W 1830 roku pewien handlarz i traper, Pearson Denby, wędrował przez Krainę Wielkich Równin. W trakcie podróży spotkał znajomego wodza plemienia Lakota, imieniem Człowiek Który Lęka się Wody. Wódz spytał, czy Denby potrafiłby zdobyć dla niego czarne kule z piorunami, i wyjaśnił, że wybiera się na wojnę z wrogiem i pilnie takich kul potrzebuje. Podobno swego czasu dysponował około pięćdziesięcioma sztukami i zawsze korzystał z nich z umiarem, niemniej zapas się już skończył. Denby nie zrozumiał. Spytał zatem Człowieka Który Lęka się Wody, czy chodzi mu o amunicję do karabinów. Nie, usłyszał w odpowiedzi, chodzi o coś podobnego, lecz znacznie większego. Wódz zaprowadził Denby ego do obozu i zaprezentował mu mosiężną pięcioipółcalową haubicę wyprodukowaną przez Carron Company z Falkirk w Szkocji. Denby nie krył zdumienia i spytał, jak Człowiek Który Lęka się Wody zdobył działo. Wódz wytłumaczył, że na pobliskich wzgórzach mieszka plemię Niedokończonych Ludzi. Pewnego lata stworzono ich zupełnie nieoczekiwanie, lecz ich twórca ofiarował im tylko jedną z potrzebnych człowiekowi do życia umiejętności: znajomość walki. Brakowało im wszystkich innych zdolności — nie mieli pojęcia, jak upolować bizona czy antylopę, jak okiełznać konia i jak zbudować dla siebie dom. Nie potrafili nawet zrozumieć siebie nawzajem, bo zwariowany twórca obdarował ich czterema bądź pięcioma językami. Mieli oni jednak działo, które sprzedali za żywność Człowiekowi Który Lęka się Wody.
Zaintrygowany Denby odszukał plemię Niedokończonych Ludzi. Z początku nie wiedział, czym różnili się oni od innych plemion, lecz po chwili dostrzegł, że starsi mężczyźni mają osobliwie europejski wygląd, a część z nich posługuje się językiem angielskim. Niektóre z ich obyczajów niczym się nie różniły od tych, które pielęgnowało plemię Lakota, lecz inne najwyraźniej wyrastały z europejskiej tradycji wojskowej. Ich język kojarzył się z językiem ludu Lakota, lecz zawierał wiele słów angielskich, holenderskich i niemieckich.
Pewien mężczyzna, znany jako Robert Heath (nazywany też Małym Człowiekiem Który za Dużo Mówi), poinformował Denby’ego, że popołudniem 15 czerwca 1815 roku wszyscy oni zdezerterowali z kilku armii pułków, gdyż na następny dzień planowano wielką bitwę, a oni żywili silne przekonanie, że zginą, jeśli zostaną w szeregach. Pytał, kto jest teraz królem Francji, książę Wellington czy też Napoleon Bonaparte? Denby nie miał pojęcia. „Cóż — westchnął filozoficznie Heath — to w sumie nieistotne. Ktokolwiek zasiadłby na tronie, życie takich jak my ludzi i tak toczyłoby się bez zmian”.
Generał Rebecą ułożył też holenderską wersję tej przyśpiewki, którą nucili jego żołnierze w drodze do Quatre Bras. Następnie wojacy nauczyli jej swych angielskich towarzyszy, dzięki czemu stała się później dziecięcą wyliczanką, popularną zarówno w Anglii, jak i w Holandii.
Kopenhaga, słynny, wspominany już wcześniej kasztan księcia, 1808–1836.
W 1810 roku panowie George i Jonathan Barratt, właściciele ogrodów Vauxhall, zaproponowali Strange’owi i Norrellowi zawrotną sumę w zamian za conocne pokazy magii. Pokazy miały wyglądać dokładnie tak jak czary Strange’a na polu bitwy: chodziło o iluzje stworzeń magicznych, słynnych postaci biblijnych, historycznych itd. Rzecz jasna, pan Norrell odrzucił ofertę.
