— Co powiesz, lekarzu?
— Cóż, bywało i gorzej. Kość cała, ścięgna, jeśli mogę dobrze ocenić, praktycznie nie naruszone, najważniejsze arterie — też. Podaj mi tę szmatkę.
— Trzymaj. Będzie mógł iść?
— Żarty się ciebie trzymają?!
— No to, panowie — zwiadowca z wysiłkiem wstał i odruchowo oczyścił kolana z piasku — gaśmy światło i spuśćmy wodę. Dwaj z nich uciekli i pościg za nimi w tych ciemnościach nie ma żadnego sensu. Jeszcze przed świtem dotrą do tego swojego stanowiska na trakcie. Nigdzie nie zabłądzą, po prostu walą na północ skrajem hammady. Gdy tylko wstanie świt zaczną przeczesywać pustynię. Dociera to do was?
Tangorn niespodziewanie uniósł się na łokciu, i Haladdin zrozumiał, że ranny był przytomny przez cały czas, podczas całego tego gmerania w ranie. Ognisko wyraźnie oświetliło twarz barona, pomarańczowo połyskującą od potu. Głos jego jednakże nie stracił nic ze swej mocy, stał się tylko jakby nieco niższy.
— Nie przejmujcie się mną. W końcu miałem być nieboszczykiem już przedwczoraj. Gdybym miał rozegrać to jeszcze raz, to tak samo wykorzystałbym tę zwłokę… — Z tymi słowami gwałtownie szarpnął w dół kołnierz, odsłaniając tętnicę szyjną. — Czyń powinność, kapralu. — Małe rach-ciach, i po sprawie… Bo wcale nie chce znaleźć się znowu po szyję w piachu. Wiejcie stąd i niech się wam wiedzie. Szkoda, że nasza znajomość tak krótko trwała, ale na to już nic nie poradzimy.
— Ja, panie baronie, jestem człowiekiem prostym — spokojnie odpowiedział Cerleg — i przywykłem działać według regulaminu. A punkt czterdziesty drugi, gdyby pan nie wiedział, powiada wyraźnie: „cios łaski” jest dozwolony wyłącznie w przypadku bez pośredniego niebezpieczeństwa, że wróg przechwyci rannego. Gdy pojawi się bezpośrednie niebezpieczeństwo — jutro, na przykład — wtedy pogadamy.
— Proszę nie strugać durnia, kapralu! Po licho mamy wszyscy troje zdychać — mnie i tak nie uratujecie…
— Co to za rozmówki w szeregu?! Razem przyszliśmy, razem odejdziemy, a co do reszty — wola Jedynego. Panie konsyliarzu, przejrzał pan sakwy elfa. Czy nie ma tam aby apteczki?
Haladdin w duchu nazwał siebie osłem: mógł sam wpaść na pomysł odnalezienia apteczki elfa. „Tak więc, co my tu mamy? Wspaniały łuk i kołczan na trzydzieści strzał, każdy grot zamknięty w skórzanej pochewce — aha, zatrute, znaczy się. Wspaniały oręż, na pewno się nim zaopiekuję. Wiązka elfickiej liny — pół funta wagi, pint objętości, sto stóp długości wytrzymałość trzech mumakili. Przyda się w gospodarstwie. Elfickie suchary i manierka z ichnim winem, które wcale nie jest tak naprawdę winem. Wspaniale, zaraz dam łyka baronowi. Sakiewka ze złotymi i srebrnymi monetami — zapewne na wypłaty dla Wastaków, same elfy podobno pieniędzmi się nie posługują. No cóż, niech będzie, znajdzie się w kieszeni miejsce. Przybory do pisania i jakieś notatki… runy… Niech to licho, ciemno, nie dam rady przeczytać. Dobra, poczytam, jeśli nie zginę… A, oto i ona, chwała Jedynemu!” Otworzywszy apteczkę, niemal zemdlał z radości: czego tu tylko nie było, a wszystko w najlepszym gatunku. Antyseptyki — pajęczyna z szaro-zielonymi plamkami leczniczej pleśni; środki przeciwbólowe — kulki zagęszczonego mlecznego soku liliowych khandyjskich maków; środki tamujące krew — sproszkowany korzeń mandragory z sięgających nieba Gór Mglistych; stymulatory — orzechy cola z błotnistych dżungli Haradu; regenerator tkanki — bure smoliste mumio, dzięki któremu kość zrasta się w przeciągu pięciu dni i goi też wrzody przewodu pokarmowego. Było tam jeszcze wiele innych rzeczy, ale na razie nie było czasu i potrzeby zajmować się nimi. Ech, żeby tylko Cerleg wymyślił, jak zmylić pogoń, a już on postawi barona na nogi, może nawet w ciągu tygodnia…
