– Z wielką chęcią zostanę tutaj – odpowiedział z pewnym opóźnieniem na zaproszenie Marca.
– Doskonale – ucieszył się książę Czarnych Sal. – Teraz jednak Indra musi poddać się kolejnemu zabiegowi. Należy przecież przywrócić jej przyzwoity wygląd.
Griselda w tajemnicy przygotowała nową torebkę uplecioną z rzemyków, swój bilet do następnego życia. Postanowiła więcej nie ryzykować, ukryła ją w miejscu, gdzie ktoś musiał ją odnaleźć w dość rozsądnym czasie, choć nie teraz. Griselda zamierzała przeżyć jeszcze wiele cudownych lat i w pełni napawać się rozkoszną zemstą.
Dla pewności jednak… gdyby coś się nie udało, dobrze mieć torebeczkę przygotowaną. To dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
Strażnicy, chociaż przeszukali każdy kąt szpitala, nie natrafili na ślad osoby, która zaatakowała Indrę. Nic w tym dziwnego, czarownica bowiem uciekła zaraz po napaści. Nie odeszła jednak daleko, usiadła na ławeczce w przyszpitalnym parku i z tego miejsca obserwowała rozwój wydarzeń.
Wtedy właśnie go ujrzała!
Księcia ciemności we własnej osobie! A więc mimo wszystko tu był! Okazał się o wiele piękniejszy, niż kiedykolwiek nawet śniła, żaden ziemski mężczyzna nie mógłby być tak niebiańsko urodziwy, a jednocześnie taki mroczny. Wprost przytłaczał swą urodą.
Taki ciemny, niczym noc lub podziemny świat, i jakiż pociągający! Griselda poczuła, że ciało jej zapłonęło.
Musi go mieć! I co więcej, zostanie jego najcenniejszą pomocnicą, będzie służyć mu tak wiernie, że później bez niej sobie nie poradzi.
Razem pokierują światem. Tak, muszą się stąd wydostać, nie mogą na zawsze pozostać w tej dziurze. Najpierw jednak… W oczach Griseldy zabłysło uniesienie. Najpierw zdobędą owe wspaniałe kamienie, o których słyszała i które oglądała przez grube szyby. Ukradzenie ich nie będzie skomplikowaną sztuką.
Twarz Griseldy pociemniała. Widziała, jak Thomas wchodzi do szpitala z wielkim bukietem. Kogo chciał odwiedzić? Chyba nie tę okropną dziewczynę? Nie, na pewno jej nie zechce, teraz, kiedy tak wygląda.
Prychnęła ze złością.
A mroczny książę podziemnego świata? Czy on wkrótce stamtąd wyjdzie?
Jest! Ach, cudownie, fantastycznie, ale…
Cóż znowu, u diaska! Jest z nim pokaleczona dziewczyna, wywożą ją na noszach, i… Thomas! Thomas jest wraz z nimi i jeszcze mnóstwem innych osób. Ach, nie, to nie do pomyślenia! Strażnik, który zawsze się przy nich plątał, wezwał gondolę, wszyscy wsiedli do pojazdu. Nie, nie mogą teraz odjechać, co ona pocznie? Zostawiła wszak swoją naziemną gondolę daleko.
Griselda podkradła się bliżej wejścia, odwróciła się plecami i nasłuchiwała. Wybierali się do Sagi, jakże ona się tam dostanie?
Nienawidziła latać, wiedziała jednak, że między obydwoma miastami istnieje stałe połączenie. Popędziła więc na przystanek i odszukała odpowiednią gondolę. Ach, jakże tego nie cierpiała! Wszyscy pasażerowie na widok młodziutkiej panny przyjaźnie kiwali głowami, później jednak stopniowo zaczęli się od niej odsuwać. Taka sytuacja ostatnio stale się powtarzała, czyżby do tego stopnia nie znosili wspaniałego aromatu odrodzonej czarownicy? Tak pachniał środek, który właśnie miał umożliwić jej odrodzenie. Jego zapach przez pierwsze tygodnie się utrzymywał, ustępował dopiero później. Ona zawsze go lubiła, nie wszyscy jednak podzielali jej gust.
Wylądowali w Sadze, na szczęście powietrzna podróż dobiegła wreszcie końca. Nie minęła chwila, a Griselda dostrzegła całą grupę ze szpitala, ostatni znikali właśnie we wrotach na szczycie szerokich schodów. Cóż za pałac!
– Przepraszam, ale kto tu mieszka? – spytała jakiegoś mężczyznę. Mężczyzn zawsze pytała chętniej, nie byli aż tak podejrzliwi i sprytni jak kobiety.