Ogólnie przyjęta magiczna technika wprowadzania zamętu w rozkładzie dróg, krajobrazów, pomieszczeń i innych przestrzeni fizycznych polega na stworzeniu labiryntu w ich obrębie. Strange nie poznał jednak tego sposobu aż do lutego 1817 roku. Mimo to jego poczynania najprawdopodobniej przesądziły o losach kampanii. Strange nie wiedział, że francuski generał D’Erlon usiłował dotrzeć na pole bitwy wraz z dwudziestotysięczną armią, lecz decydujące godziny spędził na marszu po okolicy, która co kilka minut zmieniała się w niewyjaśniony sposób. Gdyby on i jego żołnierze znaleźli właściwą drogę do Quatre Bras, bitwę prawdopodobnie wygraliby Francuzi i nigdy nie doszłoby do Waterloo. Strange’a uraziły szorstkie słowa księcia, których wysłuchał wcześniej tego samego dnia, i z tego powodu nikomu nie wspomniał o tym, co uczynił. Prawdę wyjawił później Johnowi Segundusowi oraz Thomasowi Levy’emu. W rezultacie historycy opisujący wydarzenia z Quatre Bras ze zdumieniem odnotowywali niepowodzenie D’Erlona, a ich wątpliwości rozwiały się dopiero po opublikowaniu w 1820 roku Życia Jonathana Strange’a pióra Johna Segundusa.
W rzeczywistości pan Pink był tylko jednym z cywilów, których tamtego dnia książę wcielił do służby w charakterze nieoficjalnych adiutantów. Wśród nich znalazł się też młody szwajcarski dżentelmen oraz jeszcze jeden komiwojażer.
William Lanchester był seneszalem Johna Uskglassa oraz jego ulubionym sługą, czyli jednym z najważniejszych ludzi w Anglii.
Thomas Dundale, pierwszy ludzki sługa Johna Uskglassa. Patrz tom III, rozdział pierwszy, przypis 2.
Wał Offy to wielki mur z ziemi i kamieni, obecnie w dużej części zniszczony, oddzielający Walię od Anglii. Został wzniesiony przez Offy, żyjącego w ósmym wieku króla Mercji, który wiedział z doświadczenia, że nie należy ufać walijskim sąsiadom.
Kiedy Strange i Arabella brali ślub, Henry pełnił obowiązki pastora w Grace Adieu w hrabstwie Gloucester. Zamierzał poślubić pewną młodą damę, pannę Parbringer. Strange nie zaaprobował jednak ani tej damy, ani jej przyjaciół. W tym samym czasie zwolniło się beneficjum w Great Hitherden, toteż Strange przekonał sir Waltera Pole’a, by skierował tam Henry’ego, który nie krył zachwytu. Great Hitherden było znacznie większą miejscowością niż Grace Adieu i Henry wkrótce zapomniał o młodej damie.
Książki Strange’a były rzecz jasna księgami o magii, a nie księgami magii. Te ostatnie w całości znajdowały się w zbiorach pana Norrella. Patrz tom I, rozdział pierwszy, przypis 5.
Chodziło o coś więcej. Już w dwunastym wieku zauważono rywalizację magów i duchowieństwa. I jedni, i drudzy wierzyli, że wszechświat zamieszkują najrozmaitsze nadnaturalne istoty i działają w nim nadnaturalne moce. Ponadto obydwie te grupy uważały, że można zwracać się do tych istot z prośbami drogą zaklęć lub modlitw i w ten sposób wspierać rodzaj ludzki lub mu szkodzić. Te dwie kosmologie są często zdumiewająco zbieżne, ale duchowni i magowie wyciągają kompletnie odmienne wnioski ze swych założeń.
Magowie są przede wszystkim zainteresowani przydatnością owych nadnaturalnych bytów; chcą wiedzieć, w jakich okolicznościach i jakimi sposobami mogą skłonić anioły, demony i elfy do pomocy w czynnościach magicznych. Z tego względu magowi jest niemal całkowicie obojętne, że pierwsza grupa wspomnianych istot jest bosko dobra, druga — piekielnie niegodziwa, a trzecia — moralnie podejrzana. Z kolei duchowni interesują się niemal tylko i wyłącznie tym rozróżnieniem.
W średniowiecznej Anglii wszelkie próby pogodzenia dwóch kosmologii były skazane na porażkę. Kościół w krótkim czasie dostrzegł mnóstwo wszelkiego typu herezji, których może być winien nic nie podejrzewający mag. Wcześniej wspomnieliśmy już o herezji meraudiańskiej.
Alexander Whitby (lata trzydzieste XIII w.?–1302) uczył, że wszechświat przypomina gobelin. Z naszej perspektywy widać tylko jego fragmenty. Dopiero po śmierci zyskamy możliwość obejrzenia go w całości i wtedy uświadomimy sobie, w jaki sposób różne jego części się łączą. Alexander został zmuszony do publicznego wyrzeczenia się swoich tez. Od tamtej pory duchowni zaczęli zwracać uwagę na herezję whitbyańską. Nawet najskromniejszy wiejski mag musiał wykazywać niezwykłą przebiegłość, by uniknąć oskarżenia o nią.
Читать дальше