Terry Pratchett - Muzyka duszy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Muzyka duszy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Muzyka duszy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Muzyka duszy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Inne dzieci dostawały w prezencie cymbałki. Susan musiała tylko prosić dziadka, żeby zdjął kamizelkę…
Tak. Ma Śmierć w rodzinie.
Trudno jest normalnie dorastać, kiedy dziadek jeździ na białym koniu i dzierży kosę — zwłaszcza gdy trzeba przejąć rodzinny interes, a jedyny pomocnik mówi tylko po szczurzemu.
A już szczególnie wtedy, kiedy ma się do czynienia z nową, uzależniającą muzyką, która pojawiła się w Świecie Dysku.
Jest bezprawna. I zmienia ludzi.
Nazywana jest „Muzyką z wykrokiem”.
Ma rytm i można przy niej tańczyć, ale…
Jest… żywa.
I nie chce ucichnąć.

Muzyka duszy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Muzyka duszy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie znam lepszego zastosowania dla magicznego kryształu — odpowiedział dziekan — niż oglądanie ludzi grających muzykę wy-krokową.

* * *

Kaczkoman, Kaszlak Henry, Arnold Boczny, Paskudny Stary Ron, zapach Paskudnego Starego Rona i pies Paskudnego Starego Rona kręcili się wokół zgromadzonych tłumów. Zdobycz była wyjątkowo obfita — jak zawsze, kiedy sprzedawano hot dogi Dibblera. Istniały rzeczy, których ludzie nie chcieli zjeść nawet pod wpływem muzyki wykrokowej. Istniały rzeczy, których nawet musztarda nie mogła zamaskować.

Arnold zbierał resztki i wrzucał je do swojego koszyka na wózku. Dziś wieczorem pod mostem przyrządzą z tego królewską pierwotną zupę.

Muzyka przelewała się nad nimi. Nie zwracali na nią uwagi. Muzyka wykrokowa należała do snów i marzeń, a pod mostem nie istniały żadne marzenia.

I nagle znieruchomieli zasłuchani, gdy w parku zabrzmiała inna muzyka, kiedy ta muzyka ujęła za rękę każdego mężczyznę, kobietę i stwora, by wskazać im drogę do domu.

Żebracy słuchali z otwartymi ustami. Ktoś patrzący na twarze publiczności, gdyby zauważył niewidzialnych żebraków, musiałby się odwrócić…

Z wyjątkiem pana Szczoty. Od niego nie można się było odwrócić.

Kiedy zespół znów zagrał muzykę wykrokowa, żebracy wrócili do przyziemnych zajęć.

Z wyjątkiem pana Szczoty. On nadal stał i patrzył.

* * *

Zabrzmiała ostatnia nuta.

A kiedy przetoczyło się tsunami oklasków, Grupa wybiegła w ciemność.

Dibbler obserwował ich z zadowoleniem z przeciwnej strony sceny. Przez chwilę się niepokoił, ale zaraz wszystko wróciło na właściwe tory.

Ktoś pociągnął go za rękaw.

— Co oni robią, panie Dibbler? Obejrzał się.

— Jesteś Scum, prawda?

— Nie. Crash, panie Dibbler.

— Robią tyle, Scum, że nie dają publiczności tego, czego żąda — wyjaśnił Dibbler. — Znakomita praktyka biznesowa. Czekaj, aż zaczną o to krzyczeć, a potem im to zabierz. Odczekaj. Zanim tłum zacznie tupać, wbiegną z powrotem. Idealne wyczucie czasu. Kiedy opanujesz tę sztuczkę, Scum…

— Jestem Crash, panie Dibbler.

— …wtedy może zrozumiesz, jak się gra muzykę wykrokowa. Muzyka wykrokowa, Scum…

— …Crash…

— …to nie jest tylko muzyka — tłumaczył Dibbler, wyciągając z uszu watę. — To wiele rzeczy. Nie pytaj mnie, jakim cudem to możliwe.

Zapalił cygaro. Płomyk zapałki migotał od hałasu.

— Już lada minuta — powiedział. — Zobaczysz.

* * *

Płonęło ognisko ze starych butów i błota. Szary kształt krążył wokół i węszył z podnieceniem.

* * *

— Szybciej, szybciej, szybciej!

— Panu Dibblerowi się to nie spodoba — jęczał Asfalt.

— To ma pecha twój pan Dibbler — odparł Buog, gdy wciągali Buddy’ego na wóz. — A teraz chcę widzieć iskry spod tych podków. Zrozumiano?

— Jedźmy do Quirmu — powiedział Buddy, kiedy wóz szarpnął i ruszył z miejsca.

Nie wiedział dlaczego. Po prostu wydawało mu się to właściwym kierunkiem.

— Nie najlepszy pomysł — stwierdził Buog. — Ludzie będą chcieli zadać mi kilka pytań w sprawie tego powozu, który wyciągnąłem z basenu.

— Jedźmy do Quirmu!

— Panu Dibblerowi naprawdę się to nie spodoba — powtórzył Asfalt, gdy wóz skręcił na drogę.

