Miranda odetchnęła ze świstem, kiedy Marco zdjął ręce z jej ramion. Mogła znowu być sobą.
– Otrzymałam odpowiedź – oznajmiła z dumą. – Dolg odebrał moje wezwanie. Dolg żyje, Móri!
Czarnoksiężnik ujął jej dłonie i serdecznie ściskał. W oczach miał łzy.
– Ale mówiłeś, że elfy opuściły Ziemię, że one również przeszły przez Wrota – zapytał Gabriel, rozcierając przemarznięte ręce.
– Owszem, ale nie wszystkie elfy świata, widziałem tylko gromadkę zmierzającą do Wrót. Nie dostrzegłem na przykład ani króla, ani królowej elfów z Islandii, nie zauważyłem też Starca, pierwotnej siły Islandii. Słyszeliście jednak Mirandę. Ona na moment stała się Dolgiem. Elfy zawsze nazywały go Lanjelin, używały tego imienia, chociaż otrzymał je na chrzcie od swojej babki. Dziękuję ci, Mirando, dziękuję wszystkim, również tym, którzy widzieli konia. Bo to też prawda. Sposób poruszania się elfów, wiecie przecież! To one musiały wynieść stąd Dolga, stosując ten właśnie sposób.
– Wynieść go stąd? – zdziwił się Nataniel. – Owszem, to by wyjaśniło jego nagłe zniknięcie z Drekagil. Tylko dokąd?
Móri westchnął.
– Moim zdaniem istnieje tylko jedno takie miejsce. To Gjáin, piękna dolina elfów.
W końcu przemoczeni i dygoczący z zimna wyszli z Drekagil.
– Och, jak dobrze będzie teraz wsiąść do samochodu i włożyć na siebie suche i ciepłe ubranie – rozmarzyła się Indra.
– Powinniśmy też coś zjeść – dodał Nataniel. – Minęło sporo czasu od ostatniego posiłku.
Właściwie nie mieli nic w ustach od śniadania, nawet o tym nie myśleli. Na zewnątrz jednak nie dostrzegli żadnego samochodu, żadnego wytęsknionego jeepa ani Addiego.
– O Boże, a jeśli te dranie go uprowadziły? – jęknęła Ellen.
W tym samym momencie odetchnęli z ulgą. Niezwykły jeep wytoczył się na drogę w najwyższych regionach Askji. Rzucili się na wyścigi, żeby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu pojazdu.
– Już się baliśmy, że uciekłeś od nas – zażartował Gabriel, gdy znaleźli się na swoich miejscach.
– Przecież powiedziałem, że będę trzymał straż w ukryciu – odparł Addi spokojnie. – Ale nikogo tu nie było. No i jak poszło?
– Znakomicie – poinformował Móri. – Teraz jedziemy do Gjáin.
– Gjáin? No to niezły kawałek. A nie powinniśmy przedtem czegoś zjeść? Najpierw wrócimy tam, gdzie do tej pory stałem, skąd widać wszystko, co się porusza w promieniu wielu kilometrów, ale nas nikt nie zobaczy.
W jakiś czas później ruszyli znowu w drogę. Rozgrzani, w suchych ubraniach i najedzeni.
Addi przeczesał palcami swoje kręcone, szpakowate włosy.
– Wyszło trochę głupio – powiedział. – Powinniśmy pojechać na lewo. Przez Gäsavatnaleid. Na południe od Askji i dalej na Sprengisandur, jeśli mamy dotrzeć do Gjáin. Ale po pierwsze, nie przepadam za tamtą drogą. Okropnie się na niej niszczą samochody i trzeba jechać niemal cały dzień, a po drugie, obiecałem policji, że spotkamy się z nimi około Herdhubreidharlindhir, oddamy im narkotyki a wy złożycie dodatkowe wyjaśnienia. To zaś oznacza, że musimy zawrócić i jechać po własnych śladach.
– No to jedziemy – zdecydował Móri – W końcu przecież nam się nie śpieszy. A podróż tędy była bardzo przyjemna.
– Wprawdzie ciekawiej jest poruszać się po nowych drogach, ale my przecież nie podróżujemy dla pięknych widoków – przyznała Indra. – A poza tym można się zdrzemnąć w samochodzie.
Tak też zrobili.
Nie dotarli jednak do Herdhubreidharlindhir. Wielkie, otwarte pola lawowe sforsowali bez trudu, kiedy jednak znaleźli się w ciasnym przejściu między skałami, na drodze z głębokimi koleinami i wysokimi krawędziami, zostali zatrzymani.
