Zrzucił z wysokości stu stóp kilka kamieni o podobnej do pocisków wadze, siadły wspaniale, na styk z tarczami. Potem wylądował na trakcie o jakieś półtorej mili od Dol Guldur, tam gdzie droga, przecinając niczym biała piaszczysta szrama chorobliwy rumieniec przekwitających wrzosów, uciekała w mroczny kanion wymyty przez nią w gęstwinie Mrocznej Puszczy. Wysiadł z gondoli i przykucnął na poboczu, niecierpliwie patrząc w stronę twierdzy. Zaraz przyprowadzą konie i spróbują unieść „Smoka” bezpośrednio z ziemi, rozpędziwszy go z pomocą zaprzęgu konnego, jak to robiono z szybowcami starego typu. No, gdzie oni są? Już lepiej by ich po śmierć posyłać…
Ponieważ Kumai patrzył w kierunku Dol Guldur, zobaczył nadchodzącego człowieka dopiero wtedy, gdy ten zbliżył się na jakieś trzydzieści jardów. Przypatrzywszy się przybyszowi, troll potrząsnął głową: „To być nie może!”, a potem, nie czując pod stopami ziemi, runął na spotkanie i chwilę później zgniótł przybysza w objęciach.
— Ostrożniej, byku krasy, żebra mi połamiesz!
— Musiałem sprawdzić, czy nie jesteś ułudą! Dawno cię znaleźli?
— Dość. Aha, najważniejsze: Sonia jest żywa i zdrowa, jest teraz z naszymi, w Górach Popielnych…
Haladdin uważnie wsłuchiwał się w opowieść Kumają, nie odrywając wzroku od pracowicie krzątających się nad kwieciem wrzosu pstrych ziemnych pszczółek. Zuchy Nazgule, ale cwane skubańce, żeby im licho nogi powyrywało… „To jest numer — ukryć palantir w takim gnieździe os… Dobrze, że nie pchałem się do tych zawodowców ze swą amatorską legendą, bo wyniuchali by mnie raz-dwa, no a potem: gorące powitanie! A opowiedzieć wszystkiego Grizzly'emu i Rosomakowi — to za dużo. Pojawia się w ich supertajnym »Zbrojnym klasztorze« jakiś konsyliarz drugiego stopnia:
»Ja, panowie, wpadłem do was na chwilę — zabiorę tylko z kryjówki palantir, i wracam do Ithilien, do księcia Faramira. Działam ci ja na polecenie Kapituły Nazguli, ale ten, co mi to polecenie przekazał od razu zmarł, tak więc nie ma kto potwierdzić tego faktu… Jako dowód mogę wam pokazać pierścień Nazgula, choć prawdą jest, że nie ma on żadnych magicznych właściwości”. Niezły obraz olejny, nawet nie za szpiega mnie wezmą, a za wariata. Może do zamku i wpuszczą — w końcu spece od trucizn nie walają się na drogach… Ale gdzie tam, na pewno nie wypuszczą. W każdym — ja bym nie wypuścił… Stop-stop-stop!” Hej, Halik, śpisz?! Wszystko w porządku?
— Tak, wybacz. Po prostu wpadł mi do głowy pewien pomysł. Widzisz, wykonuję tu pewne zadanie specjalne, nijak nie związane z waszym „Zbrojnym Klasztorem”. Słyszałeś o takich pierścieniach?
Kumai podrzucił pierścień i zważył go w dłoni. Gwizdnął z szacunkiem.
— Inoceramium?
— Tak właśnie.
— Czy nie chcesz powiedzieć…
— Chcę, inżynierze drugiego stopnia Kumai!
— Tak jest!
— W imieniu Kapituły Nazguli… Czy jesteście gotowi wykonać moje polecenie?
— Tak jest!
— Pamiętaj — o tym zadaniu nie może się dowiedzieć nikt z grona twego Kierownictwa.
— Pomyśl, o czym ty mówisz!
— Kumai, przyjacielu… Nie mam prawa odsłonić przed tobą sedna operacji, ale przysięgam na co tylko chcesz, przysięgam na życie Soni: to, co robię, jest jedyną rzeczą, jaka jeszcze może uratować Sródziemie. Wybieraj… Jeśli przyjdę do Grizzly'ego, to na pewno zażąda potwierdzenia moich pełnomocnictw. Zanim jego przełożeni połączą się z moimi, mogą minąć nie tygodnie, może nawet miesiące, a do tego czasu wszystko już się skończy. Myślisz, że Nazgule są wszechpotężne? Guzik z pętelką! Nawet nie uprzedziły mnie, jeśli chcesz wiedzieć, o tych zabawach wywiadu w Dol Guldur — pewnie sami o tym nie wiedzą…
— To jasne — mruknął Kumai. — Gdy na nasz historycznie trwały burdel nałoży się jeszcze utajnienie, to nikt niczego nigdy nie znajdzie.
