Margit Sandemo - Na Ratunek

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Na Ratunek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na Ratunek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na Ratunek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dobre istoty w Królestwie Światła stworzyły eliksir usuwający z ludzkich serc zło i wrogie myśli. By jednak uratować Ziemię, należy opryskać cudownym płynem wszystkich jej mieszkańców. Czasu zostało niewiele, sytuacja na świecie staje się coraz gorsza: pleni się korupcja, rządy przejęła mafia. Na szczęście wciąż jeszcze istnieje miłość…

Na Ratunek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na Ratunek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nacisnął guzik, zamierzał zjechać dwa piętra w dół. Żaden ze strażników go nie widział, wszystko pójdzie dobrze.

Tylko czy to naprawdę tak strasznie daleko znajduje się ten drugi poziom?

Na zewnątrz windy było ciemno, a nie powinno, winda miała boki ze szkła, widziało się przez nie hale lotniska. On jednak nie widział nic.

Nie, z tą windą coś jest nie w porządku. Powinien się już teraz znajdować w piwnicach, nie miał pojęcia, że jest tu tyle podziemnych poziomów.

Nieprzeniknione ciemności na zewnątrz, a winda po prostu jedzie i jedzie w dół w szalonym tempie. Och, a to co znowu? Gdzie się podziała tablica z przyciskami? Jak teraz wyjechać ponownie na górę, skoro jest tak ciemno…

Nagle winda zatrzymała się z łoskotem. Drzwi się rozsunęły.

Czym to tak śmierdzi? Ziemią?

Nie, nie może tu zostać. Przez pomyłkę zjechał za głęboko. Może mają w podziemiach pod lotniskiem jakieś ukryte laboratoria, a on się tu znalazł z powodu awarii mechanizmów i…

Mężczyzna zrobił krok do przodu i wpadł w ziemiście czarną pustkę. Nikt nie słyszał jego krzyków.

W każdym razie nikt, kogo można by zobaczyć.

Natychmiast winda ruszyła znowu w górę, do oczekujących pasażerów.

Dwaj pozostali napastnicy mieli czekać w hali lotniska, aż niebezpieczeństwo minie. Jeden, zgodnie z planem, poszedł do dużego kiosku z gazetami i słodyczami. Wokół znajdowało się wiele wysokich statywów na gazety i można się było za nimi schować. Zdjął marynarkę i perukę, po czym wyszedł jako ktoś zupełnie inny. Odszukał kasę i zapłacił za kilka czekoladowych kul, wypełnionych ponczem. Spokojny i uśmiechnięty, i jak wszyscy inni zaciekawiony tym, co się wydarzyło na parterze. Kupił też gazetę, trzymał ją pod pachą, a czekoladową kulę w ustach i spacerkiem przechadzał się po hali.

I nagle, akurat w chwili, gdy wciągał powietrze do płuc, otrzymał silny cios w plecy, a wtedy kawałek czekolady wpadł mu do gardła. W niewłaściwy otwór.

Próbował odkaszlnął ale czekolada tkwiła głęboko. Krztusząc się gwałtownie, purpurowy na twarzy, osunął się na najbliższą ławkę, ludzie wokół zauważyli, że sytuacja jest poważna, starali się udzielić mu pierwszej pomocy, stukali go w plecy, masowali przeponę, wszystko na próżno. Pogotowie nie zdążyło na czas.

Czwarty poszedł w kierunku drzwi z napisem „Panowie”, gdzie zamierzał zmienić swój image. Miał on jednak bardzo słabe nerwy, musiał zamknąć się w kabinie i usiąść na chwilę. Bolał go żołądek, nie rozumiał, co się stało. Kule w całej hali, wszędzie mnóstwo policji, nie miał już ani jednego naboju. Trudno mu było się opanować.

Kabina, w której się znalazł, też była dosyć dziwna, zabudowana od góry do dołu. Usłyszał cichy trzask zamka, ale na razie się nad tym nie zastanawiał. Usiadł na sedesie i postanowił, że zostanie tu jakiś czas, było tu bezpieczniej niż na zewnątrz.

Ale toaleta też nie okazała się taka spokojna. Najwyraźniej zepsuł się mechanizm spłuczki, bo woda leciała nieustannie.

Nie. Nie woda. Brunatna masa po wielu różnych wizytujących to miejsce, wypełniała muszlę klozetową, podnosiła się wyżej i wyżej i cuchnęła potwornie. Wkrótce zaczęła się wylewać na podłogę.

Rzucił się do drzwi, ale zamek nie działał. Kręcił się w kółko bez żadnego oporu, ale drzwi nie można było otworzyć.

Kloacznej cuchnącej masy wciąż przybywało. Wylewała mu się na buty, potem na spodnie, wszedł na deskę klozetową i głośno wzywał pomocy.

