Kontrolujące Kirith Ungol elfy patrzyły na to i wściekały się, ale niczego nie mogły zrobić — za krótkie łapki.
— A co tam u Iwara, Marunie? Jak mistrz Haddami? Ciągle bawi was swoimi sztuczkami?
— Zginął Haddami — spokojnie odpowiedział troll. — Niech mu ziemia… Dobry był chłop. Nawet bym nie powiedział, że Umbarczyk…
W tym momencie przyjrzał się twarzy Haladdina i, skonfundowany, mruknął:
— Proszę o wybaczenie, sir! Jakoś nie pomyślawszy, ja… A gdzie ten wasz Gondorczyk?
— Też zginął.
— No tak…
W oddziale Iwara gościli dosłownie kilka godzin. Porucznik chciał dać im eskortę do Orodruiny — „Na równinach teraz niespokojnie, wastackie rozjazdy włóczą się tam i z powrotem” — ale kapral tylko się uśmiechał: „Słyszysz, Matunie? Oni chcą mnie przeprowadzić przez pustynię!” Miał rację: pomagać orokuenowi na pustyni, to jakby uczyć rybę pływać, a mały oddział w ich sytuacji był lepszy niż duży. Tak więc doszli we dwóch. Jak zaczęliśmy — tak i skończymy…
A właśnie… Czas… Haladdin rozwiązał węzeł na worku, rozsunął sztywną tkaninę z wplecionymi w nią srebrnymi nićmi i wziął w ręce ciężką kryształową kulę, wyszukując w jej blado opalizującym wnętrzu służące do strojenia pomarańczowe iskierki.
Tu, pod sklepieniem Amon Sul, niezmiernie odległy orodruiński palantir odbija się w postaci ogromnej, pięciosześciostopowej bańki mydlanej. Widać było, jak nieznany posiadacz obraca kryształ w ręce — na powierzchni kuli co i rusz powstawały jasno amarantowe odbicia ogromnych dłoni, tak wyraźne, że można było odróżnić rysunek linii papilarnych.
— Co się dzieje? Gandalfie, wyjaśnij! — nie wytrzymał w końcu mag w błękitnym płaszczu.
— Nic. O to właśnie chodzi — nic się nie dzieje. — Słowa Gandalfa zabrzmiały spokojnie i całkowicie martwo. — Moje zaklęcie nie zadziałało. Dlaczego, nie wiem.
— Chcesz powiedzieć, że to kres wszystkiego?
— Wygląda, że tak.
Nastała cisza; wydawało się, że wszyscy wsłuchują się, jak opadają ostatnie drobiny piasku w klepsydrze odmierzającej czas ich życia.
— No i jak? Doigraliście się? — ciszę przerwał ironiczny głos, który nie stracił, nawiasem mówiąc, przez te lata swojej czarującej intonacji. — „Historia mnie usprawiedliwi…”
— Saruman?!
Były przywódca Białej Rady, nie czekając na zaproszenie i pozwolenie, przemierzał już salę twardym zamaszystym krokiem, i wszyscy jakoś jednocześnie poczuli, że określenie „były” jest tu zupełnie nie na miejscu.
— „Przepowiednia Wakalabaty”, co, Radagaście? — zwrócił się do leśnego maga, uważnie wpatrując się w świetlne sznury, biegnące od palantira. Pozostałych członków Rady zignorował. — Aha… Ten promień, jak rozumiem, prowadzi do Orodruiny?
— Oni chcą zniszczyć Zwierciadło… — wtrącił się Gandalf, który odzyskał nieco kontenans.
— Zamknij się — nie odwracając głowy, rzucił Saruman, i wskazał podbródkiem ponownie matowiejący „lorieński” promień. — Oto twoje Zwierciadło, naciesz oko, Demiurgu zasrany!
— Czy możemy ci w czymś pomóc, Sarumanie? — ugodowym tonem zapytał Radagast. — Cała nasza magia…
— Tak, możecie: znikajcie stąd i to jak najszybciej. A „całą swoją magię” wsadźcie sobie w tyłki: jeszcze nie rozumiecie, że człowiek na Orodruinie jest absolutnie odporny na magiczne oddziaływanie? Spróbuję racjonalnych argumentów, może zrozumie… No, czego tu stoicie?! — krzyknął na stłoczonych przy drzwiach członków Rady. — Powiedziałem: wynocha stąd, wszyscy. Zaraz tak tu huknie, że pogubicie gacie!
I, nie zwracając więcej uwagi na pospiesznie wymykających się z sali magów, pokręcił w dłoni palantir, strojąc go na wielostronną łączność, a potem cicho zawołał:
— Haladdinie! Doktorze Haladdin, słyszy mnie pan? Proszę się odezwać.
Minęło kilka długich chwil, póki z głębin palantira nie rozległ się pełen zdziwienia głos:
— Słyszę! Kto mnie woła?
