Margit Sandemo - Na Ratunek

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Na Ratunek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na Ratunek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na Ratunek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dobre istoty w Królestwie Światła stworzyły eliksir usuwający z ludzkich serc zło i wrogie myśli. By jednak uratować Ziemię, należy opryskać cudownym płynem wszystkich jej mieszkańców. Czasu zostało niewiele, sytuacja na świecie staje się coraz gorsza: pleni się korupcja, rządy przejęła mafia. Na szczęście wciąż jeszcze istnieje miłość…

Na Ratunek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na Ratunek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wong był wstrząśnięty. Bo tamten zdążył spojrzeć na niego wzrokiem, w którym można było wyczytać groźbę, i wysyczał przez zęby: „Następnym razem będzie po tobie!”

Po czym mężczyzna w uniformie strażnika stracił przytomność. Wong był pewien, że nie przeżyje upadku, odniósł zbyt poważne obrażenia.

Drżącymi rękami Wong ujął swoją teczkę i poszedł dalej. Wirujący wiatr to zawsze bardzo dziwne zjawisko, ale ten pojawił się dosłownie znikąd i zniknął też bez śladu. Niebo było czyste i błękitne, wszystkie flagi i proporce zwisały, nieruchome. Nigdzie ani jednego podmuchu.

Stał w kolejce do kontroli paszportowej pogrążony w myślach.

Czy to przypadek?

Nie potrafił w to uwierzyć.

Fourwell Hunter próbował ukryć dumę z tego, że ów fantastyczny Marco wziął za punkt wyjścia dla zorganizowania konferencji starą indiańską przepowiednię i wezwał przedstawicieli różnych ras. Sam Fourwell dobrze wiedział, że on reprezentuje żywioł ziemi, wszyscy Indianie reprezentują ten właśnie żywioł. Ale kiedy miał do pokonania ostatni odcinek drogi do domu i wiedział, że zaraz będzie opowiadał o swojej niezwykłej podróży, obawiał się, że nie zdoła zachować swego indiańskiego, stoickiego spokoju. Martwił się, że nie powstrzyma radosnego uśmiechu i umniejszy przez to wielką godność raportowi, jaki miał złożyć.

Szedł przez rozległe łąki, ponieważ chciał być przez chwilę sam. Pragnął pobyć blisko ziemi, poczuć wielkość swego powołania. Był jednym z czworga wybranych, którzy wraz z trojgiem przybyszów mieli odwrócić dzieje świata, uchronić go przed pogrążeniem się w otchłani. Mają wnieść z powrotem do ludzkich serc światło i radość, i poczucie bezpieczeństwa.

Nagle zatrzymał się zdumiony. Przedtem nie było tu chyba aż tyle kwiatów? Wszystko rośnie tak bujnie! A on sam, skąd się bierze to nieopisane uczucie szczęścia? Czy to tylko radosne spotkanie w Szwajcarii, czy też to prawda, że…

Że była tutaj gondola? Że rozpylono nad jego krajem ów życiodajny eliksir?

Tak rzeczywiście było. Móri, Berengaria i Goram odbywali swoją krucjatę ponad Ameryką Północną. Nie zdążyli jeszcze dokonać zbyt wiele, ale tutaj, w stanie Fourwella Huntera, wypełnili zadanie do końca.

A rezultaty okazały się porażające. Cudowne!

Indianin głęboko wciągnął powietrze i pozwolił, by na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

Był już bardzo blisko zagajnika, za którym znajdował się jego dom, gdy spostrzegł, że przez łąkę idzie mu na spotkanie jakaś kobieta. Miała na sobie krzykliwe ubranie jak bohaterki akcji feministycznych, ale najdziwniejsze było to, że usta i nos przesłaniała jej zielona maseczka. Zresztą bardzo ładnie współgrała z jej ognistorudymi włosami.

Ale w ręce trzymała zwyczajny obrzyn, karabin z odpiłowaną lufą.

Hunter otrzymał ostrzeżenie Marca. Teraz jednak nie mógł pojąć, kto by go tutaj i w jaki sposób mógł uratować. Rzucił się na ziemię i czołgał się szybko w stronę nadchodzącej, by złapać ją za nogi w wysokich butach.

Ona jednak momentalnie odskoczyła i opuściła broń, którą przedtem zdążyła unieść. Hunter nie zdołał jej podciąć nóg, ale kobieta, jakby automatycznie, zaczęła się cofać. I wtedy stało się coś niewiarygodnego.

Nigdy nie przypuszczał, że na tej łące żyją krety. Ale kobieta potknęła się o wysokie kretowisko, którego tu przedtem nie było, przez chwilę próbowała odzyskać równowagę, ale jej nogi zapadały się coraz głębiej i w końcu z dziwnym szelestem osypującej się ziemi zniknęła cała. Słyszał jej wołanie o ratunek, zdławione, cichnące w miarę, jak kobieta się zapadała, coraz głębiej i głębiej, jakby kretowisko nie miało dna. Hunter prawie zaczynał wierzyć w piekło, o którym opowiadają biali księża. W końcu wszystko ucichło.

