– Och, Liljo, co my zrobimy? – żaliła się. – Musimy się chyba gdzieś ukryć.
– Tak – mruknęła dziewczyna, poza tym jednak nie nadawała się do żadnej pomocy.
I wtedy przytrafiło się coś strasznego.
– O, nie!
Siska skuliła się pod wpływem ostrego, przeszywającego bólu. Ratunku! Rodzę! Teraz, myślała śmiertelnie przerażona. Podźwigałam się, ciągnąc Lilję przez las.
A może to jest dziecko ludzkie i właśnie zaczęło się poronienie? A może czas się właśnie dopełnił? Nic nie wiem, nic nie wiem!
Tsi, gdzie jesteś, tak strasznie cię potrzebuję, jestem taka przerażona!
Nasłuchiwała. Prześladowcy? Ale… ich głosy brzmiały teraz jakby bardziej z daleka. Czyżby oni…?
– Oni pobiegli w złym kierunku, Liljo! Mamy troszeczkę czasu, zanim się zorientują, że popełnili błąd.
Ale na co mógł się przydać ten czas? Lilja nie była w stanie dalej iść, Siska też nie, bo skurcze wstrząsały nią z wielką siłą.
– Lilja… co ja mam zrobić? – pytała, kładąc się obok towarzyszki. – Zaczynam rodzić dziecko, czy możesz… pomóc mi?
Półprzytomna Lilja była przerażona. Nie miała przecież pojęcia o rodzeniu dzieci, zresztą nie była w stanie nic zrobić, ale jej dobre serce przepełniało współczucie. Cóż to za potworna sytuacja, w jakiej znalazła się ta piękna księżniczka!
– Zrobię, co mogę – obiecała sennie, widząc, jak Siska cierpi.
– Dziękuję – powiedziała Siska, ściskając jej rękę. Z wdzięczności i z bólu.
Och, przyjdźcie nam na pomoc, szeptała w duszy. Pomóżcie nam, zanim będzie za późno! Ale kto mógł przybyć im na ratunek?
Nikt, tyle wiedziała.
Marco obserwował ze swojej gondoli okolice Starej Twierdzy. Kierował Ramem i innymi Strażnikami, którzy przybywali tłumnie.
Wiadomość od Gorama była dość tajemnicza. Co mianowicie chciał powiedzieć jednym słowem „Lilja… „? Czy nie żyje? Czy może została wzięta do niewoli? A może jest razem z Siską?
Ujął mikrofon.
– Ram? Widzę je. Dziewczyny. Widzę też hordę istot ziemi, które najwyraźniej ich szukają, ale biegają po drugiej stronie osady. Naszych trzech mężczyzn nigdzie ani śladu. Czy zajmiecie się gospodarzami, żebym ja mógł pomóc dziewczętom?
– Zrozumiano – odparł Ram. – Teraz widzimy twierdzę… a za nią ziemianki.
Marco skierował swoją małą gondolę w dół. Obie dziewczyny leżały na ziemi, Lilja wyglądała, jakby spała, Siska zaś tuliła się do niej dziwnie skulona.
Nie wyglądało to za dobrze.
Zatruci, powiedział Goram. Owszem, na to wygląda. Naprawdę niedobrze!
Znowu ujął mikrofon.
– Ram, ześlij na dół patrol, żeby poszukał Gorama, Jaskariego i Móriego! Wygląda mi na to, że to silnie działająca trucizna.
– Zrobione – oznajmił Ram. – Kiro i ja osobiście zajmiemy się tą sprawą. Jest z nami Dolg.
– Znakomicie! Informujcie mnie!
Lilja była zrozpaczona. Wszystko docierało do niej jakby zamazane, mózg miała otulony watą, a tak bardzo chciałaby pomóc swojej nowej przyjaciółce. Cóż, kiedy nie była w stanie.
– W czym mogłabym ci pomóc? – mruknęła.
Siska zdławiła jęk. Głęboko wciągała powietrze i zbierała siły.
– Ja nie wiem, Liljo, bądź po prostu przy mnie, to mi dodaje otuchy.
– Nie opuszczę cię – zapewniła Lilja na pół z płaczem.
Wtedy zobaczyła, że na twarzy Siski pojawił się uśmiech ulgi. Jej wzrok skierowany był w jakiś punkt za plecami Lilji.
– Marco – szepnęła księżniczka. – Dziękuję, Marco, że tu jesteś! A może mam zwidy?
– Nie, jestem naprawdę. Ale moja kochana, mała dziewczynko, co się z tobą dzieje?
