– Jeśli będziemy musieli pływać w tym czymś, to ja pasuję – zapowiedział Indra. – Nie mam nawet odwagi unieść ręki, żeby zobaczyć, co się do niej przyczepiło.
– Zdaje mi się, że narzekasz, Indro – rzekł Faron rozbawiony.
– Ja? Nic podobnego, czuję się wspaniale! Będziemy musieli coś takiego zrobić jeszcze raz, chłopcy!
– Obiecuję ci, powtórzymy wszystko w drodze powrotnej – powiedział Faron.
– Już się zaczynam cieszyć – bąknęła Indra, ale ostatnie słowa zabrzmiały jak bul-bul-bul, bo ona sama zniknęła pod powierzchnią wody.
Faron w ostatniej chwili złapał ją za włosy.
– Teraz wyglądasz wspaniale – oświadczył. – Jak tam było w szambie?
Indra zanosiła się kaszlem, próbowała odnaleźć grunt pod stopami. W jej oczach widzieli przerażenie.
– Kto powiedział, że jeziorko jest martwe?
– O co ci chodzi?
– Widziałam tam jakieś stwory. Wielkie, paskudne ryby.
– Niemożliwe!
– Owszem. Były…
Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo nagle powierzchnia wody została zmącona, podniósł się jeszcze większy smród odchodów i nasi wędrowcy usłyszeli straszny chlupot. Z mazi wyłonił się wielki łeb bez szyi, a za nim długie cielsko bez kończyn. Gdyby dostrzegli jakieś oko, byliby pewni, że potwór się na nich gapi. Oczu jednak chyba nie miał.
Freki odskoczył jak mógł najdalej w tył, Indra wrzeszczała, jakby kompletnie straciła panowanie nad sobą, tylko Faron zachował zimną krew.
Nauczył się od Marca, że małe, niegroźne stworzenia w Górach Czarnych stają się wielkie i złe.
Trzeba więc tylko jak najszybciej ustalić, od czego czy od kogo pochodzą te poczwary.
Myśli krążyły gorączkowo w mózgu Farona. Głowa? Czy można tu mówić o głowie?
Przez chwilę pomyślał o śmiertelnie niebezpiecznej murenie, ale to stworzenie nie było do niej podobne.
Pysk przystosowany do ssania z trzema obrzydliwymi zębami? Długi, czarny i pokryty śluzem korpus z czerwonawymi plamami, zresztą nie, nie długi, bo teraz skurczył się, zrobił krótki i gruby. Kątem oka Faron dostrzegał, że Indra i Freki zostali zaatakowani przez inne osobniki tego samego rodzaju wystawiające łby spod wody. Indra wrzeszczała, wilk warczał i oboje walczyli zaciekle.
Pijawki!
W tym samym momencie, gdy poznał odpowiedź, znalazł też magiczne formułki przeciwko paskudnym stworom. To wprawdzie domena Móriego, ale i Faron swoje wiedział. Jako Obcy posiadał specjalne zdolności, a poza tym był trenowany, by przeciwstawić się każdej możliwej formie ataku.
W jednej chwili odzyskał kontrolę nad sytuacją, a kiedy już się to stało, mógł posługiwać się tym, czego sam się nauczył i w co wyposażyła go natura, a także tym, czego dowiedział się od Dolga i Marca podczas wyprawy. Dolg przejął wiele swoich umiejętności od Móriego, poza tym sporo przekazały mu też elfy.
Freki wył ze strachu. Jedno z olbrzymich monstrów przyssało się do jego brzucha, co mogło się skończyć fatalnie. Pijawka mogła wyssać wszystką krew z wilka, i to w bardzo krótkim czasie. Indra walczyła w gęstej wodzie z dwiema nacierającymi na nią paskudami.
– Odczepcie się ode mnie, przeklęte kapuściane glizdy! – wrzeszczała, choć w porównaniu z wyciem Frekiego prawie tego nie było słychać. Faron, który stał nieco z boku, na razie uniknął ataku pijawek, ale lada moment mogły zaatakować również jego.
Gdyby tylko mogły. Oto nagle zaczęły się kurczyć, i to bardzo szybko, bo nigdy jeszcze Faron nie wypowiadał zaklęć w takim tempie. Ta, która wczepiła się w skórę Frekiego, miała szczęście, że wypiła zaledwie kilka kropel krwi, bo teraz na pewno by pękła. Kiedy stwierdziła, że jest nie większa niż ludzki palec i wisi pod brzuchem ogromnego „psa”, przerażona rozwarła paszczę.
