Margit Sandemo - Móri I Ludzie Lodu
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Móri I Ludzie Lodu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Móri I Ludzie Lodu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Móri I Ludzie Lodu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Móri I Ludzie Lodu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Móri I Ludzie Lodu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Móri I Ludzie Lodu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ale co my zrobimy z tym? – zapytała Miranda, wskazując na narkotyki. – Może wyrzucimy woreczki do rzeki i niech sobie razem z pumeksem płyną na zasypaną popiołem pustynię?
– Nie wolno nam tego zrobić – zaprotestował Addi. – Musimy to oddać policji jako dowód Tak, by ci dranie nie uniknęli odpowiedzialności, to by było zbyt łatwe. Schowam narkotyk w samochodzie i ukryję się za jakąś skałą. Tam będę czekał, dopóki nie wrócicie z Drekagil.
– Nie możesz przecież zrobić tego sam – zaprotestował Gabriel. – Ktoś musi z tobą zostać.
– Mam środki, dzięki którym dam sobie radę – odparł Islandczyk. – Poza tym umówiłem się z tutejszą obsługą, że gdyby tamci wrócili, to trzeba im powiedzieć, iż udaliśmy się na południe. Spójrzcie, droga na południe od Askji pełna jest śladów kół. Tutaj panuje spory ruch, droga prowadzi do Sprengisandur. Marco, powiedz mi, czy Dolg wszedł do Drekagil?
– Wszedł.
Stali w siąpiącym deszczu, a wiatr żałośnie zawodził w dziwnych rozpadlinach Drekagil. Miranda spojrzała na strome zbocza gór. Skały tworzyły różne groteskowe kształty. Głębia pod nimi wyglądała jak Ginnungagap, czyli wielka otchłań znana z mitologii nordyckiej.
Cóż za wspaniała pułapka, gdyby prześladowcy mieli tu pójść za nimi i gdyby byli uzbrojeni! Dobrze jest mieć zaradnego Addiego, który pomyślał, jak ich wyprowadzić w pole. Jeśli się tu zjawią, to zostaną skierowani na południe, na całkowicie boczne drogi.
– Chodźcie, trzeba iść i się rozejrzeć – ponaglał Marco.
Wtedy Miranda nareszcie mogła im pokazać pływające kamienie. Było jednak w grupie wielu znawców natury, więc odkrycie Mirandy zaimponowało jedynie Indrze.
Najszybciej jak mogli, zaczęli schodzić do Drekagil. W głębi panowały cienie, zbocza gór stały strome, mała rzeczka czy też strumyk, w który się od czasu do czasu przemieniała, szumiał na dnie. Musieli balansować na brzegu, żeby nie wpaść w wielkie śnieżne zaspy, które zamykały drogę tak, że trzeba było się po nich wspinać w górę, a potem zjeżdżać na drugą stronę. W najwyższym stopniu prozaiczna rura z plastiku została ułożona wzdłuż rzeki i odprowadzała wodę, niszcząc przy tym całkowicie wrażenie kompletnego odcięcia od świata ludzi. Ale rura jest z pewnością pożyteczna dla pracujących czy też zatrzymujących się na tej samotnej placówce pośród pustkowi, uznała Miranda. Uśmiechnęła się sama do siebie. Jakiś czas temu na pokrytych lawą równinach spotkali nawet samochód służb informacyjnych. Sprawiał wrażenie absolutnie nie pasującego do otoczenia, ale na pewno spełniał ważną misję, informował podróżnych o warunkach drogowych i o pogodzie w tej nieprzyjaznej ludziom okolicy. Wysoko na górskim zboczu wznosiły się dwie kamienne kolumny, strażnicy Drekagil co najmniej pięćdziesięciometrowej wysokości, tak się przynajmniej Mirandzie zdawało. Zdawało jej się też, że owe kolumny śledzą intruzów bardzo daleko w głąb rozpadliny. W pewnym momencie rozpadlina zakręcała i znaleźli się w jeszcze bardziej izolowanym otoczeniu.
I tędy Dolg przechodził sam? zastanawiała się Miranda. W XVIII wieku, kiedy z pewnością nikt przedtem tu jeszcze nie był. Absolutna samotność.
Zaczynała coraz bardziej lubić tego Dolga. Niezwykłego młodzieńca, który przyniósł na świat wyjątkowe zdolności. A kiedy mówi coś takiego równie wyjątkowy Móri, to należy mu wierzyć.
