Jerry Ahern
Ostatni Deszcz
Krucjata 19
Przełożył: Marek Gniewkowski
Tytuł oryginału: The Survivalist. Final Rain
Data wydania polskiego: 1992
Data wydania oryginału: 1989
Ethanowi – wiernemu druhowi i sojusznikowi w walce o przetrwanie – wszystkiego najlepszego…
Padał zimny deszcz. Krople były tak duże, że można je było zobaczyć gołym okiem nawet w absolutnej ciemności. W miejscach, do których nie sięgały wycieraczki, woda natychmiast zamarzała.
Uszkodzony śmigłowiec, pilotowany przez Rourke’a, zataczał się w powietrzu pod naporem niezwykle silnego wiatru. John z zawziętością stawiał czoło pogodzie, próbując wyrwać się z objęć wichru i bezpiecznie wylądować na omywanej falami plaży atolu. Wreszcie, niemal po omacku, sprowadził maszynę na ziemię.
– Mayday, Mayday! Helikopter wzywa “Archangielsk”! Czy mnie słyszysz? Odbiór!
Od momentu, kiedy urządzenie kontrolujące skok śmigła zaczęło się psuć, Paul nadawał tę samą wiadomość. Była to jedyna informacja, którą można było wysłać. Problem polegał na tym, że dłuższa transmisja radiowa mogłaby zostać przechwycona przez sowiecką marynarkę lub przez sowiecki samolot obserwacyjny, krążący na dużej wysokości. Przy takiej pogodzie helikopter był właściwie bezbronny, więc dostrzeżenie ich przez uzbrojonego wroga było czymś, czego w teraz Rourke najmniej sobie życzył.
– Daj spokój, Paul. Jeśli dotychczas nie odebrali naszej wiadomości, to już tego nie zrobią. Najprawdopodobniej będziemy musieli lądować przy tej pogodzie, biorąc nawet pod uwagę, że o nas wiedzą. Zachowajmy tylko zdrowy rozsądek. Łódź podwodna Darkwooda nie będzie na tyle blisko powierzchni, aby odebrać nasz sygnał, nadawany z taką siłą jak teraz. A już na pewno nie przy tym wietrze. W czasie tak burzliwej pogody okręty podwodne są na powierzchni bardzo niestabilne. Darkwood i tak musiałby zejść pod wodę. W końcu nie jest głupcem. Zresztą dotyczy to również tych sowieckich gigantów. Przypuszczalnie “Reagan” schodzi teraz w dół i osiądzie na dnie, próbując przeczekać sztorm, aby później ponownie nawiązać z nami łączność. On zna naszą pozycję, a my znamy jego kurs.
Rubenstein zdjął z głowy hełmofon i odłożył go na bok, mrucząc coś pod nosem. Światło padające z sufitu kabiny kontrastowało z czarnym jak sadza niebem. W migotliwym blasku lampy sylwetki przyjaciół wyglądały jak otoczone dziwną, jasnobłękitną poświatą.
Rourke przeszedł wzdłuż kadłuba do tyłu, po drodze uderzając głową o krawędź lampy. Za sobą usłyszał głos Paula:
– Pójdę z tobą.
– Wolałbym, abyś poszedł za mnie. – Rourke uśmiechnął się do Rubensteina. – Ale lepiej zostań w środku. Kiedy zawołam, postaraj się ustawić skok wirnika. Nie schrzań tego. Nie chciałbym wychodzić na zewnątrz po raz drugi.
Zdjął starą lotniczą kurtkę. Z wiszącego po lewej stronie wieszaka ściągnął czarny, długi niemiecki płaszcz, który podobno wyjątkowo dobrze chronił przed mrozem i deszczem. Teraz nadszedł czas, by go wypróbować. Nałożył gruby, polarny sweter. Podwójnymi pasami Alessi przypiął nierdzewne Detoniki. Nałożył płaszcz, zapiął go pod szyją i postawił kołnierz. Czarne, wojskowe spodnie typu “Mid-Wake”, które doktor miał na sobie, prawdopodobnie także były wodoodporne. Na głowę John włożył kominiarkę ściągając ją tak, że zakrywała całą twarz oprócz oczu, nosa i ust. Nałożył rękawiczki, wziął pudło z narzędziami. Był już gotów.
– Cały czas musisz prowadzić nasłuch na wypadek, gdyby Darkwood chciał nawiązać z nami łączność. Nadal nie wiadomo, skąd i z jaką siłą nadejdzie jego sygnał.
