z Umbaru, ktoś w Lorien zaczyna grę z Aragornem, i niewykluczone, że ów ktoś to klofoel Pokoju«. Jeśli się dowie o naszej rozmowie — a dowie się na pewno — to nie pozostanie mu nic innego, jak śmiertelnie zdyskredytować mnie w oczach Władczyni, i będzie nad tym pracował uczciwie…”
„A może — nagle przemknęła myśl — wszystko to, poczynając od umbarskich wydarzeń, to po prostu wielostopniowa intryga klofoela Pokoju, i palce Strażników zacisną się na moich ramionach, gdy tylko sięgnę po worek z kamieniem, udającym palantir? Czy Elandar i ci ithilieńscy baronowie pracują przeciwko mnie dla klofoela Pokoju? Ależ nie, to bez sensu… Sama już boję się własnego cienia. Ale jak mogło dojść do tego, że ci ithilieńscy szpiedzy — wyraźnie za zgodą Faramira — grają w jednej drużynie z Mordorczykami? Cóż, to akurat jest proste: jako pośrednicy chcą odgryźć swój kęs — skompromitowaną przez współpracę z wrogiem elficką klofoelę, z którą potem można będzie robić co się chce… Nawiasem mówiąc, tak by właśnie było gdyby mi przyszło do głowy spełnić ich warunki.
Trudno, jakkolwiek to zaplanowano, drogi odwrotu nie ma: uratuje mnie tylko zwycięstwo w trakcie »wymiany zakładników«… i nie tylko uratuje, a wzniesie jeszcze o stopień wyżej! A potem… Potem sama odnajdę tych, którzy położą dziś na Gwieździe Polarnej worek z Kamieniem Jasnowidzenia. Uczynię to sama, uruchomiwszy swoją służbę, wyprzedziwszy Straż, i przekażę ich Radzie: »Nasz niezrównany chroniący Pokój w ostatnim czasie tak się przejął wykrywaniem spisków, których wartość wszyscy znamy, że przespał istnienie w Karas Galadon prawdziwej szpiegowskiej siatki wroga… A może nawet nie przespał? Może nici tej pajęczyny ciągną się dalej, niż ośmielam się przypuścić?« Od takiego ciosu nie otrząśnie się, jakkolwiek by go nie osłaniał Władca, to będzie czyste zwycięstwo — i Władczyni, i moje”.
Tymczasem niewidzialny dla oka „Smok” Kumaja przemierzał nocne niebo Lorien wzdłuż matowo świecących światłem księżyca zakrętów Nimrodel. Zobaczywszy pośród doliny obficie rozsypane, mocno świecące błękitnawe ogniki, układające się w dość dokładną mapę gwiezdnego nieba, inżynier odetchnął i skierował szybowiec w dół: na razie wszystko szło zgodnie z planem. Odszukał wśród tych „gwiazdozbiorów” Kosz, który w tutejszych krajach nie wiadomo dlaczego nazywają Sierpem Yalarów — jest, tam, gdzie powinien być, i Gwiazda Polarna na swoim miejscu… Ciekawe, z czego wykonane są te latarnie? Światło wyraźnie zimne — może to ta sama substancja, która świeci w próchnie? Kosz błyskawicznie powiększał swoje rozmiary; Kumai wymacał pod nogami na dnie gondoli worek wyjęty poprzedniej nocy ze skrytki za romboidalnym kamieniem w tylnej ściance kominka w Dol Guldur, i nagle zaklął przez zaciśnięte zęby. „Niech to licho! Nie powiedział mi, jakie są prawdziwe wymiary tej figury — jak mam teraz w tym mroku, ocenić swoją wysokość?”
Читать дальше