— No to jak? Zrobisz to?
— Zrobię.
— W takim razie słuchaj i zapamiętuj. W Wielkiej Sali zamku jest kominek. W jego tylnej ściance powinien tkwić kamień w kształcie rombu…
Ithilien, Emyn Arnen
12 czerwca 3019 roku
„Nie ma cięższego zajęcia, niż czekanie” — słowa te odlano w brązie i może dlatego się nie ścierają. Potrójnie ciężko, jeśli oczekiwanie jest jedynym zajęciem: wszystko, co można było zrobić — zrobiono. Siedź teraz i czekaj, czy nie brzęknie dzwoneczek: „Wasze wyjście!” Czekaj dzień po dniu, w stałym pogotowiu — a dzwoneczek może wcale nie zadzwonić, to już nie od ciebie zależy, tu rządzą inne Siły… Haladdin, zmuszony do leniuchowania w Emyn Arnen po wyprawie do Dol Guldur, przyłapał siebie na tym, że szczerze zazdrości Tangornowi, prowadzącemu swą śmiertelnie niebezpieczną grę w Umbarze: lepiej już co i rusz ryzykować życiem, niż tak czekać. Jakże przeklinał siebie za te myśli, kiedy tydzień temu posmutniały Faramir przekazał mu mithrilową kolczugę: „A ostatnimi jego słowami było: »Wykonane«”. Jakby wykrakał.
Wspominał i ich powrót z Dol Guldur. Tym razem nie udało się przeskoczyć niezauważalnie: wojownicy, strzegący przed elfami ścieżek Mrocznej Puszczy, ruszyli po ich śladach, nie odstając ani o krok, jak wilki za rannym jeleniem. Cóż, przynajmniej teraz dokładnie wiedział, ile jest warte jego życie — czterdzieści marek, tyle ile zapłacili Rankornowi. Gdyby nie zręczność rangera, na pewno zostaliby gdzieś pośród jodeł Mrocznej Puszczy, stając się żerem tamtejszych czarnych motyli…
Na brzegu Anduiny wpadli w zasadzkę, i gdy nad głowami zaświstały strzały, nie było już co wrzeszczeć: „Chłopy, my jesteśmy swoi, tylko z innego departamentu!” Haladdin strzelał tam do swoich — strzelał, zadając śmierć elfickimi zatrutymi strzałami — i teraz już nigdy nie zmyje ze swych rąk tej krwi…
A wie pan, co jest najsmutniejsze, najdroższy panie Haladdinie? Pan, gołąbeczku, jest teraz związany krwią, i dlatego stracił pan największy dar Jedynego: prawo wyboru. Za twoimi plecami wiecznie będą majaczyć i ci zabici w nadanduińskich zaroślach wikliny ludzie w mordorskich mundurach bez naszywek, i zatruty Tangorn — tak więc, gdy tylko odechce ci się i powiesz: „Więcej nie mogę”, natychmiast staniesz się zwyczajnym zabójcą i zdrajcą. Aby te ofiary nie były daremne, musisz zwyciężyć, a żeby zwyciężyć — ciągle iść po trupach i to przez niewyobrażalne bagno. Zamknięte koło… A najgorsza robota dopiero przed tobą. To, że wykonasz ją cudzymi rękami — rękami barona Gragera — niczego nie zmienia. Jak powiedział wówczas Tangorn: „Uczciwy podział: organizator ma czyste ręce, a wykonawca — czyste sumienie”. Guzik prawda…
Zanim Tangorn udał się do Umbaru, dokonał inscenizacji kluczowej sceny, po czym beznamiętnie skonstatował:
— Do niczego się nie nadaje. Zdradzasz się każdym spojrzeniem, każdą intonacją. Fałsz widoczny jest na wiorstę — żeby go zobaczyć, nie trzeba być elfem, a oni są bardziej przenikliwi niż my… Wybacz, powinienem od razu przewidzieć, że to nie jest rola dla ciebie. Nawet jeśli pożrą moją umbarską przynętę, to ty nie zdołasz zaciąć ryby — zerwie się.
— Zdołam. Skoro trzeba, zrobię to.
— Nie. I nie kłóć się — ja bym też nie potrafił. Żeby zagrać w takiej scenie wiarygodnie, znając przy tym wszystkie okoliczności i wszystkie drugie dna, mało mieć stalowe nerwy: trzeba być nie tylko szubrawcem i łajdakiem, ale po prostu — nie być człowiekiem…
— Dziękuję panu, sir.
Читать дальше