Echo wycia Frekiego niosło się daleko, podczas gdy Indra brodziła w śluzie pełna jak najgorszych przeczuć, Faron chciał wziąć ją pod rękę i uspokoić. Ona pomyślała jednak, że to kolejny atak spod wody, i odepchnęła go z całej siły tak, że stracił równowagę. Na szczęście Freki uratował go od okropnego doświadczenia, jakim mogło być zanurzenie się w wodzie. Jeśli w ogóle tę breję można było nazywać wodą, w co cała trójka szczerze wątpiła.
Przestraszona Indra rozglądała się wokół.
– Pojawi się ich jeszcze więcej?
– Nie, poradziłem sobie z całym plemieniem.
– Że też ty wszystko potrafisz! – zawołała z podziwem.
– Tak jest – przyznał Faron sam zaskoczony. – Ja wszystko potrafię. No, a co z tobą, Freki?
Wilk odpowiedział, że bestie już się od niego odczepiły.
– Znakomicie – rzekł Faron spokojnie. – Czy zatem możemy iść dalej?
Oboje dziękowali mu za pomoc, a on przyjmował ich podziw z fałszywą skromnością.
Indra oderwała sobie jeszcze jakąś małą pijawkę z ramienia, a Faron patrzył z uznaniem, że umie zachować taką zimną krew. Kiedy jednak przypominała sobie te ogromne pasożyty, to…
– Będziemy musieli płynąć – oznajmił Freki lakonicznie.
Indra i Faron przyjęli to ze spokojem. Wydawało im się, że najgorsze mają już za sobą.
– Zobaczycie, że przyzwyczaję się do tych kąpieli w szlamie i nigdy już nie będę chciała się kąpać w czym innym – mruczała Indra. – Jestem pewna, że to znakomicie robi na cerę.
Nie wyglądała jednak na specjalnie zadowoloną, kiedy silnymi uderzeniami ramion zmagała się z gęstą mazią. Jej piękne, ciemne włosy pozlepiały się wokół twarzy, wszystko, łącznie z policzkami, pokrywał zielonkawy szlam i obrzydliwy nawóz.
– Teraz powinien cię zobaczyć Ram – wyzłośliwiał się Faron płynący obok.
– Niech mnie Bóg broni! – zawołała szczerze przerażona.
– Czuję grunt pod stopami – oznajmił Freki.
– Jesteś pewien, że to stały grunt? – zapytała Indra podejrzliwie. – Mam nadzieję, że nie stanąłeś na jakimś żywym stworzeniu? Nie chciałabym spotkać więcej potworów wyłaniających się ze szlamu.
– Nie, to chyba jednak grunt.
Wszyscy wyczuwali, że dno podnosi się łagodnie ku brzegom wyspy. Wyczerpani gramolili się na ląd.
– Kim pani jest? – zapytał Faron kompletnie do siebie niepodobną, umazaną błotem Indrę. – Chyba pani przedtem nie spotkałem?
Wybuchnęła śmiechem. Jakiekolwiek próby doprowadzenia się do porządku nie miały sensu. Indra wycierała twarz i ręce, próbowała strząsać błoto z ubrania. Pomogła też Frekiemu trochę oczyścić futro i zebrała z niego kilka pijawek. Faron spoglądał na swój zniszczony strój i wzdychał głośno.
– Nie masz się co tak nad sobą użalać – zawołała Indra bezlitośnie. – Twoja szlachetna głowa ani na chwilę nie zanurzyła się pod wodą.
– Rzeczywiście, masz rację, przesadzam. Przepraszam!
Uśmiechnęła się w odpowiedzi tak szeroko, że zęby rozbłysły bielą na tle ciemnoszarego szlamu. Zaraz jednak spoważniała.
– Czy nic was tu nie uderzyło?
– Bardzo wiele rzeczy – odparła Faron. – Ale o czym konkretnym myślisz?
– O tym, co wydaje się takie oczywiste, że nikt nie zaprzątał sobie tym głowy.
– No to powiedz! Nie stój tak i nie przechwalaj się, że wiesz wszystko lepiej!
– Nie wydaje mi się, żeby oczy pijawek były szczególnie imponujące, ale chcę wam powiedzieć, że one nas widziały!
Freki jęknął głucho, a Faron rzekł porażony:
– Tak jest, widziały nas!
– To znaczy, że ziarna przestały działać – stwierdził Freki. – Szybko to poszło.
– Owszem – przytaknęła Indra. – Siska nas przecież ostrzegała, że Tsi się nimi posługiwał, ukrył je sobie na piersi, by móc przyprowadzić do domu Kari i Armasa. O, fuj, jak my wyglądamy! To przecież straszne!
Читать дальше