Gdzie? Gdzie oni mieli…?
Och, tak! Na szczycie innej góry, tam gdzie hordy zaatakowały J2!
Nie, nic z tego. Sam Marco nalegał przecież, aby nie doszło do przelania choćby kropli krwi.
Ale chwileczkę! Co to opowiadał Cień? O dwóch niewolnikach, którzy przeszli na stronę przeciwnika akurat wtedy, kiedy mieli być uwolnieni. I o tym, że zostali zabici przez swoich i porzuceni.
Tak, tam może coś znaleźć. Nadzorcy niewolników i wojownicy z pewnością weszli rano do sypialni i znaleźli trupy. Wygłodniali wojownicy. Kanibale…
Marca przeniknął dreszcz grozy. Ale mimo wszystko musiał sprawdzić. Musiał spróbować raz jeszcze nawiązać kontakt z Cieniem.
Tylko jak? Sieć komunikacyjna tutaj przecież nie działa.
Czas, czas…
Marco usiadł, podciągnął kolana w górę i oparł na nich głowę. Starał się przesłać Cieniowi telepatyczną wiadomość. Próbował wywołać obraz siebie i swojej sytuacji i przesłać go do przyjaciela.
Tylko czy odległość nie jest zbyt wielka?
Cień prowadził ożywioną rozmowę z Dolgiem, Ramem i Tichem, w pewnej chwili odczuł telepatyczne sygnały.
– Ciii – szepnął do towarzyszy. – Ktoś mnie wzywa.
Wszyscy natychmiast umilkli i w napięciu oczekiwali, co się stanie.
– To Marco – wyjaśnił Cień. – Potrzebuje pomocy, nie, rady.
Rady, to znacznie lepiej brzmi, uznali zebrani nieco uspokojeni.
– On próbuje przesłać mi swoją sprawę bezpośrednio tutaj. Gdyby zaś mu się nie udało, prosi, bym, tak jak ostatnio, wszedł z telefonem na szczyt ponad doliną. Ale na razie rozumiem, co mówi. Marco, wszystko słyszę!
Cień zamilkł i słuchał. Jego skupiona twarz wyrażała coraz większe zdumienie. Potem odpowiedział Marcowi bardzo cicho. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że książę Czarnych Sal usłyszy jego myśli:
– Nie, Marco, nie ma potrzeby wchodzenia do złej doliny. To, o co pytasz, mam tutaj, na zewnątrz J2, kawałek stąd na polu walki widziałem coś takiego. Chcesz cały szkielet, czy tylko…? Ach, tak, wystarczy jedna kość, taka duża, ze szpikiem. Rozumiem. Tylko jak ją odbierzesz? Wtedy, kiedy znalazłem się na skalnym występie, chciałem podejść do was bliżej, ale natrafiłem tam na niewidzialną ścianę, przez którą nie mogłem się przedostać.
Zaległa cisza, Marco przesyłał swoje myśli do Cienia. To, że Cień głośno myślał, nie miało znaczenia dla rezultatów rozmowy, czynił tak tylko po to, by towarzysze mogli zrozumieć, o co chodzi.
Po chwili Cień odezwał się znowu:
– Tak, to jest problem. Czy sądzisz, że znajdujecie się teraz w innym wymiarze, skoro nie możesz do nas dotrzeć? Nie. To jakiś zamknięty teren. Tylko z jednym wejściem, tym, przez które weszliście, poprzez górę… Tylko ptaki niebieskie? Dobrze, w takim razie spróbujemy w ten sposób. Nie, gondoli nie powinniśmy używać. Nie, myślę raczej o sobie…
Widzieli na twarzy Cienia cierpki uśmiech, kiedy słuchał odpowiedzi Marca. W końcu potężny Lemuryjczyk oznajmił:
– Nie, nie chcę być porównywany ani do gołębia pocztowego, ani do sroki, która zrzuca na ziemię kosztowności. Wolę, żeby mnie nazywano orłem! Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony! W takim razie, Marco, próbujmy! Będę się spieszył!
Napotkał zdumione spojrzenia przyjaciół i już biegnąc ku drzwiom, opowiedział o trzech zadaniach.
Kiedy zniknął, Siska, która wszystko słyszała, podobnie jak Tsi na swoim łożu boleści, powtórzyła:
– Nasienie wroga, mleko dziewicy i krew kościotrupa? To niezbyt mądre. Jakim sposobem można zdobyć to wszystko tutaj? W dodatku na pustkowiach, gdzie nikt nigdy nie bywa!
– Z tego, co Marco mówił, można było wyciągnąć wniosek, że pozostali już swoje zadania wypełnili i tylko on jeszcze sobie nie poradził – podsumował Tich.
