— Zaraz, jaki Saruman? Czy to nie król Isengardu?
— On właśnie. Wszedł w czasowy sojusz z nami, ponieważ od razu zrozumiał, czym się skończą dla Śródziemia zabawy z mieszkańcami Zaczarowanych Lasów. Już dawno temu ostrzegał Białą Radę: „Wykorzystanie elfów w naszej walce z Mordorem to to samo, co podpalić dom, chcąc się pozbyć karaluchów…” Tak się, niestety, stało. Mordor leży w gruzach, a Zwierciadło znajduje się w Lorien, w rękach elfickiej Władczyni Galadrieli. Jeszcze trochę i elfy zmiotą Białą Radę, jak okruchy z obrusa, i będą rządzić całym Sródziemiem według swego „widzimisię”. Pamięta pan, jak mówiłem o zasadzie przyczynowości? Tak więc, najważniejsze, co odróżnia magiczny świat od naszego to to, że tam ta zasada nie obowiązuje, a dokładniej mówiąc — jej działanie jest bardzo ograniczone. Gdy tylko elfy poznają właściwości swego Zwierciadła, co nie jest takie proste nawet dla nich, bo przecież wcześniej nie mieli z nim do czynienia, i zrozumieją, że daje im ono władzę również nad zasadą przyczynowości, natychmiast i na zawsze przekształcą nasz Świat w zaplute pobocze Błogosławionego Królestwa.
— Więc wygląda, że żadnego wyjścia nie ma? — cicho zapytał Haladdin.
— Jest jedno. Na razie jeszcze jest. Sródziemie można uratować tylko całkowicie odizolowując je od świata magicznego. W tym celu należy zniszczyć Zwierciadło Galadrieli.
— Czy my możemy to zrobić? — Pełen zwątpienia lekarz pokręcił głową.
— My — jeśli mówimy o Nazgulach — nie. Już nie. Ale wy — konsyliarzu polowy drugiego stopnia Haladdinie — możecie. Właśnie pan, i nikt inny — od wskazującej go ręki Sharha-Rany powiało nagle jakimś nieziemskim chłodem — zdolny jest podrzeć osnowę magicznej siły elfów i zachować ten Świat takim, jaki jest.
Nastała cisza. Oszołomiony Haladdin wpatrywał się w Nazgula, oczekując wyjaśnień.
— Tak jest, nie przesłyszał się pan, doktorze. Niech pan zrozumie, aktualnie w Mordorze wielu wspaniałych ludzi, również pańska Sonia, działają w naszej wspólnej sprawie. Walczą w partyzantce, ukrywają w bezpiecznych miejscach dzieci, tworzą tajne przechowalnie wiedzy… W każdej sekundzie nadstawiają karku w ruinach Barad-Dur, nurzają się w rzygowinach okupacyjnej administracji, umierają podczas tortur. Robią wszystko, co w ludzkiej mocy, nie myśląc o sobie i nie oczekując niczyjej wdzięczności. Ale od pana — rozumie pan, Haladdinie — od pana jednego zależy, czym ostatecznie będą te ofiary: zapłatą za przyszłe zwycięstwo, czy po prostu przedłużeniem agonii. Rad bym uwolnić pana od tego straszliwego ciężaru, ale nie mogę. To pana przeznaczenie. Tak wypadło…
— Ależ nie, to po prostu jakaś pomyłka! — Haladdin pokręcił głową. — Coś tam nakręciliście… Przecież mówi pan: „złamać magię elfów”, a ja nie mam zielonego pojęcia o magii, zupełnie żadnego! Nie miałem nigdy żadnych magicznych zdolności… Nie potrafiłem nawet wykonać takiego drobiazgu jak znalezienie ukrytego przedmiotu za pomocą różdżki.
— Nawet pan nie podejrzewa jak bliski jest sedna sprawy! Taki całkowity brak magicznych zdolności, jak w pańskim przypadku to rzecz niezmiernie rzadka, niemal niemożliwa. Proszę zrozumieć: przyroda pozbawiła was strzał i miecza, ale wyposażyła w zamian we wspaniałą tarczę: człowiek, całkowicie pozbawiony magicznych zdolności, sam jest absolutnie odporny na obce magiczne oddziaływania. Elfy teraz stały się tak mocne, że bez żadnych problemów zetrą na pyl każdego czarodzieja, ale z panem będą musiały grać według reguł świata racjonalnego — a tu atuty rozkładają się już bardziej równomiernie. No i do tego ta pańska skłonność do nieprzewidywalnych emocjonalnych decyzji. To też, między nami mówiąc, pewna trudność… Szczerze mówiąc, szansę na zwycięstwo są i tak niewielkie, ale w innych wariantach w ogóle ich nie ma.
