Klofoel Pokoju tymczasem maksymalnie starannie oglądał pomieszczenie i, jak należało oczekiwać, niczego podejrzanego nie zauważył. Nie było sensu używać magii — Zwierciadło tworzy dokoła siebie magiczne pole takiej mocy, że całkowicie zabija pola innych przedmiotów. Zupełnie pusty pokój i niski „stolik” na cienkich nóżkach… „A czy ja zdołałbym tu ukryć jakiś przedmiot, nawet malutki? Może bym i zdołał… A dlaczego niby nie! Zaraz, zaraz… »Niewielki przedmiot«. Jak to powiedział ten troll? »Mniej więcej wielkości głowy dziecka«! Ach, to po to chciałaś się dostać do Zwierciadła…”
— Klofoelo Świata! Jesteś aresztowana za zdradę. Odejdź pod ścianę!
Stali naprzeciwko siebie, rozdzieleni Zwierciadłem. Klofoel Pokoju obnażył miecz — nie zamierzał dawać tej gadzinie ani cienia szansy, i tak jest śmiertelnie niebezpieczna, jak żmija.
— Odepnij od pasa sztylet… Dobrze… Teraz drugi, masz go w rękawie… Odepchnij je nogą daleko od siebie! A teraz sobie porozmawiamy. Magiczny przedmiot, którego bezskutecznie szukają tancerki tej gwiezdnej idiotki, przymocowałaś od spodu do Zwierciadła, prawda? Żeby go dojrzeć należy klęknąć przed Zwierciadłem — takie coś nikomu do głowy nie przyjdzie, a za pomocą magii odnaleźć go po prostu się nie da. Tancerki przypominają teraz psa, który ma odnaleźć wyperfumowaną chusteczkę w worku z mielonym pieprzem… Wyrazy uznania. Wspaniale to wymyśliłaś! Nawiasem mówiąc — co to jest?
— Palantir — odpowiedziała bezsilnie Eornis.
— Ho, ho! — Wyraźnie nie tego oczekiwał. — Czyj to prezent? Wroga?
— Nie. Aragorna.
— Co ty pleciesz?
— To prawda. Jego Królewska Mość Elessar Kamień Elfów jest człowiekiem przewidującym, nigdy nie wkłada do jednego koszyka wszystkich jaj. Myślisz, że tylko ty rozmawiałeś z nim w styczniu w cztery oczy? Sprzątniesz mnie i stracisz pomocnika w swojej grze przeciwko Władczyni.
— Mylisz się, gołąbeczko: im mniej sojuszników, tym bardziej są cenni — tak więc, nie masz szans. Czeka cię wiele interesujących rzeczy w podziemiach Kurhanu: tamtejsi chłopcy są nadzwyczaj pomysłowi, a polecę im, byś nie umarła zbyt szybko…
— Będziesz musiał pokazać dowody mojej zdrady, a to znaczy — oddać Radzie palantir. Czy nie lepiej zachować go dla siebie, a mnie uczynić swoim agentem w otoczeniu Władczyni? Mogę ci wiele dać, sam to wiesz…
— Dość tego gadania! Twarzą do ściany, szybko! Siadaj na podłodze! Na podłodze, powiedziałem!!! Czym go przykleiłaś do „stolika”? Magią?
— Nie, po prostu klej ankarasu — podporządkowała się załamana, i patrząc w ścianę, błagalnie powiedziała: — Wysłuchaj mnie…
— Milczeć!
Głos, wypowiadający „Milczeć!” był zduszony: najprawdopodobniej klofoel Pokoju za jej plecami przykucnął już i zgięty obmacywał spód kryształu — chyba czas! Prowadząc swój żałosny targ przegranego, w rzeczywistości przez cały ten czas uporczywie przebijała się przez zwarte, bijące w odpowiedzi niczym fale przyboju, magiczne pole Zwierciadła, do lepkich szarych nici Zaklęcia Pajęczyny, którym klofoel Pokoju spętał trolla. Każde zaklęcie posiada unikatowy wzór osobowości rzucającego, dlatego usunąć je może tylko on sam — dla innych jest to śmiertelnie niebezpieczne i z reguły nie przynosi zadawalających efektów. Na szczęście Pajęczynę tworzy się jednym z prostszych zaklęć, osobowości w niej niemal nie ma — czysta technika, tak więc można zaryzykować… „Teraz wszystko będzie zależało od tego, jak zachowa się uwolniony troll. Oczywiście jest załamany, ponieważ wyłożył wrogowi wszystko, co tylko wiedział. Ważne jednak jest — do jakiego stopnia jest złamany. Jeśli całkowicie i stał się meduzą, to koniec, ale jeśli potrafił zachować człowieczeństwo i przynajmniej chęć policzenia się z tymi, którzy zmusili go do zdrady, potrafię mu pomóc. Ja jemu, a on mnie…”
W tym momencie Eornis szarpnęła Pajęczynę, jak odrywa się najczęściej przyschnięty do rany opatrunek — jednym ruchem, ponieważ inaczej się nie da. Straszliwy, wywracający na nice ból przygasił jej świadomość; ach, to tak jest! Zdejmowanie cudzych zaklęć, nawet jeśli to taki drobiazg jak Pajęczyna, a zdejmuje ją nie byle kto, a elficka klofoela… Wynurzyła się z omdlenia po kilku sekundach, kiedy już było po wszystkim. Klofoel Pokoju leżał na podłodze obok Zwierciadła z nienaturalnie wykręconą głową, jakby chciał popatrzeć na coś za swoimi plecami, a troll już wskoczył na parapet, wyraźnie zamierzając odejść — a zamiar ten nie napotkał najmniejszych sprzeciwów ze strony Eornis.
