Ach, co też ona wygaduje? Wypowiada na głos swoje życzenia?
– Ty i ja mielibyśmy mieć dziecko? – powiedział Misza rozmarzony. – Tak, chciałbym tego.
– Ale nie trzeba mieć dziecka od razu – zapewniła Elena czym prędzej. – Samemu można zdecydować, kiedy się ono urodzi.
– To znaczy, że musimy czekać? Czekać z…
Elena słyszała, że Misza oddycha nierówno, ona również czuła się gotowa na jego przyjęcie.
– Nie, nie musimy czekać. Możemy… możemy się do siebie zbliżyć i nie od razu mieć dziecko.
Elena już od kilku dni zażywała pigułki antykoncepcyjne w nadziei, że nadarzy się okazja pozostania z Miszą sam na sam. Teraz jej pragnienie się spełniło.
Delikatnie zdjęła mu koszulę. Zobaczyła ładne ciało, wprawdzie nie umięśnione, lecz zgrabne. Zauważyła, że Misza skrzywił się, jakby coś mu dokuczało.
– Co się stało? – spytała odsuwając się.
Misza roześmiał się zakłopotany.
– Nogi mnie bolą. Chyba za dużo chodziłem tam pod murem.
– Pewnie tak, to bezmyślność z mojej strony. Chcesz się położyć?
– Tak, jeśli ty położysz się koło mnie.
Elena nie kazała się prosić dwa razy, ale najpierw zdjęła bluzkę.
Długo na nią patrzył.
– Wtedy w szpitalu… Kiedy pozostawałaś pod urokiem tej czarownicy… byłaś bez majtek?
– Tak, czy chcesz, żebym teraz…
– Tak – przerwał jej entuzjastycznie. – I resztę także!
Elena zsunęła sandały i rozebrała się do naga, powoli, czując, że serce i całe ciało ogarnia szalone wzburzenie. Misza także się rozebrał, ale on robił to tak prędko, że aż ręce mu się plątały. Oddychał jak przerażony młody zajączek.
Gdy zobaczył ją nagą, westchnął. Nie było najmniejszej wątpliwości, że jest gotów.
Teraz na Elenę przyszła kolej, by działać dalej. Wiedziała, że być może za szybko posuwają się naprzód, brakowało tu pieszczot i pocałunków, innych dowodów czułości, lecz teraz było już za późno. Elena zaczęła jednak od ujęcia jego twarzy w dłonie i pocałowania go, gorąco i szczerze. Było to dla Miszy nieznane doświadczenie, znać jednak było wyraźnie, że bardzo mu się spodobało. Gdy tylko bowiem go puściła, on zaraz wszystko powtórzył za nią i teraz on decydował, co się działo.
– Świetnie, Misza – szepnęła Elena.
Ułożyła się, no a przecież nawet najbardziej niedoświadczony człowiek potrafi słuchać swoich popędów. Męskość Miszy sama wiedziała, czego ma szukać, przynajmniej mniej więcej, Elena dyskretnie mu pomogła.
– Ja też nigdy tego nie robiłam – zwierzyła mu się.
Podniósł głowę.
– Naprawdę?
– Tak, po prostu nie chciałam, nie chciałam z żadnym innym chłopcem.
Było to kłamstwo, lecz piękne.
– No tak, przecież wiem o tym – wyjąkał, a zęby mu szczękały od ogromnego napięcia. – Powiedziałaś wtedy coś podobnego. „Czyżbym nigdy nie miała poczuć w sobie mężczyzny?” Wtedy w ogóle nie zrozumiałem, o co chodzi, teraz już wiem.
– No tak. Posłuchaj, sprawisz mi trochę bólu, bo to pierwszy raz, ale tym wcale się nie przejmuj – prosiła. – Ja tego pragnę, tak samo jak ty. O, tak, teraz jesteś w dobrym miejscu.
Misza również to poczuł. W głowie mu się zakręciło, wstrzymał oddech, gdy w nią wchodził, lecz niestety, nad popędami nie tak łatwo zapanować. Elena z całej siły zacisnęła zęby z bólu, gdy chłopak nagle przestał się wstrzymywać. Usłyszała jego przeciągłe westchnienie i wiedziała, że całkowicie oddał się rozkoszy.
Zaraz potem wszystko bardzo prędko się skończyło. Stanowczo zbyt prędko, zdaniem Eleny, lecz Miszy brakowało przecież doświadczenia. Później na pewno ułoży im się znacznie lepiej.
