Nøsen, środa
Ścigający od lat mafię Pedro de Castillo przyjechał helikopterem następnego ranka.
Indra nie bardzo wiedziała, czego się spodziewała, w każdym razie jednak nie tego podstarzałego, silnej budowy pana z wieńcem krótko przystrzyżonych srebrnych włosów i ciemnymi hiszpańskimi oczyma. Wyglądało na to, że żył sobie dobrze w tym swoim zamku. Tak przynajmniej można było sądzić po jego wystającym brzuchu, musiał mieć sporą nadwagę. Po ostatnim ataku na swoje życie chodził o lasce.
Przywiózł ze sobą sekretarza, ochroniarza, współpracownika w jednej osobie. Aż się palił, by rozpoczynać polowanie na Lomana.
– Bardzo dobrze państwa znam – powiedział na powitanie. – Wszystkich czworo. Hunter, Carpentier, Bogote i Wong, te nazwiska znakomicie brzmią w naszych kręgach. To będzie dla mnie radość i zaszczyt móc z wami pracować.
Przywitał się z pozostałymi, z uczonymi, inspektorem policji i sekretarkami, Indrę elegancko pocałował w rękę, ale Marca i Rama taksował ze zdumieniem.
– Później wyjaśnimy powody naszej obecności – powiedział Marco pospiesznie – ale teraz przejdźmy do rzeczy.
– Dobrze powiedziane – rzekł Hiszpan. – Słyszałem, że zidentyfikowaliście interesującego nas człowieka jako Jacka Lomana, zamieszkałego w Chile, skąd jednak ostatnio znowu się wyniósł i zmylił pogonie.
– Zgadza się. I bardzo się po tym uaktywnił. Doprowadził do przewrotów w wielu krajach świata. Wybrani przez niego ludzie przejęli władzę, ale to wszystko było przygotowywane od dawna. Pedro de Castillo roześmiał się cierpko.
– Mimo że to mój największy wróg, muszę go, wbrew własnej woli, podziwiać za skuteczność. I za to, że potrafił tak długo zachować anonimowość! No, dobrze, moje panie i panowie, od czego zaczynamy?
– Od śniadania – uśmiechnął się Ram. – Bardzo proszę wszystkich.
Brakowało tylko Nellie, ale była taka zmęczona, że pozwolono jej zostać w łóżku. Jak większość nastolatków lubiła długo spać.
Natomiast Sol i Kiro brali udział w spotkaniu. Sol siedziała rozszczebiotana obok Smitha, który okazał się dość ponurym typem. Wszelkie jej zaczepki spływały po nim jak woda po gęsi. To jednak zdawało się nie przeszkadzać Sol, zachowała promienny humor.
Gospodyni podała wykwintne śniadanie i wszyscy zebrali się przy dużym okrągłym stole.
Indra zwróciła uwagę, że Marco mało co je, dłubie w zamyśleniu widelcem w kawałku mięsa.
– Przypadkiem poznałem kilka poprzednich kryjówek Lomana – oznajmił energiczny de Castillo, wymachując widelcem w powietrzu. – No właśnie, czy będziemy nazywać go Loman, skoro już udało nam się zdobyć coś w rodzaju jego nazwiska?
– Tak – rzekł Ram. – Chociaż z pewnością już je zmienił.
– Na pewno. No ale w każdym razie wydaje mi się możliwe, że wrócił do jednej z dawniejszych kryjówek. Jedna znajduje się we Włoszech.
– Wygląda na to, że pan Loman jest południowcem – wtrąciła Indra. – Zawsze wybiera kraje romańskojęzyczne.
– Sądzę, że ten człowiek zna wiele języków. Jeśli przebywa we Włoszech, to znajduje się w trudno dostępnym zamku, prawdziwej twierdzy. Próbowaliśmy już się tam dostać, proszę mi wierzyć. Druga kryjówka, o której wiemy, znajduje się w Maroku i, jeśli to możliwe, jest jeszcze trudniej dostępna niż pierwsza.
– No to pocieszające – westchnęła Indra z goryczą. – Marco, co z tobą?
Książę westchnął.
– Nic konkretnego. Tylko… Widzisz, ja wyczuwam niebezpieczeństwo.
Smith i Castillo popatrzyli na niego nie rozumiejąc, o co chodzi. Pozostałych, bardziej już nawykłych do zachowań Marca, jego słowa szczerze zmartwiły.
Wkrótce otrzymali odpowiedź, skąd się biorą jego przeczucia.