— Mógłbym powiedzieć, że Nazgul, i nigdy by pan nie poznał się na oszustwie, ale nie będę tego robił. Jestem Saruman, przywódca Białej Rady.
— Były przywódca… — Nie, obecny. — Saruman odwrócił się, rzucił okiem na upuszczoną przez umykającego w pośpiechu Gandalfa szatę: no i dobrze, jeszcze by się potknął na schodach. — Od trzech minut…
Przez kilka sekund palantir milczał.
— Skąd pan zna moje imię, Sarumanie?
— W Sródziemiu nie ma aż tak wielu ludzi absolutnie niepodatnych na magię. Właśnie takiego Nazgule powinni wybrać do wykonania „Przepowiedni Wakalabaty”.
— Przepraszam, ale nie rozumiem.
— Jest pewna mętna stara przepowiednia, mówiąca, że pewnego pięknego dnia „magia odejdzie ze Sródziemia wraz z palantirami”. Data tego wydarzenia zaszyfrowana jest w bardzo skomplikowany sposób — oczekiwano tego dnia, kombinując przytoczone w proroctwie cyfry, nie raz i nie dwa, ale ciągle nic się nie wydarzało. Dziś jest po prostu kolejny z takich dni, i Nazgule, jak rozumiem, postanowili wykorzystać „Wakabalatę”, by zniszczyć palantiry i Zwierciadło. „Świat jest Tekstem”… Teraz pan wrzuci swój palantir do Orodruiny, lorieński palantir spali Odwiecznym Ogniem Zwierciadło i magiczny świat Ardy zniknie na zawsze.
— Dlaczego zginie? — zapytał kryształ po chwili ciszy.
— A… rozumiem. Zapewne kontaktował się z panem Sharha-Rana?
— Dlaczego pan tak sądzi? — W głosie Haladdina słychać było konsternację.
— Dlatego, że to jego teoria budowy Ardy: dwa światy — „fizyczny” i „magiczny”, łączone za pośrednictwem Zwierciadła. Elfy, trafiwszy z tamtego świata do tego, nieuchronnie podważą swą magią podstawy jego istnienia. Dlatego należy zniszczyć Zwierciadło i odizolować od siebie te światy — dla ich obopólnej korzyści… Co, trafiłem blisko Tekstu?
— Chce pan powiedzieć, że to kłamstwo? — chłodnym tonem zapytał Haladdin.
— W żadnym wypadku! To jest jedna z teorii struktury Świata — i nic więcej. Sharha-Rana, do którego żywię ogromny szacunek, trzymał się jej i miał do tego prawo, ale co innego działać zgodnie z nią…
— A co mówią pozostałe teorie? Proszę opowiadać, czcigodny Sarumanie, mamy jeszcze trochę czasu. Kiedy nadejdzie pora wrzucenia palantira do Orodruiny uprzedzę pana, nie ma obawy.
— Jest pan bardzo uprzejmy, Haladdinie, dziękuję, Tak więc, ogólnie przyjęty punkt widzenia głosi, że „fizyczny” i „magiczny” świat rzeczywiście są rozdzielne. Prawdą też jest, że Zwierciadło i palantiry są tworami magicznego Świata, jednakże trafiły tu, do świata fizycznego, wcale nie przypadkowo. Te kryształy tworzą osnowę, istotę, sedno istnienia tamtego Świata — jak ta bajkowa igła… ta, co to jest w jajku, które jest w kaczce, która jest w zającu, który siedzi w skrzyni. Niszcząc Zwierciadło i palantiry po prostu zniszczy pan cały magiczny Świat. Ironia losu zawiera się w tym, że umieszczono je właśnie u nas, by były bezpieczniejsze — dokładnie jak tę bajkową skrzynię… O, pan, rozumiem, może powiedzieć: „To są problemy tamtego, magicznego Świata, mnie to nie dotyczy”. Tak więc, muszę pana zmartwić: wszak Światy te są symetryczne…
— Więc chce pan powiedzieć… — wolno powiedział Haladdin — zew tamtym, magicznym Świecie jest ukryte „dla większego bezpieczeństwa” coś, gwarantującego istnienie naszego Świata — nasza „igła, która jest w jajku — i tak dalej”?
— Właśnie tak. Niszcząc ten obcy Świat, podpisze pan wyrok śmierci na swój. Wie pan, zdarza się tak, że rodzą się bliźniaki częściowo zrośnięte ciałami. Wiadomo, że jeśli jeden zabije drugiego, to za jakiś czas sam umrze z powodu zakażenia krwi. Kiedy zrzuci pan palantir w trzewia Orodruiny, to tamten świat zginie natychmiast, a tutejszy zacznie umierać, wolno i w męczarniach. Ile będzie trwała ta agonia — minutę, rok czy kilka wieków — nikt nie wie. Chce pan to sprawdzić?
Читать дальше