Już ona go wytrenuje. To będzie wielka przyjemność.
– Nie przeżyłem nigdy nic wspanialszego – westchnął Misza.
Uśmiechnęła się zadowolona. Nareszcie niezdecydowana Elena znalazła swego życiowego partnera.
CZARNE PTAKI
Mur usunięto szybciej, niż się tego spodziewano, i wszyscy byli z tego powodu bardzo zadowoleni.
Nadszedł czas zapalenia największego Słońca. Tego, które miało oświetlić cale wnętrze Ziemi. „Wszyscy” wybrali się zobaczyć Ciemność, można było bowiem poruszać się teraz swobodnie, mur nie zagradzał drogi. Rozmaite ludy poznawały się ze sobą, nikt nie robił kwaśnych min. Eliksir Madragów podziałał jak należy.
Wielkie Święte Słońce postanowiono ustawić w Górach Czarnych, dokładnie ponad Królestwem Światła. Planowano je umieścić tak wysoko, aby znalazło się w idealnym środku wnętrza Ziemi i świeciło równie mocno we wszystkich kierunkach.
Wybór padł na Góry Czarne po części dlatego, że tam wznosiły się najwyższe szczyty, niepotrzebna była więc budowa bardzo wysokiego masztu, po części zaś dlatego, że cokół, który miał je podtrzymywać, musiał być tak ogromny, że zająłby zbyt wiele miejsca w zamieszkanych okolicach, a w dodatku wyglądałby brzydko i niezgrabnie.
Metody, dzięki której Słońce unosiłoby się swobodnie w powietrzu bez jakiegokolwiek podparcia, Madragowie jeszcze nie wymyślili, liczyli jednak, że z czasem tak się stanie.
Oczywiście zwykli ludzie nie wybierali się w Góry Czarne, zostali u swych nowych krajan i stamtąd mieli obserwować zapalanie Słońca.
To Faron wybrał tych, którzy wyprawiali się w Góry Czarne. Zrobił to na spotkaniu u Marca.
– Tym razem pojedziemy w Góry Czarne gondolami. Erion i ja pragniemy zabrać z sobą następujące osoby: trzech Madragów, Tama, Ticha i Chora. Marca, Móriego, Dolga, Rama i Indrę, bo nie odmówię sobie jej komentarzy. Strażników Telia, Kira, oczywiście z Sol, i Gorama, Jaskariego, a także oba duchy powietrza, Shirę i czarnoksiężnika.
Przejrzał swoje papiery.
– No i Geriego i Frekiego, bo przecież wilki najlepiej znają Góry Czarne.
Kolejny raz bacznie przyjrzał się liście i dodał:
– I jeszcze Berengarię.
Ci, którzy stali najbliżej, usłyszeli, jak dziewczyna głośno wypuszcza powietrze z płuc, i zrozumieli, że przez cały czas wyczytywania listy musiała siedzieć jak na szpilkach.
Jeszcze jednej porażki raczej już by nie zniosła.
– I Tate – rozległ się głos malej Madrażanki. -I Wiazecke.
– To dopiero – w głosie Farona wyraźnie dźwięczał śmiech.
– A dlaczego właściwie mielibyśmy ich nie zabrać? – Ram był tak samo rozbawiony. – Przecież to nie jest niebezpieczna wyprawa.
– Cóż, nie do końca się z tobą zgadzam.
Wtrąciła się Indra:
– Uważam, lista jest bardzo dziwna. To chyba zadanie głównie dla monterów, nie dla nas. I co my, dziewczęta, będziemy tam robić?
Zamiast Farona odparł Erion:
– Monterów już wybrano, będą gotowi do wyjazdu wraz z wami, ale Góry Czarne są dość przerażające, sami chyba o tym wiecie. Faron dużo o nich opowiadał. Czeka was zadanie, którego wcale się nie spodziewaliście.
– A co takiego?
– Przekonacie się później. Monterzy potrzebują waszej pomocy, po prostu.
Tyle musiało im wystarczyć.
Gdy opuszczali pałac Marca, niejeden kręcił głową.
Dziwnie było znów zobaczyć Góry Czarne. Napłynęły wspomnienia, gdy patrzyli na zniszczone doliny, na olbrzymią fabrykę, po której pozostały teraz same ruiny, na wzgórza, którymi wędrowała czwórka wybranych…
Marcowi ciarki przeszły po plecach.
– Wiele z tych zniszczeń to moje dzieło. Niezbyt przyjemnie jest się do tego przyznawać.
Читать дальше