„Wielce czcigodny klofoel Pokoju uwolnił trolla z zaklęcia i nieostrożnie się odwrócił — uśmiechnęła się w duchu — a ja po prostu niczego nie zdążyłam zrobić… Wszystko stało się tak nieoczekiwanie, wielce czcigodni członkowie Rady! Jestem niezmiernie wdzięczna zmarłemu: gdyby nie zgłosił się sam, by towarzyszyć mi w wieży, na jego miejscu zapewne znalazłabym się ja…”
Zadziwiający obraz stolicy elfów Kumai zdążył ogarnąć spojrzeniem tylko w ostatniej chwili, czyniąc wieńczący swe życie krok — tak więc wszystkie te wieżyczki i wiszące mostki natychmiast runęły mu na spotkanie, niczym waląca się teatralna dekoracja, a w twarz uderzyły sześciokątne płyty dziedzińca. Ostatnią myślą było: „Ścierwa, pozbierają mnie z kawałków…”
Może i poskładałyby, dlaczego nie? W końcu kto wie, gdzie się kończy potęga elfów? Ale nie mieli już na to czasu… Nie tylko na to, nie mieli go również już na nic innego. Przecież słońce dopełzło do zenitu, i Eornis, wyjąwszy palantir z ochronnego worka ze srebrną osnową, zbliżyła go do zupełnie oszalałego Zwierciadła, gotowego, jak się wydawało, uciec na swoich giętych mithrilowych nóżkach. Odczekawszy umówiony czas, klofoela Świata nałożyła na siebie dwie pomarańczowe iskierki we wnętrzu magicznego kryształu i w ten sposób przełączyła palantir na tryb „odbiór”…
Amor, wieża Amon Sul — Mordor, zachodni brzeg krateru wulkanu Orodruina
l sierpnia 3019 roku Trzeciej Ery, za kwadrans południe
— Trzymaj! — zachrypłym głosem rozkazał Gandalf, jakby sam utrzymywał niepomierny ciężar, a tak właściwie było. To, że ciężar był niematerialny, nie miało żadnego znaczenia. Magowie Białej Rady — cała czwórka — tracili siły, a zwiastujący omdlenie pot spływał po ich nawoskowanych twarzach. Powinni do tej roboty ustawić się w pentagramie, ale w tym momencie mogli ustawić co najwyżej kwadrat… Ach, Sarumanie, Sarumanie!
Całą podłogę sali zajmowała ogromna mapa Sródziemia, narysowana po prostu na kamiennych płytach — nieco schematycznie, ale z dokładnym zachowaniem proporcji i orientacji względem stron świata. W centralnej części mapy, odpowiadającej Amorowi, leżał w tej chwili palantir, który miotał na boki bezładne, różnokolorowe błyski — żółte, błękitne, zielonkawe. Wysiłek magów Białej Rady zaczynał przynosić wyniki: błyski powoli przekształciły się w spokojne świecenie, które następnie rozpadło się na różnokolorowe promienie, cienkie jak druty do ręcznych robótek. W tym momencie Gandalf wypowiedział krótkie „mocujące” zaklęcie, które zabrzmiało jak: „Puszczaj!”, magowie chórem powtórzyli je, po czym pozwolili sobie na rozluźnienie, jakby postawili w końcu na podłodze przenoszony na rękach kredens, wypakowany kryształami. W porządku — pierwsza część roboty wykonana.
Kolorowe sznury, niczym wachlarz rozbiegły się po podłodze od centralnego palantira, uciekając gdzieś poza mury sali, łączyły obecnie kryształ z sześcioma innymi, rozsianymi po Sródziemiu. Punktu na mapie, gdzie znajduje się inny palantir nie da się określić — tylko kierunek, jednakże i to nie jest mało. Przede wszystkim Gandalf zbadał złocistożółty promień prowadzący dokładnie na Zachód, w nieogarnione spojrzeniem przestrzenie oceanu. Żółte światło oznacza, że tamten znajduje się w zwykłym roboczym trybie — musi to więc być palantir zachodnich elfów Kirdana Szkutnika. Mag sprawdził, czy promień przechodzi dokładnie przez ten punkt lindońskiego wybrzeża, gdzie powinna znajdować się wieża Emyn Beraid, i skinął głową zadowolony: ich mapa jest zorientowana praktycznie idealnie, można pracować dalej.
Читать дальше