Doktor wziął M-16. Byli już na terytorium wroga. Od momentu nawiązania łączności z Jasonem Darkwoodem dowódcą amerykańskiej atomowej łodzi podwodnej “Ronald Wilson Reagan”, zgromadzili sporo danych na temat wielu małych baz sowieckich, znajdujących się na tych wyspach. Stanowiły one poważne zagrożenie dla Mid-Wake.
Od pięciu wieków toczyła się wojna między Karamazowem a Rourke’em i jego sojusznikami. W tym czasie pod wodą trwały walki między Amerykanami z Mid-Wake a podwodną kolonią sowiecką. Najdziwniejszy był fakt, że ani ludzie na lądzie, ani ludzie pod wodą nie wiedzieli o sobie nawzajem. Ludzie pod wodą nie wiedzieli nawet, że na lądach istnieje jeszcze życie.
Pomimo ryzyka dostrzeżenia Johna i Paula przez wysunięte sowieckie jednostki morskie nie pozostawało im nic innego, jak wylądować i naprawić urządzenie zmiany skoku śmigła.
Deszcz ze śniegiem wciąż padał. Przesuwający się często front ciepłego powietrza napotyka na swej drodze na silny wiatr, co często powoduje powstawanie stref ciszy. Często wytwarza się wówczas wysoki potencjał elektryczny, co może spowodować uderzenie pioruna. W takim przypadku w obwodzie elektrycznym mogłoby nastąpić zwarcie, a wówczas naprawa helikoptera stałaby się niemożliwa. Jeśli wirnik byłby tylko częściowo oblodzony, Rourke mógłby zmontować prowizoryczny podgrzewacz konwekcyjny, niepozwalający na zamarzanie mechanizmu w czasie pracy.
Skoro tylko John uniósł zwój lin kotwicznych, zdał sobie sprawę, jak ciężkie zadanie go czeka. Moment był krytyczny. Dał znak Paulowi i silnym pchnięciem otworzył drzwi. Prawie natychmiast silny podmuch wiatru wcisnął Roukre’a na powrót do wnętrza. Ponownie zebrał siły i wyskoczył na zewnątrz, zapadając się w zaskorupiałym śniegu. Gdy tylko puścił próg drzwi, Paul pociągnął je, zamykając wejście. Temperatura wahała się w granicach zera stopni Celsjusza. Mimo specjalnego ubioru John zaczął marznąć. Próbował odepchnąć się od kadłuba maszyny, ale wiatr nie pozwalał mu na to. Rourke skulił się, prawą ręką przytrzymując kaptur. Pas od pistoletu maszynowego i wierzchnia strona rękawiczek pokryta cienką warstwą lodu. W końcu dotarł do dziobu helikoptera. Odwrócił się pod wiatr, mrużąc oczy. Ustawił reflektor, zamontowany obok pierwszej liny kotwicznej. Sztywna od mrozu lina trzeszczała w dłoniach doktora. Z trudem ruszył przed siebie. W odległości około pięćdziesięciu stóp od helikoptera zatrzymał się, przydeptując linę, aby nie porwał jej podmuch wiatru. Następnie ukląkł na niej, otwierając niezdarnie przymarznięte wieko skrzynki z narzędziami. W skrzynce leżały lekkie kołki kotwiczne, długie na dziesięć cali, podobne w swej konstrukcji do tłoka połączonego z gwoździem kolejowym.
Rourke wyjął jeden kołek oraz młotek, zamykając na powrót skrzynię. Z całej siły zaczął go wbijać w piasek plaży, pokryty lodem twardym jak skała. W pewnej chwili zwątpił już nawet, czy uda mu się umocnić kołki, ale w końcu udało się wreszcie wbić pierwszy z nich. Kiedy spróbował podnieść skrzynkę z narzędziami, okazało się, że metalowa kaseta przymarzła już do podłoża. Musiał kilkakrotnie mocno szarpnąć, aby ją oderwać.
Paul poprzez lekko uchylone drzwi obserwował przyjaciela. Chciał pójść razem z nim, ale, jak zawsze, John miał rację. Ktoś musiał zostać w kabinie. Nagle coś mu się przypomniało.
– Nakrętki! – powiedział do siebie Rubenstein. Zrzucił lotniczą kurtkę, nałożył swoją kurtkę arktyczną i wyskoczył na zewnątrz.
Drugi kołek był już wbity, gdy John z przerażeniem zauważył przed sobą jakiś ruch. Sięgnął po swój pokryty już lodem M-16. Na szczęście był to tylko Paul.
Читать дальше