— Nie spać! — tym razem ten od tylu chyba przesadził i jego kopniak naprawdę pozbawił Kumaja przytomności. Kiedy zaś inżynier ocknął się, przy stole zamiast „skórzanego” zasiadał ten pierwszy, elf w srebrno-czarnym płaszczu.
— Nie mówiono ci, trollu, że masz nieprawdopodobne szczęście? Stracił rachubę czasu już dawno temu; ostre światło, odbijając się od ścian, wyżerało łzawiące z powodu bezsenności oczy, i pod powiekami uzbierało się po całej garści rozżarzonego żwiru. Zmrużył oczy i, nie zdoławszy się utrzymać, zapadł ponownie w senną otchłań… Przywrócono go do przytomności nie za pomocą uderzenia, a można by rzec, że dość uprzejmie — potrząsali za ramię. Widocznie coś naprawdę zmieniło się w tym ich elfickim rozdaniu …
— Tak więc, kontynuuję. Nie wiem, kto polecił ci przylecieć na to zadanie w mordorskim mundurze, ale nasi prawnicy — oby zapadli się w Odwiecznym Ogniu! — uznali nagle, że z tego powodu powinno się ciebie uważać nie za szpiega, a jeńca wojennego. A według praw waszego Sródziemia jeńca wojennego chroni konwencja: nie wolno go zmuszać do złamania przysięgi wojskowej, i tym podobne. — Elf poszperał w papierach leżących na stole, i, wyszukawszy odpowiedni punkt, z wyraźnym niezadowoleniem stuknął weń palcem: — Jak rozumiem, chcą ciebie na kogoś wymienić. Podpisz się tu i idź spać.
— Nie jestem piśmienny — rozkleił zapieczone wargi Kumai.
— „Niepiśmienny sternik mechanicznego smoka”. A to dobre… No to przyłóż tu palec.
— Akurat.
— No to, niech cię licho: zrobię adnotację „odmówił podpisania” i koniec zabawy… Te papiery i tak nie są nikomu do szczęścia potrzebne, chyba, że twoim dowódcom — jeśli naprawdę dojdzie do wymiany. Kropka, wolny… w tym znaczeniu, że — odprowadzić aresztowanego! Chociaż przepraszam, sir, już pan nie jest aresztantem, a jeńcem wojennym…
A gdy „skórzani” wyprowadzali inżyniera na korytarz, klofoel Pokoju rzucił za nim:
— Szczęśliwy twój bóg, trollu: za kilka godzin zająłbym się tobą na poważnie, i… Po co leciałeś do nas, do Lorien, co?
Uwierzył w swoje zwycięstwo dopiero, gdy zobaczył na stoliku celi porcję elfickich sucharów, a najważniejsze — dzban lodowatej wody: gliniane ścianki omotane srebrzystą pajęczynką spełzającą w dół w postaci dużych drżących kropel. Woda miała słaby słodkawy posmak, ale nie wyczuł go: człowiek, pozbawiony napoju przez kilka dni nie potrafi tego wyczuć.
I nadszedł sen, cudowny i lekki, jak zawsze po zwycięstwie. Pachniało domem — starym drewnem i cudowną skórą, ojcowską fajką i jeszcze czymś, co nie ma nazwy; mama bezszelestnie krzątała się w kuchni, i, ukradkiem wycierając łzy, przygotowywała jego ulubioną czarną fasolę, a Sonia z Halikiem — beztroscy, przedwojenni — na przemian wypytywali go o przygody, a to, każdy takie rzeczy wie, nie jest byle co…
Więc, szczęśliwie uśmiechając się, zaczął z nimi we śnie rozmawiać.
Dobrze, gdyby tylko rozmawiał, bo przecież tak naprawdę to po prostu odpowiadał na pytania, które zadawał jakiś równy, usypiający głos.
W Dol Guldur uznano go za zaginionego: „Najprawdopodobniej, w czasie swego ostatniego treningowego lotu, odbywanego w porze nocy, źle obliczył wysokość i uderzył w drzewa. Poszukiwania ciała i szczątków aparatu latającego w okolicach zamku nie dały jak na razie pozytywnych rezultatów”. Nazajutrz Grizzly zgodnie z instrukcją opieczętował papiery inżyniera, w tym mapy lotów, i wysłał je do Minas Tirith, do lokalu sztabowego operacji „Feanor”, nie przyglądając się im.
Gwiezdna Rada Lorien
25 lipca 3019 roku Trzeciej Ery
K LOFOEL POKOJU: Tak więc, jak widać zupełnie dobrze można obejść się bez tortur, i kruszącego mózg „napoju prawdy”.
WŁADCZYNI: Jest pan prawdziwym mistrzem swego zawodu, klofoelu Pokoju. I co udało się panu wyjaśnić?