Orokuen tymczasem przetrząsał wastackie juki, poszukując manierek i zapasów pożywienia — w ich sytuacji dziesięć, nawet piętnaście minut nie odgrywa już roli: potrzebny im jest pomysł, a jak nie będzie pomysłu… do piachu. Zastanówmy się. Można ujść w hammadę — znał nieopodal kilka ostańców z niezłymi szczelinami, ale pościg złoży tam wizytę w pierwszej kolejności. O tym, żeby się zagrzebać w wydmie, nie ma co nawet marzyć: przy tej bezwietrznej pogodzie nie da się zatrzeć do końca tropów, a wtedy znajdą ich bez problemu. Jedyne, co przychodzi mu do głowy, to z najwyższą możliwą prędkością ruszyć na zachód, w stronę gór, i spróbować dotrzeć do leśnego płaskowyżu Houtijn-Hotgor z jego wydmuchanymi przez wiatr pieczarami, ale to niemal trzydzieści mil w linii prostej, a z rannym po prostu nie da się tego zrobić… W tym miejscu jego rozmyślania przerwał okrzyk, wyraźnie żwawszego po kilku dobrych łykach barona:
— Kapralu, mogę was prosić na chwilę? Proszę obejrzeć elfa…
— A co tam jest do oglądania? — Nie rozumiejąc sensu takiego działania, uniósł głowę zwiadowca. — Sprawdziłem. Martwy jak kamienny smok.
— Mnie nie o to chodzi. Ciągle się zastanawiam, co to za napierśnik, że miecz się go nie ima. Proszę sprawdzić, czy nie ma pod nim czegoś takiego…
Cerleg prychnął, ale przerwał swoje rozmyślania i kołyszącym krokiem podszedł do zabitego. Wyjąwszy jatagan, wsunął ostrze pod dolny brzeg skórzanego pancerza elfa i jednym ruchem przeciął go od pachwiny do gardła — jakby patroszył olbrzymią rybę.
— Patrzcie, patrzcie! Rzeczywiście — kolczuga! Ale jakaś dziwna, nie widziałem takich w życiu…
— Jakby się świeciła, prawda?
— Dokładnie. Słuchaj, wiedziałeś, czy dopiero teraz się domyśliłeś?
— Gdybym wiedział, to nie zmyliłby mnie tą swoją sztuczką z odsłoniętym tułowiem! — warknął Tangorn. — Przecież to mithril. Nie miałem szans przebić tej kolczugi, zresztą nikt w Sródziemiu nie miał i nie ma.
Cerleg posłał baronowi przenikliwe, badawcze spojrzenie — zawodowiec docenił zawodowca. Haladdin pomógł kapralowi zdjąć z zabitego drogocenną łuskowatą skórkę i teraz uważnie ją oglądał. Metal naprawdę lekko fosforyzował, przypominając promyk księżycowego światła, i był ciepły w dotyku. Kolczuga ważyła nieco powyżej funta, a była tak cienka, że całą ją można było zwinąć w kłębek wielkości pomarańczy; gdy zaś przypadkowo wymknęła się lekarzowi z dłoni i jak srebrna kałuża rozlała się obok stóp, pomyślał, że księżycową nocą raczej by jej nie odnalazł między leżącymi na ziemi plackami światła.
— A ja myślałem, że mithril to legenda…
— Jak widzicie — nie… Sądzę, że za samą taką kolczugę można by kupić połowę Minas Tirith i całe Edoras na dodatek: zostało ich ze dwadzieścia sztuk w całym Sródziemiu i więcej już nie będzie, gdyż tajemnica produkcji została utracona.
— A dlaczego ukrywał ją pod tą skórzaną dekoracją?
— Dlatego — odpowiedział za Tangorna zwiadowca — że tylko głupiec wymachuje przy ludziach swoimi atutami. Zasada Uruka Wielkiego: „Jeśliś słaby, to pokaż wrogowi, żeś mocny; jeśli mocny — pokaż słabość”.
— Właśnie tak — skinął głową baron. — A poza tym — Wastakowie. Gdyby te ścierwojady wiedziały o kolczudze, pierwszej nocy poderżnęliby mu gardło, i sypnęli gdzieś na południe — na przykład do Umbaru — gdzie staliby się zamożnymi ludźmi. Jeśli nie porżnęliby się przy podziale…
Kapral gwizdnął ponuro.
— Jak nie kijem go to pałką! Wygląda na to, że ów Eloar był u nich naprawdę wielką szychą… Tak więc, należy się spodziewać, że elfy w pogoni za naszą bandą, odwrócą w poszukiwaniu śladów każdy kamyk na tej hammadzie i przesieją każdy barchan. Ani ludzi nie pożałują, ani czasu…
Читать дальше