– Mieszka tu Marco, książę Czarnych Sal – odparł zapytany.
A więc miała rację. Książę, to oczywiste. Książę Czarnych Sal, ten tytuł chyba mówi wszystko. Rozejrzała się dokoła, gdzie mogłaby zaczekać?
Do tego celu doskonale nadawała się położona naprzeciwko restauracja. Griseldzie przyda się jakieś jedzenie i porządny kieliszek.
Ale nie, kieliszka się nie doczekała. Kelner uprzejmie, lecz zdecydowanie wyjaśnił, że nieletnim nie podaje się tu alkoholu.
Do diabła! Rozwścieczona Griselda wypadła z restauracji, okrążyła budynek i od tyłu zakradła się do kuchni Nikt jej nie zauważył, w tego rodzaju poczynaniach była bowiem mistrzynią. Do potrawki z grzybów, która spokojnie perkotała w garnku, dosypała nieco proszku z grzybów trujących. Miała go w pudełeczku, które znalazła w torebce. Nie zauważona przez nikogo spokojnie opuściła kuchnię.
Nie mogła dłużej stać przed pałacem. Nie pozostawało jej nic innego, jak wrócić do swego przyjemnego niedużego domku, w którym zdołała już urządzić tajemną izdebkę i umeblować ją tak, jak przystoi czarownicy. Ale w jaki sposób dostanie się do domu?
Musi przygotować plan działania. Wygląda na to, że z każdą chwilą przybywa jej pracy, to wprost niemożliwe, ileż przeszkód będzie musiała jeszcze pokonać!
Przede wszystkim należy dostać się do tego pałacu, a dalej działać w zależności od rozwoju wydarzeń. Uwiedzie jego wysokość księcia Marca, potem zemści się na Thomasie. Tą przebrzydłą dziewuchą nie musi się przejmować, Thomas na pewno nigdy więcej już na nią nie spojrzy…
Griselda stała zatopiona w myślach, przygotowując się do opuszczenia miasta, gdy wrota pałacu nagle się otworzyły, a jednocześnie przy schodach zatrzymała się gondola.
Wyszli! Oto jego wysokość władca podziemia, ach, jakiż on piękny, w jakie drżenie zdołał wprawić jej ciało. Za nim zaś…
Co to ma znaczyć? Dziewczyny z okaleczoną twarzą wprawdzie z nimi nie było, lecz Thomas kroczył ramię w ramię z jakąś ciemnowłosą damą. Fuj, Thomasie, nie powinieneś tak postępować, co ja teraz pocznę?
Na schody wyszło jeszcze więcej ludzi, witali nowo przybyłych, nieszczególnie interesujących, chociaż ten młodzieniec…? Strasznie dużo przystojnych mężczyzn w tym Królestwie Światła, na powierzchni Ziemi ze świecą by takich szukać, Thomas był prawdziwym wyjątkiem, natychmiast go sobie upatrzyła. Wyglądało na to, że wszyscy urodziwi przedstawiciele płci męskiej znajdowali się tutaj, w centralnym punkcie Ziemi, jeden przystojniejszy od drugiego. Cóż za wspaniały świat dla niewinnej panienki jak Griselda!
Na schodach pojawiły się także trzy młode dziewczyny, zauważyła je już w szpitalu. Zbierały się już chyba do odejścia i… Ach! Jedna z nich, najstarsza, ta z długimi, kręconymi ciemnymi włosami, objęła Thomasa i pocałowała go w policzek. Griselda musiała złapać się gałązki krzewu, żeby nie pobiec i nie zaatakować bezczelnej panny.
Jeszcze jedna, którą dotknie jej zemsta No cóż, to właściwie jest zabawne, przynajmniej nie będzie się nudzić.
Ktoś zawołał dziewczynki, Griselda nastawiła uszu.
– Tak, Oriano, zobaczymy się więc wieczorem nad brzegiem rzeki. Pokażemy ci wtedy Złocistą Rzekę i Srebrzysty Las. Nasza łódka jest czerwona w żółte pasy.
Aha, bardzo przydatne informacje, przy jednym ogniu upiekę dwie pieczenie. Pozbędę się obu tych natrętnych dziwek. Thomas będzie miał od nich spokój.
Griselda planowała, że od nowa uwiedzie Thomasa. Był naprawdę smacznym kąskiem, świetnie też sprawdził się w miłosnych igraszkach, a ona znów była młoda i niewinna, na powrót stała się dziewicą. No, prawie, bo przecież tamten mężczyzna w samochodzie i dwa diabliki chyba się nie liczą.
Читать дальше