* * *

— Teraz… już… lada… moment — uznał Dibbler.

— Mam nadzieję — zgodził się Crash. — Bo chyba zaczynają tupać.

Rzeczywiście, mimo burzy oklasków słyszeli już tupanie.

— Zaczekaj — odparł Dibbler. — Wbiegną w ostatniej chwili. Bez problemów. Auu!

— Cygaro powinno się wkładać do ust drugim końcem, panie Dibbler — zauważył grzecznie Crash.

* * *

Rosnący księżyc oświetlał krajobraz, gdy przetoczyli się przez bramę i ruszyli traktem w stronę Quirmu.

Skąd wiedziałeś, że kazałem przygotować wóz? — zapytał Buog, kiedy wylądowali po krótkim locie.

— Nie wiedziałem — odparł Buddy.

— Ale uciekałeś!

— Tak.

— Dlaczego?

— Bo nadszedł… właściwy czas.

— A czemu chcesz do Quirmu? — wtrącił Klif.

— Ja… znajdę tam statek do domu, prawda? Właśnie. Statek do domu.

Buog zerknął na gitarę. Coś się nie zgadzało. To wszystko nie może przecież tak się nagle skończyć, a oni zwyczajnie się rozejść…

Pokręcił głową. Co teraz mogłoby się nie udać?

— Panu Dibblerowi naprawdę się to nie spodoba — jęknął znowu Asfalt.

— Zamknij się — zaproponował Buog. — Nie wiem, co takiego może mu się nie spodobać.

— Przede wszystkim — odpowiedział Asfalt — i to jest najważniejsze… to coś, co nie spodoba mu się najbardziej… bo my, tego… my mamy… eee… pieniądze…

Klif sięgnął pod kozioł. Zabrzmiał głuchy brzęk z rodzaju tych, jakie wydaje dużo złota zachowującego spokój i dyskrecję.

* * *

Scena dygotała od rytmicznego tupania. Rozlegały się pierwsze gniewne krzyki.

Dibbler z przerażającym uśmiechem odwrócił się do Crasha.

— Właśnie wpadłem na znakomity pomysł.

* * *

Maleńka sylwetka pędziła drogą od strony rzeki. Przed nią lśniły w mroku światła sceny.

* * *

Nadrektor szturchnął Myślaka i znacząco machnął laską.

— Teraz — powiedział. — Jeśli nastąpi gwałtowne rozerwanie rzeczywistości i przejdą straszliwe, wyjące stwory, naszym zadaniem jest… — Poskrobał się po głowie. — Jak to mówi dziekan? Skopać przodka jakiegoś napuszonego osła?

— Tyłek, nadrektorze — poprawił go Stibbons. — Skopać tyłek jakiemuś napuszonemu osłu.

Ridcully spojrzał na pustą scenę. — Żadnego nie widzę.

* * *

Czterech członków Grupy wpatrywało się nieruchomo w zalaną księżycowym blaskiem równinę. Wreszcie Klif przerwał milczenie.

— Ile?

— Prawie pięć tysięcy dolarów…

— PIĘĆ TYSIĘCYDOL…?

Klif potężną dłonią zatkał Buogowi usta.

— Czemu? — zapytał, przytrzymując wyrywającego się krasnoluda.

— Trochę mi się wszystko pomieszało — wyznał Asfalt. — Przepraszam.

— Nigdy nie uciekniemy dość daleko. Wiesz? Nawet kiedy umrzemy.

— Próbowałem wam powiedzieć — jęknął Asfalt.

— A może… Może odwieziemy je z powrotem?

— Mmf nimf mmf?!

— Jak możemy?

— Mmf mmf mmf?!

— Buog — powiedział Klif uspokajającym tonem. — Zabiorę rękę. A ty masz nie krzyczeć. Jasne?

— Mmf.

— Dobra.

— Odwieźć z powrotem?! Pięć tysięcy dol… Mmfmmfmmf…

— Trochę z tego jest chyba nasze — stwierdził Klif, wzmacniając uchwyt.

— Mmf!

— Ja nie dostawałem żadnej wypłaty — zgodził się Asfalt.

— Jedźmy do Quirmu — nalegał Buddy. — Możemy wziąć… to, co nasze, a resztę mu odesłać.

Klif wolną ręką pogładził brodę.

— Część należy do Chryzopraza — przypomniał Asfalt. — Pan Dibbler pożyczył od niego trochę pieniędzy, kiedy organizował Darmowy Festiwal.

— Od niego nie uciekniemy — stwierdził Klif. — Chyba że pojedziemy aż na Krawędź i rzucimy się przez nią. A i wtedy nie na pewno.

— Możemy się wytłumaczyć… prawda?

Przed ich oczami uformowała się wizja lśniącej, marmurowej głowy Chryzopraza.

— Mmf.

— Nie.

— A więc Quirm — powtórzył Buddy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Muzyka duszy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Muzyka duszy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Muzyka duszy»

Обсуждение, отзывы о книге «Muzyka duszy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x