– No cóż, umiarkowanie dobrą – mruknęła Sol. – Nie należy przesadzać.
Indra dostrzegła stojącego nieco dalej Rama i tęsknie popatrzyła w jego stronę.
– Marco, czy nie mógłbyś poprosić Rama, żeby tu przyszedł? On bardzo tego chce, a ja nie mogę nic zrobić. Lecz jeśli ty…?
Marco uśmiechnął się wyrozumiale. Skinął na Rama, który natychmiast do nich podszedł.
– Rozmawiamy sobie – powiedział Marco – i pomyśleliśmy, że może miałbyś ochotę wysłuchać naszych teorii.
– Jakich teorii? – krótko spytał Lemur. Widać jednak było wyraźnie, że cieszy się z dołączenia do tej maleńkiej grupki. On także nie widział otaczających ich czarownic z Ludzi Lodu.
W łagodnym powietrzu krążyły motyle, bąki i pszczoły. Siadały na przepięknych kwiatach, Srebrzysty Las odgradzał gęstymi liśćmi ludzi od muru. Dzień był wspaniały, jak zresztą wszystkie dni w Królestwie Światła.
O takim dniu zawsze się marzy w starej Norwegii, pomyślała Indra. Często planuje się jakieś uciechy pod gołym niebem, małe albo duże, ale te plany są bardzo kruche, wystarczy jedna chmura albo powiew chłodnego wiatru, żeby wszystko zepsuć. W najgorszym razie nadciąga śnieżna burza w czerwcu, bo przecież i to się zdarza.
A tutaj przez cały rok można żyć pod gołym niebem!
Marco odpowiedział Ramowi, Indra przysłuchiwała się jego słowom.
– To, co mi się nie podoba w tej Griseldzie…
– Mnie się nic w niej nie podoba – natychmiast wtrąciła Indra.
– No tak, to oczywiste, ale najstraszniejszy jest sposób, w jaki ona powraca.
– Co masz na myśli? – spytał Ram.
– Pojawiła się znów po trzystu latach, żeby zemścić się na Thomasie, a wnioskując ze słów, jakie wypowiedziała przy szubienicy, taki właśnie ma zwyczaj. Jak to robi?
– Może wędrówka dusz? – podsunęła Indra. Nie patrzyła na Rama ani on na nią, oboje jednak byli w pełni świadomi wzajemnej bliskości.
Marco wyjaśnił:
– Nie, wędrówka dusz nie odbywa się w ten sposób. Po to, by dotrzeć do celu, należy doświadczyć istnienia w skórze ludzi wywodzących się ze wszystkich warstw społecznych, wszystkich zawodów, obu płci, doznać szczęścia i nieszczęścia.
– Aha – zrozumiała Indra. – Kiedy już raz było się czarownicą, więcej się to nie powtórzy?
– Właśnie. Nie, ona to robi w inny sposób – Marco zastanawiał się. – Ale istnieje bajka ludowa, znana chyba w większości krajów. Po norwesku nazywa się „O gałązce, która nie miała serca”, a po rosyjsku „Żabia księżniczka”, o czarnoksiężniku Kostii, skrywającym swoje serce, a raczej swoją „śmierć” w jajku tkwiącym w kaczce w skrzynce pod dębem nad brzegiem rzeki.
– Chcesz powiedzieć, że Griselda ukryła gdzieś swoje serce?
Marco odpowiedział z wahaniem:
– Nie, nie serce, przypuszczam raczej, że swoją duszę. Nie jestem pewien, ale to chyba do niej pasuje, w ten sposób może wracać raz po raz.
– Ale trzysta lat? – z powątpiewaniem wtrącił Ram.
– Przypuszczam, że ten okres może mieć różną długość. Prawdopodobnie nie przypuszczała, że tym razem tak się to przeciągnie. Sądzę, że zamierzała wrócić jeszcze za życia Thomasa, wskazują na to jej słowa. Kiedy się nie udało, próbowała go odszukać w królestwie zmarłych, tam jednak także go nie było. Musiała się dobrze nagłowić – zakończył Marco z uśmiechem.
– Szkoda, że tu trafiła – westchnęła Indra.
– Łagodnie to ujęłaś. No cóż, w każdym razie w Ciemności nie będziemy mieć z nią do czynienia.
– Spójrzcie, wzywają nas na posiłek – wskazał Ram. – Przyda się, długo już czekamy na Madragów.
Jak nam tu przyjemnie, myślała Indra, siedząc na zielonej trawie między Ramem a Markiem. Rozdzielono białe pudełka z prowiantem i na moment zapadła cisza, jak to często bywa na początku posiłku.
– Cała Berengaria! – westchnął Oko Nocy. – Zawsze zaczyna od deseru.
