Margit Sandemo - Drżące Serce

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Drżące Serce» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drżące Serce: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drżące Serce»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kari odebrano wszelkie możliwości godnego życia. Los poskąpił jej urody i skazał na bycie złą. Gdy jednak w głębi Gór Czarnych spotyka przystojnego Armasa, dostrzega maleńki promyk nadziei na bodaj trochę szczęścia w życiu. Ale czy młodzieniec wysokiego rodu naprawdę zainteresuje się godną pożałowania istotą…

Drżące Serce — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drżące Serce», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czyż nie słyszał bicia serca Kari? Czy Faron nie potrafił przybrać olbrzymich rozmiarów i świecić sam z siebie?

Tego akurat Armas w tym momencie nie potrzebował, lecz nie miał wątpliwości, że i on umie to i owo.

Phi, jakie to ma znaczenie, że nie nauczono go wykorzystywania własnych talentów? I czyż nie znalazł się właśnie w sytuacji, zasługującej na określenie „kryzysowa”?

Do czego mogły mu się teraz przydać jego niezwykłe zdolności? Myśl, Armasie, myśl prędko, bo czas płynie.

Po pierwsze, musi jak najprędzej dotrzeć do celu, na drugą stronę doliny.

Wstał i spróbował skoczyć, celując w upatrzony punkt na kamienistej ziemi, mniej więcej dziesięć metrów w przód, tam gdzie mógł bezpiecznie wylądować.

To poszło łatwo. Znalazł więc wygodne miejsce jeszcze dalej, oddalone o jakieś dwadzieścia metrów. To drobiazg, poczuł, że ma siłę na jeszcze więcej, ten skok nie sprawił mu żadnych trudności.

Czy się odważy?

Przed sobą miał jakąś ulicę, dookoła nie było nikogo widać. A może by tak skoczyć aż na sam jej koniec? Znalazłby się wtedy w połowie drogi.

Och, nie, co za bzdura, czegoś takiego nie jest w stanie dokonać!

Nie, nie wolno teraz myśleć negatywnie, to mu tylko przeszkodzi. Przecież nawet jeśli nie dotrze do samego końca, to i tak wyląduje w bezpiecznym miejscu gdzieś na środku ulicy.

Armas skupił się na najdalszym punkcie, namierzył się i…

Och, ratunku, on lata! Że też wcześniej tego nie wymyślił!

To przez posłuszeństwo wobec autorytetu, jakim był dla niego ojciec, Strażnik Góry.

Miękko i elegancko wylądował dokładnie w punkcie, który sobie upatrzył, na samym końcu ulicy.

Tam, w bocznych uliczkach, przy fabrykach, kręciło się wielu ludzi. Wszędzie poruszali się dobrowolni niewolnicy, lecz teraz zobaczył także tych niewolników, których zabrać miał stąd Ram i jego grupa. Wycieńczeni słaniali się na nogach, popędzani batami strażników.

A gdzie jest Ram? Jak mogą marzyć o uwolnieniu kogokolwiek z tego rojowiska złych niewolników, w dodatku na tak wielkim obszarze?

Wyciągnął telefon, żeby zadzwonić do Farona i powiadomić go o postępie, jaki poczynił.

Ale telefon milczał jak zaklęty.

Ach, a więc znalazł się na obszarze, na którym nie funkcjonuje komunikacja! Niedobrze, przydałoby mu się wsparcie przyjaciół w pojazdach. Przypuszczał, że to złe jądro gór blokuje połączenie, sam fakt, że się tu znalazł. Nie sądził, by ktokolwiek podłączył się pod ich linię i ją zerwał.

Jak zdoła przemieścić się dalej? Znajdował się teraz tak nisko, że nie widział upiornej budowli, ale patrząc na zbocza doliny łatwo było się domyślić, gdzie może być usytuowana. Armas zebrał siłę na kolejny wielki skok, teraz musiał wznieść się wyżej w powietrze, ponad olbrzymie fabryki.

Pachniało tu niezbyt przyjemnie, lecz czy istnieje wielka fabryka, od której bije przyjemny aromat?

Zebrał się w sobie i uniósł w górę.

Jeśli wyląduję na dachu fabrycznym, będzie doprawdy śmiesznie, pomyślał. Indrę bardzo by to rozbawiło, Sol także, właściwie one mają podobne usposobienia, ale też i można powiedzieć, że są krewniaczkami, tyle że dzieli je kilka wieków. Poczucie humoru mają jednak takie samo, Jori także, choć on nie jest z nimi spokrewniony.

Tyle zdążył pomyśleć Armas, zanim ku swemu wielkiemu przerażeniu zorientował się, iż rzeczywiście wyląduje na dachu, lecz nie dachu fabryki, tylko samego potwornego pałacu.

Ach, to…

A właściwie, dlaczego nie? pomyślał, gdy już stanął na płaskim dachu. Musi istnieć jakieś zejście stąd.