W poprzek drogi stał jeep, obok zaś czekali na nich dwaj uzbrojeni po zęby mężczyźni.
W eleganckim hotelu w Reykjaviku Bodil próbowała zabijać czas, flirtując z bogatymi, wytwornymi turystami i zmieniając co godzina swoje piękne, zgodne z najnowszą modą ubrania.
Niecierpliwiła się, prawdę powiedziawszy, była wściekła. Bodil potrzebowała pieniędzy, mnóstwa pieniędzy, by móc prowadzić życie na takim poziomie, do jakiego, w swoim przekonaniu, miała święte prawo. Ojciec jest skąpy, nie zdoła z niego wydusić więcej niż dotychczas. Z wuja Gabriela również nie, to głupi i naiwny człowiek, łatwo go oszukać, a poza tym do szaleństwa w niej zakochany, niestety, jeśli chodzi o pieniądze, to źródło już się wyczerpało. Kiedy więc urodziwy Holender, Piet, przyszedł do niej z propozycją w związku z jej podróżą na Islandię, nadstawiła uszu. Spotkali się w jakimś lokalu w Oslo i żadna ze stron nie miała wątpliwości, że to drugie próbowało zarówno kokainy, jak i innych środków, bo przecież wszyscy tak robią, to bardzo eleganckie i nowoczesne. Piet i jego francuski kompan obiecali Bodil okrągłą sumkę, co więcej, wręczyli nawet zaliczkę, i to niemałą, tak że mogła sobie kupić odpowiednie ubrania na wyjazd do Reykjaviku. Towar. Ona miałaby go przemycić? Nie, nie, dziękuję! To zrobi ktoś inny!
Indra. Indra, ta najgłupsza i najbardziej tępa dziewczyna.
Czyż Bodil mogła przewidzieć, że sprawy tak się poplączą już na lotnisku w Keflavik? Czy mogła coś poradzić na to, że ci idioci bezpośrednio z lotniska chcieli wyruszyć na pustkowia, nie zatrzymując się najpierw w hotelu w Reykjaviku? Zrobiła co mogła, by dostać płaszcz przeciwdeszczowy Indry, ale wszystko się przeciwko niej sprzysięgło, biedna Bodil, a teraz Piet i jego kompan odważyli się na nią krzyczeć! Piet może sobie iść do diabła, Marco jest dużo przystojniejszy. Marco, który oczywiście ukrywa swoją miłość do niej w tajemnicy przed całą grupą. Ona jednak wie na pewno, że jest w niej śmiertelnie zakochany, czyż mogło być inaczej?
Piet skontaktował się z piracką firmą, która woziła jeepami turystów. Przekonał nawet kierowcę, by zadzwonił do Addiego i wypytał, dokąd wybierają się Norwegowie. Po czym Piet pożyczył jeepa i obaj z koleżką wyruszyli w drogę. Próbowali zmusić Bodil, by im towarzyszyła, ale ona za nic nie chciała. Przecież zrobiła już swoje, narażając i życie, i opinię dla ich podejrzanych interesów, lecz także z powodu tej okrągłej sumki, którą jej obiecali, choć o tym wolała nie wspominać.
Od ich wyjazdu minęło już kilka dni Czyżby odebrali towar i uciekli, nie płacąc jej?
Nie, tego zrobić nie mogli. Wiedzieli przecież, że Bodil może pójść na policję i opowiedzieć o sprawie.
No nareszcie, ktoś puka do drzwi, to z pewnością oni.
Poszła otworzyć. Bogu dzięki, nareszcie skończy się siedzenie w tej norze i wyczekiwanie.
Gdy Bodil zobaczyła na korytarzu dwóch policjantów, w pierwszej chwili chciała zatrzasnąć drzwi z powrotem i zamknąć je na klucz, ale to by było zbyt głupie. Uśmiechnęła się zatem do gości swoim najpiękniejszym, najbardziej zdumionym uśmiechem.
Sprawa nie wyglądała dobrze. Policjanci przyszli, by ją zabrać na komisariat. Ale dlaczego, dopytywała się przewracając do nich oczyma, wiedziała, że mężczyznom trudno się oprzeć jej uroczemu spojrzeniu, więc czemu z policjantami miałoby być inaczej? Mają przecież w spodniach to samo, co każdy chłop.
Przemyt narkotyków? Ależ to kompletna pomyłka, proszę wejść i przeszukać pokój, cóż wy sobie myślicie?
Policjanci wyjaśnili, że narkotyki zostały już odnalezione i opieczętowane.
Przecież Bodil nie ma z tym nic wspólnego, to Indra, która…
Wsypała się sama.
Читать дальше