Ziemia powoli się zasklepiła i łąka wyglądała znowu jak dawniej.

Moim żywiołem jest ziemia, uświadomił sobie z przerażeniem.

Simon Bogote został na jakiś czas w Zurychu. Jego samolot miał odlecieć późnym wieczorem, Simon postanowił więc poznać lepiej to piękne miasto.

Wynajął łódź wiosłową, chciał obejrzeć miasto od strony jeziora.

Prosta sprawa, pomyślał człowiek Lomana, widząc, co się dzieje, i zatarł ręce z radości. On też wynajął łódź. Motorową. Żeby się szybciej przenosić z miejsca na miejsce.

Oczywiście, ostrzeżenie Marca dotarło do Bogote. To zresztą był jeden z powodów, dla których wypłynął na jezioro, uważał, że tam będzie bezpieczny.

Przez jakiś czas wszystko układało się jak należy, wkrótce jednak Simon stwierdził, że nie jest przyzwyczajony do wiosłowania. Na dłoniach porobiły mu się bolesne pęcherze.

Ponieważ jednak uznał, że dość się już napodziwiał starych szwajcarskich domów od strony jeziora, wykonał niezbyt może elegancki zwrot i skierował się ku brzegowi. Znalazł sobie punkt odniesienia, to znaczy na odległym brzegu wybrał miejsce, z którego, wiosłując, nie spuszczał oka. Uniknął w ten sposób niepotrzebnego błądzenia i kręcenia się w kółko.

Pochłonięty tymi wszystkimi manewrami, nie zauważył, że bardzo szybko zbliża się do niego motorówka. W każdym razie nie zauważył jej na początku.

Bogote był człowiekiem obdarzonym zdrowym poczuciem humoru. Śmiał się teraz do siebie, wspominając bardzo udaną konferencję. Zwłaszcza bawiła go pewna sekretarka, która nie patrzyła na Rama całkowicie ignorowała Indrę, natomiast oczu nie mogła oderwać od Marca. Bogote pamiętał jej rozciętą wysoko na biodrze spódnicę, przypominał sobie, jak kobieta siadała, żeby Marco mógł jak najwięcej zobaczyć, i jaka była zirytowana, gdy on rozmawiał wyłącznie o katastrofach w elektrowniach atomowych około roku 2000.

Kiedy Bogote unosił wiosła, spływała z nich woda. Woda jest symbolem rasy czarnej, powiedział Marco. Najważniejszy z żywiołów i najbardziej opanowany, ale i najpotężniejszy. Tak twierdzą Indianie.

To bardzo pięknie powiedziane.

Simon Bogote odwrócił się gwałtownie, kiedy usłyszał za sobą odgłos silnika. Rozmarzył się…

Przez głowę przemknęła mu błyskawiczna myśl, że podświadomie wybrał wycieczkę łodzią, bo miał nadzieję, że na wodzie będzie najbezpieczniejszy. No ale jeśli tak, to popełnił błąd. Bo ten człowiek, który zamierzał właśnie rozbić jego łódź, miał mord w oczach. Akurat w miejscu, gdzie się znajdowali, nie było na brzegu domów. Tylko wysoka, porośnięta lasem skarpa. I żadnych łodzi w pobliżu…

Bogote stracił panowanie nad sytuacją, najpierw siedział jak sparaliżowany, a potem zaczął się bezładnie kręcić, szukając ratunku. Miał nawet zamiar wskoczyć do wody, ale to by wcale nie pomogło, a nawet wprost przeciwnie. Już widział oczyma wyobraźni, jak motorówka rozbija jego łódkę, jak on sam wkręca się w śrubę…

Zderzenie było nieuniknione, zaraz motorówka uderzy w dziób łódki. Simon zacisnął powieki…

Ale nie usłyszał trzasku. Motorówka nie trafiła w tak śmiesznie bliski cel, przeleciała obok łodzi wiosłowej, prowadzący ją człowiek klął z paskudnie wykrzywioną twarzą i próbował przeskoczyć do łodzi Bogote.

Nie powinien był mieć z tym żadnych trudności, ale on z jakiegoś powodu uniósł dziób motorówki w górę tak gwałtownie i mocno, że sam wyleciał z niej wielkim łukiem, po czym wpadł do jeziora; znalazł się teraz w wodzie między dwiema łodziami. Motorówka z szumem silnika popłynęła sama dalej.

Bogote spontanicznie wyciągnął rękę, żeby mu pomóc. Był człowiekiem głęboko religijnym i nigdy nie mógłby sobie wyobrazić innego zachowania w takiej sytuacji. Ale napastnik chwycił go i z całej siły pociągnął w dół. I natychmiast podjął próbę wepchnięcia czarnego mężczyzny pod wodę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na Ratunek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na Ratunek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Na Ratunek»

Обсуждение, отзывы о книге «Na Ratunek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x