Marco? Lilja słyszała o nim. To legenda, baśniowa postać w Królestwie Światła. Jak to oni mówią? Książę Czarnych Sal? Coś dużo książąt i księżniczek tutaj, Lilja poczuła się mała i pozbawiona znaczenia.
Przed jej oczyma pojawił się jakiś mężczyzna. Ze zdumienia przestała oddychać. Uważała, że Goram jest przystojny, ale ten? Tak wspaniałe stworzenie po prostu nie może istnieć!
No i tak też jest. Marco to bohater z baśni. Fantazja.
A może po prostu śni, może w tym jej oszołomionym mózgu pojawiają się takie zwidy? A może jednak nie śpi, może ma widzenia na jawie?
Przybyły uklęknął na jedno kolano. Obejrzał oczy obu dziewcząt. Dotyk jego rąk też był cudowny, płynęła z nich jakaś niezwykła siła.
Uśmiechnął się ciepło.
– Wiesz co, Sisko? Ja też urodziłem się w lesie. Pewien mały, bezradny chłopiec, który miał zaledwie jedenaście lat, musiał zająć się mną i moim bratem bliźniakiem. Dwa czarnoskrzydłe anioły przybyły, żeby uratować naszą matkę.
Czarny anioł? Tak, musiały to być anioły, skoro, jak on mówi, miały skrzydła. Ale on przecież skrzydeł nie ma. Och, on jest tak fantastycznie przystojny, z tą dziwną ciemną skórą, mieniącą się jakoś metalicznie. Jego skóra przywodzi na myśl barwę antracytu, choć właściwie jest złocistobrązowa.
– Marco, tak się boję – wyszeptała Siska. – Wciąż się boję. Nie chciałabym stracić dziecka Tsi.
– Nie dopuścimy do tego. Zrobimy wszystko, żeby zapobiec najgorszemu.
Chwyciła go za rękę.
– A jeśli to jest poronienie… musisz je powstrzymać, Marco!
O czym ona mówi? zastanawiała się Lilja. Czy można powstrzymać poronienie, jeśli skurcze są takie intensywne? I to gdzieś w lesie, a nie w szpitalu.
– No, no – przemawiał mężczyzna uspokajająco do Siski. – Jestem przy tobie. A to nie jest poronienie.
Głaskał jej ciało.
– To jest donoszona ciąża. Tylko że dziecko jest bardzo maleńkie.
– O, nie – szepnęła Siska i wybuchnęła płaczem. – Czy ty ich widziałeś? Istoty ziemi?
– Owszem, widziałem. Ale twoje dziecko ma wielu krewnych. Zostaw teraz wszystkie problemy mnie!
Zwrócił się do niej, do Lilji. A jakie on ma oczy! Jak… jak…
Nie znajdowała słów.
– Nie powinnaś teraz podejmować żadnego wysiłku, Liljo – powiedział takim łagodnym głosem, że mogłaby się rozpłakać ze szczęścia. – Musisz odpoczywać, to twój organizm poradzi sobie z trucizną.
Położył jej dłoń na oczach. Lilja poczuła, że ogarnia ją cudowny spokój, zanurzyła się w dający siłę sen.
Kiedy dziewczyna ponownie się ocknęła, zobaczyła coś dziwnego, widok wstrząsnął nią, to coś świętego, pomyślała. Ów wspaniały mężczyzna, książę Marco, klęczał z najśliczniejszą malutką dziewczynką, jaką kiedykolwiek widziała, w ramionach. Dziewczynka była taka maleńka, że prawie mieściła się w jego dłoniach. Kiedy Marco spostrzegł, że Lilja nie śpi, uniósł dziecko nad nią z czułym uśmiechem.
– Spójrz, Liljo!
– Och! – jęknęła zachwycona.
Widziała parę intensywnie zielonych oczu połyskujących z zaciekawieniem w twarzyczce o kształcie serca. Czarne, kręcone włoski, maleńki, śliczny nosek i dość szerokie usteczka, które uśmiechały się w stronę Lilji. Skóra dziecka była jasnoróżowa i bardzo piękna, spod włosków widać było dwoje maleńkich, spiczastych uszu.
– Och – szepnęła znowu przejęta i szczęśliwa.
– Dziecko elfów – uśmiechnął się Marco, otulając maleństwo w swoją koszulę. – Ma karnację Siski, ale poza tym podobna jest do ojca.
– A co z Siską… – zaczęła Lilja, ale urwała przestraszona na widok trupio bladej księżniczki, leżącej na ziemi z zamkniętymi oczyma.
– Ona chyba nie…?
– Nie, nie, nie umarła. Potrzebuje tylko trochę snu.
Читать дальше