Rozmyślała tak, wspinając się na kolejną zaspę, w butach miała pełno śniegu. Wkrótce nie będzie w grupie nikogo, kto by nie uratował Indry i jej ze szponów handlarzy narkotyków. Najpierw Marco, w sklepie, później Móri w Námaskardh, a teraz Addi z jeepem wśród kamiennych bloków. To, że ona sama uratowała wszystkich pierwszej nocy, nie przyszło jej nawet do głowy. Czuła tylko, że obie z siostrą muszą być najbardziej niezdarnymi dziewczynami na świecie. Co to mógł być za rodzaj narkotyków? Miranda wiedziała niewiele o takich sprawach, współtowarzysze podróży mówili jednak o czystym towarze, który z pewnością miał być przewieziony dalej na Grenlandię lub do Kanady. Policjant wspomniał Addiemu, że od dawna poszukują jakiegoś Francuza i Holendra, traktujących Islandię jako punkt przerzutowy. Owszem, to by się zgadzało. W Holandii jest przecież wielu blondynów i prawdopodobnie ich angielski przypomina angielską wymowę Islandczyków.
Ale w jaki sposób Bodil nawiązała z nimi kontakt? W Oslo oczywiście, poza tym ów Holender jest dość przystojny. I nic dziwnego, że nagle Bodil miała mnóstwo pieniędzy, choć nie dostała ich od ojca.
Ale jak dwudziestoletnia dziewczyna może być taka głupia? Myślała z pewnością, że jeśli celnicy znajdą towar, to cała wina spadnie na Indrę. Ale plan zawalił się w Keflavik. Uczucie złośliwej satysfakcji ogarnęło Mirandę, gdy uświadomiła sobie, że Bodil musiała dostać ostrą reprymendę od obu handlarzy za to, że tak gruntownie pomieszała im szyki. I że musieli wyprawiać się na pustkowia w poszukiwaniu swojego skarbu.
Ale dobrze im tak. Wszystkim trojgu. Nie przepuścili żadnej okazji, przecież ktoś wypytywał Addiego o plan podróży. Jakiś kolega. Z pewnością jednak kryli się za tym przemytnicy.
Rozpadlina okazała się niewiarygodnie głęboka i długa. Wkrótce znajdą się z pewnością w samym sercu Askji. Miranda była zafascynowana strumykami, płynącymi tuż pod warstwą lawy, rozchodzącymi się na boki od ciasnych korytarzy. Szła na samym końcu, ale jej to nie przeszkadzało, lubiła tak wędrować w milczeniu, pogrążona w marzeniach. Móri i Marco szli naturalnie na przedzie. Marco po to, by szukać śladów Dolga, Móri zaś myślał jedynie o poszukiwaniu syna. Jednej rzeczy Marco jednak Móriemu nie powiedział: że w rozpadlinie nie wyczuwa już śladów młodego czarnoksiężnika…
Nareszcie dotarli do dna. Z wysoka, ze zbocza góry raz po raz wypływała kaskada wody. Tutaj, jak wszędzie dokoła, lawa zastygła w niezwykłych formacjach, które przy odrobinie fantazji można by uznać za smoki.
Nagle wszyscy przystanęli. Trzeba było mówić głośno, by zagłuszyć szum wody. Masa zlodowaciałego śniegu utworzyła ponad strumieniem wysoki łuk, dałoby się tam pójść, gdyby ktoś chciał.
Móri poszedł. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej o losie Dolga. Wciąż wierzył w tę niemożliwą teorię, że jego syn szukał w Drekagil Wrót.
Móri zaufał Marcowi. Jeśli ktoś może znaleźć rozwiązanie tej sprawy, to z pewnością on.
Szukali długo. Każdy milimetr dna i skalne ściany rozpadliny zostały dokładnie zbadane. Marco doniósł już Móriemu i pozostałym, że Dolg nie wyszedł stąd ową długą drogą pomiędzy skalnymi ścianami. To wzmocniło teorię Móriego, że Dolg przekroczył Wrota.
Pech polegał jednak na tym, że tutaj nie było żadnych Wrót. Ani najmniejszego śladu czegoś podobnego.
W milczeniu spoglądali na ściany, które wznosiły się nad nimi niemal do nieba. Nie istniała żadna możliwość, by ktoś mógł się na nie wspiąć.
Czy mógł tutaj umrzeć? Nie znaleźli przecież żadnych szczątków człowieka i Móri odrzucił ten pomysł kategorycznie.
– Dolg, podobnie jak ja, jest nieśmiertelny. Nie mógł tutaj umrzeć, on musi znajdować się w jakimś innym miejscu. Tylko jak w takim razie stąd wyszedł?
Przez głowę Mirandy przemknęła groteskowa myśl o helikopterze. Ale w XVIII wieku? I jaki by to musiał być helikopter? Taki nie istnieje, niezależnie od wszystkiego.
– Nie wiem – zaczęła z wahaniem. – Mam pewien pomysł…
Wszyscy spojrzeli na nią. Każdy pomysł zostanie przyjęty z wdzięcznością, nawet gdyby wydawał się szalony.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Móri I Ludzie Lodu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Móri I Ludzie Lodu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Móri I Ludzie Lodu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.