Siska uśmiechnęła się.
– Ciekawa jestem, kto dał im nasienie? Chyba nie Tengel Zły. On w każdym razie musiał być kompletnie wysuszony.
– Tengel Zły już nie istnieje, Sisko, wiesz przecież – zwrócił jej uwagę Dolg.
– Wiem, ale nie mogłam się oprzeć tej myśli. Mam nadzieję, że oni wkrótce wrócą i opowiedzą nam, co zrobili. Jeśli to kiedykolwiek nastąpi – westchnęła. – Początek nie jest zbyt obiecujący.
By zyskać na czasie, Marco wrócił na łąkę. Uznał, że to miejsce łatwo znaleźć i chyba nietrudno też będzie na nim wylądować. Kiedy Cień zbliżył się na odpowiednią odległość, mogli się porozumiewać przez telefon. Marco wskazywał mu drogę.
– Miałeś rację, ptaki są w stanie pokonać przeszkodę. Oto nadlatuje dzielny, dumny i nieulękły orzeł.
– Witamy go serdecznie – powiedział Marco ze śmiechem. – Znalazłeś to, czego szukamy?
– Och, to zwyczajna kaszka z mlekiem! Nie, wyraziłem się niewłaściwie, to jednak dość obrzydliwa sprawa. Trafiłem wprost na grupę głupich wojowników i wyrwałem kość jednego z ich kompanów, którą pracowicie obgryzali.
– Uff!
– Tak, oni mają okropne obyczaje, jeśli chodzi o zachowanie się przy stole. To kość udowa. Będzie dobra?
– Znakomita!
– Ale jest kompletnie obgryziona, nie została ani odrobinka mięsa.
– O to właśnie chodziło. O czysty szkielet. Mam nadzieję, że oprócz szpiku znajdzie się i kropelka krwi?
– Z pewnością! O, teraz cię widzę! Już schodzę na dół.
Do tego jednak nie doszło. Cień również tutaj, wysoko w powietrzu, zderzył się z niewidzialną ścianą.
– Dolina jest zamknięta niczym w kokonie – mruknął.
Zobaczył Mara i Shirę, pomachał im, ale zaraz uświadomił sobie, że oni go przecież nie widzą.
– Teraz zrzucam kość – ostrzegł. – Postaram się, żeby żadnemu z was nie spadła na głowę. Ale co to będzie, jeśli kość też nie przedostanie się przez tę zaporę?
– Powinniśmy być dobrej myśli.
Cień rzucił kość i w tej samej chwili stała się ona widoczna z ziemi, opadała spiralnie w dół. Bez przeszkód znalazła się w pobliżu oczekujących. Nie trafiła nikogo w głowę, Marco podniósł ją i pomachał niewidzialnemu Cieniowi.
– A skoro jesteś tak wysoko – powiedział przez telefon – to może mógłbyś się rozejrzeć, co jest przed nami?
– Najpierw wzniesienie, które musicie pokonać. Potem znowu skały. Wysokie skały, wąskie przejścia…
Umilkł.
– Co jest dalej? – nalegał Marco. – Widzisz rurę? A może źródła?
– Nie – odparł Cień z wolna. – Ale, na Boga, co to za istota, która czeka na was po drugiej stronie?
– To musi być Niezwyciężony – stwierdził Marco. – Opowiedz, jak wygląda!
Głos Cienia brzmiał niepewnie.
– Nie, nie potrafię ci tego przekazać, to zbyt skomplikowane. Muszę wracać. Powodzenia!
Zrozumieli, że Cień jest przerażony, że nie jest w stanie pojąć tego, co zobaczył. Shira westchnęła głośno.
– Będziemy ci towarzyszyć, Oko Nocy, jak długo się to okaże możliwe.
– Dziękuję, bardzo sobie to cenię.
Marco znalazł spory kamień. Położył kość nieszczęsnego wojownika na płaskiej skale, a Mar z całej siły uderzył kamieniem i zmiażdżył ją, potem starannie zebrał szpik i zaniósł do zagłębienia w skale, gdzie już przedtem Shira i Oko Nocy złożyli swoje zdobycze. Wszyscy czworo czuli się nieswojo, wszystkich ogarnęły mdłości.
Czekali w milczeniu, dobrze wiedząc, że wypełnili swoje zadania tak, jak mogli, ale w gruncie rzeczy dość to wszystko było umowne. Tylko Shira zdobyła prawdziwe nasienie wroga, ale reszta? Bali się, że ich wysiłki nie zostaną zaakceptowane.
Читать дальше