— Ale proszę zrozumieć, że nie mogę podjąć się zadania, o którym nie mam żadnego pojęcia. — Haladdin był w rozpaczy. — Sam zginę — pal licho, ale przecież pogrzebię wysiłek tylu ludzi… Nie, nie mogę. Poza tym, co z Sonią? Przecież powiedział pan, że jest bezpieczna i możemy wyjechać do Umbaru. A teraz dowiaduję się, że pracuje dla was. No to, jak jest?
— Co do Soni, to proszę się nie martwić — to zuch dziewczyna. Widziałem ją w Barad-Dur. Miasto płonęło przez kilka dni z rzędu, ci z zachodu też nie mogli do niego wejść. W piwnicach było pełno ludzi — dzieci, ranni… A ona zajmowała się właśnie wyszukiwaniem ludzi w ruinach i dokonywała czasem rzeczy zupełnie niewiarygodnych. Pan też musi znać ten jej dar — całkowity brak lęku o własne życie. Kobiety w ogóle częściej niż mężczyźni posiadają tę właściwość, nie sądzi pan? Proszę zrozumieć, człowiekowi, który niczego się nie boi, nic nie może się stać — zasłużenie w tym oddziale sanitarnym uważano ją za talizman. To jest prawdziwa stara magia, a nie jakieś tanie zaklęcia, proszę uwierzyć słowu zawodowca. Teraz Sonia jest w jednej z naszych kryjówek w Górach Popielnych — trzydzieści sześć dzieciaków z Barad-Dur i „mama Sonia”. Tam jest naprawdę bezpiecznie…
— Dzięki.
— Nie ma za co, po prostu jest we właściwym miejscu… Niech pan posłucha, Haladdinie, ja, jak mi się wydaje, całkowicie zastraszyłem pana tym patetycznym przemówieniem. Proszę nie mieć takiej pogrzebowej miny! Niech pan przywoła na pomoc swój zdrowy cynizm i popatrzy na tę historię jak na czysto naukowy, teoretyczny problem. Takie, wie pan, ćwiczenie umysłowe ułożenie łamigłówki.
— Panu, jak mi się wydaje — odparł Haladdin z pochmurną miną — powinno być wiadome, że uczony i palcem nie kiwnie, jeśli nie ma pewności, że w jego ręku są wszystkie kawałki łamigłówki, a jej ułożenie jest w ogóle możliwe. Nauka nie zajmuje się szukaniem czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym nigdy kota nie było. To domena filozofów…
— Co do tego mogę pana uspokoić: w tym ciemnym pokoju czarny kot jest, to gwarantuję. Problem tylko w tym, żeby go schwytać. Tak więc — zadanie. Dane: wielki gabarytowo magiczny kryształ, umownie nazywany Zwierciadłem, znajdujący się w samym sercu Złotego Lasu, w Lorien, w posiadaniu elfickiej Władczyni Galadrieli. Należy zniszczyć wspomniany kryształ. Spróbujemy?
— Parametry kryształu? — Bez szczególnej ochoty, ale włączył się jednak do zabawy Haladdin.
— Proszę pytać!
— N-no… Na początek, kształt, może wymiary, waga…
— Kształt — ziarno soczewicy. Wymiary — półtora jarda średnicy, stopa grubości. Waga — około dziesięciu cetnarów, jeden człowiek nie uniesie. Prócz tego pewnie będzie w jakiejś metalowej oprawie.
— Tak… No dobrze, a wytrzymałość?
— Absolutna. Taka sama jak palantirów.
— Jak mam to rozumieć — „absolutna”?
— Wprost — nie da się rozwalić.
— No to… No to jak, przepraszam, mam je… ?
— Tą wiedzą — głos Nazgula nagle nabrał twardości, rozległ się w nim metal oficerskiego tonu — pan już dysponuje. Proszę tylko wytężyć pamięć.
„Diabli nadali. Zwalił mi się na głowę… Może pogonić go stąd, co? Zaraz, zaraz… Co on mi powiedział o Zwierciadle i palantirach?”
— Zwierciadło i palantiry… powstały w wyniku podziału Odwiecznego Ognia… Żarem, pewnie on może je zniszczyć, czy tak?
— Brawo, Haladdinie! Właśnie tak i w żaden inny sposób.
— Zaraz, spokojnie, a skąd go wziąć, ten Odwieczny Ogień?
— Ma pan do dyspozycji całą Orodruinę.
Читать дальше