Za pałacem wznosiła się przerażająco wysoka i stroma skalna ściana, zakończona ostrymi jak szydło kolcami. Z góry w dół do budowli biegła wąska rura, przypominająca wodociąg.

Fuj, co za smród! Armas skrzywił się, nieprzyjemny odór drapał go w gardle.

Zejście, zejście… Niczego takiego nie widział. Szukał gorączkowo, wiedział, że w każdej chwili dany mu czas może się skończyć.

Wtedy wpadł na genialny pomysł.

Jeśli ani Ram, ani on nie mogli porozumieć się z Faronem telefonicznie, ponieważ obaj znajdowali się na tym obszarze… Czy coś stoi wobec tego na przeszkodzie, żeby…

Już wystukał numer Rama.

Usłyszał cichy szept:

– Ram.

– Ram, tu Armas, gdzie jesteście?

– Nie mogę teraz rozmawiać, jesteśmy pod dnem złej doliny, a ty?

Armas pospiesznie wyjaśnił, co się stało z Kari, i wytłumaczył, gdzie się znajduje.

– Jesteś szaleńcem – szepnął Ram. – Ale dziękuję za wyjaśnienia, muszę kończyć.

Rozmowa się urwała, lecz Armas poczuł wyraźną ulgę. Najważniejsze, że przyjaciele żyją.

Spróbował zadzwonić także do Marca, lecz odpowiedziała mu cisza. Grobowa cisza.

Och, nie, tak nie wolno mu myśleć, oni są po prostu poza zasięgiem działania telefonu i tyle. Ta grupa wszak jest bardzo silna: Oko Nocy, Marco, Shira i Mar, któż zdoła ich pokonać?

Ciarki przeszły mu po plecach. Pamiętał określenie, jakiego używało się tu w Górach Czarnych: Niezwyciężony.

Ta istota wciąż pozostawała dla nich jedynie nazwą. Nikt jej jeszcze nie widział, ani jej, ani też budzącego powszechne przerażenie Łowcy Niewolników.

Miał nadzieję, że ci dwaj będą się trzymać z daleka.

Była jednak jeszcze jedna istota, której za nic nie chciał spotkać. Ta, którą nazywano „To we Własnej Osobie”, najpiękniejszy.

Armas miał bardzo nieprzyjemne wrażenie, że znajduje się ona całkiem niedaleko.

Teraz jednak powinien myśleć trzeźwo. Pokręcił się przez chwilę po dachu, ale nie znalazł żadnego zejścia. Może powinien wykorzystać tę drugą zdolność, jaką u siebie odkrył? Może powinien znów wsłuchać się w tamto bijące serce?

Skoncentrował się, przymknął oczy, starając się wyeliminować wszystkie inne dźwięki, wszystkie zakłócające myśli o goniącym go czasie i lęku o Kari.

Gdy sobie z tym poradził, znów wychwycił sygnały, słabe uderzenie serca, dochodzące nie wiadomo skąd. Ale czyżby naprawdę były takie słabe? Gdy się w nie wsłuchał, nabrały mocy, aż wreszcie zrozumiał, że znajduje się tuż ponad miejscem, z którego dochodzą.

A więc za wszelką cenę musi przedostać się do tego budynku.

Ponieważ nie ma żadnych schodów prowadzących z dachu na dół, trzeba uciec się do innych metod. Wychylił się przez krawędź tak daleko jak tylko mógł i popatrzył w dół. Gdy przeszedł na drugą stronę, wreszcie zobaczył, co może zrobić.

Gdyby udało mu się zejść ze dwa piętra niżej, dotarłby na występ, na jakiś balkon czy może okienko.

Wyciągnął swój kawałek sznura elfów, przywiązał go do krawędzi i spuścił się na dół.

Lepiej być nie mogło. Otwarty korytarz prowadził w głąb budowli.

Odór panował tu wręcz nie do wytrzymania, starał się jednak o nim nie myśleć. Jakieś drzwi zagrodziły mu drogę, pamiętał jednak hasło podsłuchane przez Sassę. Drzwi się otworzyły i znalazł się w kolejnym korytarzu. W jego stronę szły dwie kobiety… To akurat ani trochę go nie przeraziło, bo przecież one go nie widziały, gorzej, że on je zobaczył. Zadrżał, ciarki przebiegły mu po kręgosłupie od chłodu, jaki przeniknął go, gdy popatrzył na te niebezpiecznie piękne, lecz lodowate istoty o niebieskozielonej, metalicznie połyskującej skórze, przypominające nieskończenie piękne węże.

Minęły go, zajęte rozmową.

– Pójdzie z nią łatwo – powiedziała jedna.

– Na pewno, i zwabi tu swego kochanka. Wkrótce będziemy mieli już wszystkich.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drżące Serce»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drżące Serce» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Drżące Serce»

Обсуждение, отзывы о книге «Drżące Serce» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x