Buchnął śmiech, nie śmiała się tylko Griselda. Do pioruna, zaklęła w duchu.
– Trzeba słuchać impulsów – broniła się Berengaria.
– Musisz uważać – spokojnie odparł Dolg. – Może cię to drogo kosztować.
– Zaczynanie od deseru? – żartowała.
Co za wspaniała grupa, myślała Indra. Świetnie do siebie pasujemy. Nawet ta małomówna nowa przyjaciółka Joriego dobrze sobie radzi, chociaż jest taka młodziutka. Wszystkich nas łączy pragnienie ocalenia wspaniałych, wymarłych już na powierzchni Ziemi zwierząt, uratowanie ich przed Ciemnością. Wiem, że niejeden w Królestwie Światła ma co do tego pewne wątpliwości. Uważają, że tak duża gromada nowych zwierząt może spowodować kłopoty, ale większość jest pozytywnie nastawiona do naszego projektu.
Pyszne jedzenie!
Griselda trzymała się z dala od Dolga, po niepowodzeniu przeżytym w parku nie chciała zostać rozpoznana. Na szczęście nie zabrał ze sobą psa.
Indra zobaczyła, że na posiłek przyszli także Elena z Jaskarim, nie wyglądało jednak na to, że czują się najlepiej ani że jedzenie im smakuje. Żuli przednimi zębami, co jest nieomylną oznaką sytości albo po prostu braku apetytu. Siedzieli w milczeniu, z boku, Elena zapłakana i bardzo blada, Jaskari zaś wyglądał, jakby właśnie zsiadł z karuzeli, na której przejażdżka nie sprawiła mu ani trochę radości.
Berengaria natomiast była we wspaniałej formie. Właściwie nie wolno jej było spędzać tyle czasu razem z Okiem Nocy – takie było przynajmniej życzenie jego krewnych – lecz oto wspólnie mieli przeżyć przygodę, i to z dala od bacznych spojrzeń niemądrych dorosłych. Indra była pewna, że jeśli tylko Berengaria zostanie sam na sam z ubóstwianym przyjacielem z dzieciństwa, bez sekundy wahania spróbuje go uwieść. Pytanie tylko, na ile twardy potrafi być Oko Nocy.
A przecież nie ulegało wątpliwości, że Indianin ma do Berengarii wielką słabość.
Posiłek składał się z sałatki na przystawkę, głównego dania i deseru. Personel kuchenny naprawdę się postarał. Siedzenie w piękny dzień na łonie natury, z dala od wszelkich zabudowań, przy przepysznym jedzeniu w miłym towarzystwie… Czegóż więcej można chcieć? Krzyk Berengarii sprawił, że oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę.
Dziewczyna zgięła się wpół i przerażona patrzyła na Oko Nocy.
– Co się stało? – spytał zaniepokojony.
– Boli – odparła, nic nie rozumiejąc – I… widzę podwójnie.
Jaskari poderwał się, a jednocześnie z nim na równe nogi skoczył Marco.
– Zatrucie grzybami! Znów!
– Nie jedzcie nic więcej! – nakazał Ram. – Nikomu nie wolno nic przełknąć. To prawdopodobnie deser. Czy ktokolwiek poza Berengaria go próbował?
Pewien wystraszony Strażnik przyznał, że i on skusił się na słodkości.
– Panowie laboranci – poprosił Ram. – Zajmijcie się najpierw zbadaniem jego deseru i Berengarii. Później wszystkimi pozostałymi. Weźcie też próbki głównego dania.
Na deser był puszysty, pięknie ozdobiony krem śmietanowy.
Wśród zamieszania, jakie powstało, Griselda zastanawiała się nerwowo, co robić.
Czy powinnam posypać trucizną swój deser, żeby odsunąć od siebie podejrzenia?
Nie, lepiej nie zwracać na siebie uwagi i za wszelką cenę zachować anonimowość. Poza tym ktoś mógłby to teraz zauważyć. Siedź cicho, Griseldo.
Przeklęta dziewucha, zaczęła od deseru. Nigdy jej nie lubiłam, jest taka samowolna. Robi to, na co akurat przyjdzie jej ochota. Idzie za głosem instynktów i impulsów, tak jak zresztą mówiła. Smarkula! Gdyby wszyscy zjedli deser jednocześnie, mieliby większe problemy. Nie mogliby uratować trzech dziewcząt, bo wszystkich musiano by obserwować. Popsuła cały plan, ale mam nadzieję, że przynajmniej jej się pozbędę. Wsypałam jej sporo trucizny, chociaż najwięcej poszło na Orianę, szkoda, dlaczego tak im się układa?
Читать дальше