KLOFOEL POKOJU: Imię „sternika smoka” — Kumai, tytuł — inżynier drugiego stopnia. Przyleciał, jak przypuszczaliśmy z Dol Guldur. Sądząc z jego opowieści, powstało tam prawdziwe gniazdo żmij — zbiegli mordorscy konstruktorzy tworzą pod skrzydłami swojej służby wywiadowczej nowe bronie. Prawdziwym celem lotu było zrzucenie z polecenia Kapituły Nazguli na nimrodelski „nieboskłon” worka z jakimś magicznym przedmiotem, przeznaczenie którego jest mu nie znane. Należy sądzić, że dostojna klofoela Gwiazd i jej tancerki wyczuty właśnie tę magię. Moi strażnicy rozpoczęli poszukiwania w dolinie Nimrodel, ale przedmiotu tego nie udało się odnaleźć: worek ktoś zdążył zabrać. W związku z tym, o Jaśni Władcy… proszę zrozumieć mnie dobrze… Nalegam… raz jeszcze proszę mnie dobrze zrozumieć… na odsunięcie od śledztwa dostojnej klofoeli Świata.
WŁADCZYNI: Nazywajmy rzeczy po imieniu, klofoelu Pokoju. Uważasz, że klofoela Świata w jakiś sposób weszła w kontakty z wrogiem, i zrzucony z przestworzy przedmiot przeznaczony był dla niej?
KLOFOEL POKOJU: Nie powiedziałem tego, o Jasna Władczyni. Jednakże dostęp do „nieboskłonu” mają tylko tancerki i klofoela Świata. Gdyby zrzucony przez trolla przedmiot znajdował się na „nieboskłonie” podczas tańca świetlików, to na pewno by go wyczuły, a po ich odejściu nad rzeką została tylko dostojna klofoela Świata…
WŁADCZYNI: A czy nie mogły owego „mordorskiego worka' znaleźć te elfy, które rankiem zbierają fiale ? I zabrać ze sobą, po prostu nie wiedząc, co zabierają?
KLOFOEL POKOJU: W zasadzie mogły, o Jasna Władczyni — moi Strażnicy już sprawdzają tę wersję. Dlatego proszę tylko czasowo, do wyjaśnienia, odsunąć klofoelę Świata od śledztwa dotyczącego sprawy „mordorskiego worka” — i nic więcej.
WŁADCA: Tak, to się nazywa racjonalna ostrożność, czy nie tak?
WŁADCZYNI: Jak zwykle masz rację, Władco. Jednakże, skoro dopuszczamy bezpośrednią zdradę klofoeli, to dlaczego nie mielibyśmy założyć, że tancerki, zawiązawszy spisek w swoich szeregach, odnalazły tej nocy worek i zabrały go w jakimś sobie tylko znanym celu? Wtedy stanie się jasne, dlaczego nie potrafiły wywęszyć w Karas Galadon źródła, wytwarzającego tak mocne magiczne tło…
KLOFOELA GWIAZD: Jak mam rozumieć twe słowa, a Jasna Władczyni? Oskarżasz mnie o spisek?!
WŁADCA: Właśnie, właśnie, Władczyni, przyznam, że jakoś straciłem wątek twych rozważań… Czyżby możliwy był taki koszmar, jak spisek? Przecież one są zdolne…
WŁADCZYNI: Ależ nie ma żadnego „spisku tancerek”, uspokój się, Władco! Korzystam tylko z przykładu. Skoro podejrzani są wszyscy — więc niech będą wszyscy bez wyjątków… Zresztą, według mnie, pora wysłuchać klofoeli Świata.
KLOFOELA ŚWIATA: Dziękuję ci, o Jasna Władczyni. Przede wszystkim, jakkolwiek dziwnie to brzmi, chciałabym wystąpić w obronie dostojnej klofoeli Gwiazd. Zarzucano jej, że nie potrafi odnaleźć w Karas Galadon źródła potężnej magii? Jednak pozwolę sobie zauważyć, że postawione przed nią zadanie podobne jest do szukania zeszłorocznego śniegu.
WŁADCZYNI: Mogłabyś wyrażać się jaśniej, klofoelo Świata?
KLOPOELA ŚWIATA: Podporządkuję się, o Jasna Władczyni! Dostojny klofoel Pokoju, nie wiadomo dlaczego mówi o magicznym przedmiocie zrzuconym na „nieboskłon”, a następnie odebranym i wyniesionym stamtąd, jak o niezachwianie pewnym fakcie…
KLOFOEL POKOJU: Ponieważ jest to niezbity fakt, dostojna klofoelo Świata. Podczas przesłuchania trolla byliśmy obecni nie tylko my. Jego zeznania mogą potwierdzić co najmniej trzej niezależni świadkowie.
Читать дальше