Do jadalni wszedł kilkunastoletni syn gospodarzy. Z wahaniem podszedł do Indry, która widocznie budziła w nim najwięcej zaufania. Bo poza tym w sali znajdowało się tylu dziwnych ludzi. Chińczycy i Murzyni, Indianie oraz dwie ogromne istoty w ogóle do nikogo niepodobne, i jeden mężczyzna taki przystojny, że człowiek nie miał odwagi na niego patrzeć.
– Mama uważa, że powinienem państwu powiedzieć – oznajmił chłopiec. – Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale kiedy przed chwilą wracałem ze wsi, to widziałem… choć to nie jest sezon łowiecki, i w ogóle żadnych zwierząt nie ma, to w jałowcach dookoła naszego domu leży mnóstwo mężczyzn z bronią. Bardzo nowoczesną, widziałem taką w telewizji, lasery i w ogóle…
Chociaż bowiem rozwój przemysłu i technologii od początku trzeciego tysiąclecia cechowała stagnacja, to produkcji śmiercionośnej broni ona nie dotyczyła. W tej dziedzinie ludzie zawsze potrafią dbać o postęp.
Wszyscy podskoczyli, słysząc słowa chłopca.
– Tutaj? – spytał Ram z niedowierzaniem. – Jak oni nas tu znaleźli?
Królestwo Światła, tego samego dnia
Dotarli do bazy Zinnabara, gdzie Judy i Altea zostały uśpione. Wciąż nie wiedziały, dokąd jadą, ponieważ nikt nie miał zaufania do stanu nerwów Judy.
Kiedy się ponownie obudziły, otaczało je ciepłe, złociste światło. Siedziały w gondoli, podobnej do tej, jakiej używał Jori, i płynęły w powietrzu, niezbyt wysoko nad cudownie kwitnącymi łąkami i rzekami, w których niebo odbijało się złociście, a nie niebiesko.
– Gdzie jesteśmy? – spytała Altea, która ocknęła się pierwsza.
Jaskari ukucnął obok jej fotela.
– Witaj w mojej ojczyźnie, w Królestwie Światła – uśmiechnął się. – Jesteś we wnętrzu Ziemi i teraz już wszystko będzie dobrze. Jack Loman nigdy cię tu nie dosięgnie.
Minęło sporo czasu, zanim Altea otrzymała odpowiedzi na wszystkie swoje pytania i opanowała się jakoś po przeżytym wstrząsie. Ale oczy Jaskariego zawierały w sobie tyle ciepła, a jego ręce spoczywały na jej ramionach i uspokajały ją, w końcu więc przestała pytać i rozkoszowała się chwilą.
– Dokąd jedziemy? – brzmiało jej ostatnie pytanie.
– Do Sagi, to jest miasto Marca. Ja też tam mieszkam, ale teraz pracuję na terenie hodowli zwierząt. Wyślemy je na Ziemię, kiedy zapanują tam odpowiednie warunki. Altea, ja…
– Tak, co chciałeś powiedzieć? – spytała łagodnie, czując, że serce zaczyna jej mocniej bić.
– Dużo myślałem o tym, co zrobiliśmy… – Rozejrzał się dokoła, by sprawdzić, czy nikt go nie słyszy. – To ma dla mnie znaczenie.
A gdy najwyraźniej czekał na odpowiedź, Altea wyszeptała:
– Dla mnie też.
Energicznie pokiwał głową.
– Chciałabyś zamieszkać blisko mnie?
– Nie mogę sobie wyobrazić nic lepszego.
– Bo ja bym chciał, byśmy się lepiej poznali. I… – uśmiechnął się szeroko. – I znowu to zrobili. Ale teraz inaczej, z uczuciem. Bo szczerze mówiąc, po tym, co zrobiliśmy tam, było mi trochę przykro.
– Powiedzmy, że to była tylko próba.
– Tak będzie najlepiej – roześmiał się. – Altea, ja zacząłem cię lubić… tak naprawdę, wiesz.
– Ja także. To znaczy, chciałam powiedzieć, że ja też lubię ciebie. Ale zdaje się, że mama otwiera oczy.
Jaskari uścisnął jej rękę i wstał. Altea z błogim uśmiechem przymknęła powieki i wsłuchiwała się w kroki Jaskariego, który szedł do tylnej części gondoli. Potem w milczeniu wyjęła z torebki rękopis swojej powieści, podarła go na kawałki i wyrzuciła. Nikomu nie będzie to już potrzebne.
Nøsen, środa przed południem
Lada moment wybuchnie panika. Pedro de Castillo krzyczał:
– A mówiliście, że tu jest bezpiecznie! Co teraz zrobimy?
Читать дальше