Wyglądało jednak na to, że nikt nie odczuwa potrzeby odwiedzenia męskiej toalety. W każdym razie przez bardzo długi czas.

Policja znalazła trzech mężczyzn, zmarłych mniej więcej w tym samym czasie, w niewyjaśnionych okolicznościach. Jeden skręcił sobie kark, jeden udusił się kawałkiem czekolady i jeden utopił się w bardzo przykry sposób.

Przy wszystkich trzech znaleziono ukryte jasnozielone maseczki.

Czwarty mężczyzna nie został odnaleziony. Nigdy.

17

Jack Loman pienił się z wściekłości. Mieszkał teraz w nowej, okrytej tajemnicą bazie. Już chodził, choć w jego ruchach była teraz rzucająca się w oczy sztywność.

– Co? – wrzeszczał tak głośno, że kryształowe żyrandole podzwaniały delikatnie. – Żaden nie został zlikwidowany? A moi czterej wysłannicy ponieśli śmierć? Co się, do cholery, dzieje na tym świecie? Co to za sabotaż? Żeby jacyś ukrywający się dranie tak upokarzali moich ludzi!

– Nic z tego nie rozumiemy, Jack. Gazety piszą…

– Gazetom w ogóle nie wolno nic pisać na temat naszej tajnej działalności, dobrze o tym wiesz, Ross! Jak wy właściwie załatwiliście tę sprawę? I nie mów do mnie Jack, to imię już nie istnieje! Zamyślił się.

– Więc ty sądzisz, że to te błazny, rozpylające idiotyczny deszcz nad światem, stoją za śmiercią naszych ludzi?

– To naprawdę muszą być oni, szefie. Tylko że tych troje z Zurychu zniknęło bez śladu.

– Ich jest znacznie więcej niż troje – mruknął Jack Loman ze złością. – Ale zaraz ich wyłapiemy! Zostaw te sprawy mnie!

Ross przyglądał mu się sceptycznie, dobrze wiedział, że Jack został poważnie okaleczony.

– Jak zamierzasz się z tym uporać?

– Infiltracja, mój dobry człowieku, infiltracja! Jest wystarczająco dużo kur, które chciałbym złapać razem z tymi obcymi. Przede wszystkim chcę wbić szpony w moją pasierbicę, Alteę, która na waszych oczach uniosła się w powietrze i zniknęła. Muszę ją złapać, zanim zdąży za wiele o mnie nagadać. A moja zemsta za to, co mi zrobiła, będzie taka, że sam diabeł w piekle mi pozazdrości.

Ross nie miał pojęcia, skąd weźmie odwagę, żeby przekazać kolejną informację, z drugiej jednak strony złośliwie cieszył się z tego, co miał powiedzieć.

– Jest jeszcze coś, o czym nie wiesz. Zanim nasi ostatni ludzie opuścili hacjendę w Ameryce Południowej, wstąpili do kopalni, żeby usunąć wszelkie ślady po twojej małżonce, Judy. Ale jej tam nie było.

Ross przestraszył się, że jego szef dostanie ataku apopleksji.

– Znowu te latające przedmioty? Musieli ją zobaczyć z powietrza. Niech to diabli! Niech to diabli!

– Sądzę, że ze strony Judy nie masz się czego obawiać – rzeki Ross z pewnym wahaniem. – Ona zawsze była wobec ciebie niesłychanie lojalna.

Jack Loman wyglądał tak, jakby zjadł cytrynę umoczoną w occie.

– Jeśli tylko Devlin nie przesadził. Prosiłem go, by powiedział jej parę słów prawdy. Teraz bym wolał, żeby tego nie zrobił.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – zapewnił Ross nieszczerze. – Jak długo będziemy musieli nosić te przeklęte maseczki?

– Dopóki te diabły nie przelecą nad naszą okolicą. Zauważymy to, bo roślinność zacznie się bardzo bujnie rozwijać, a wtedy zaczekamy jeszcze jakiś czas, dopóki to ich spryskiwanie nie przestanie działać. I wtedy prawdopodobnie cała ludzkość przemieni się w łagodne baranki, a my staniemy się jeszcze silniejsi i potężniejsi.

Zacierał ręce na myśl o niesłychanej władzy, jaka stanie się jego udziałem. Będzie mógł się wtedy wspinać jeszcze wyżej z tego szczytu, na którym już teraz się znajduje.

Ale Ross był bardziej powściągliwy.

– A jeśli oni tu latają w całkiem innej sprawie? Może chcą, żeby ludzie stali się tacy łagodni, jak mówisz, bo potem sami zagarną władzę nad nimi?

Twarz Lomana pociemniała. Odmienili przecież Kowalskiego!

– Żebyśmy chociaż wiedzieli, kim oni są! I skąd przybyli.

– Powinniśmy przymknąć jednego z nich.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na Ratunek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na Ratunek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Na Ratunek»

Обсуждение, отзывы о книге «Na Ratunek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x