Margit Sandemo - Na Ratunek
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Na Ratunek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Na Ratunek
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Na Ratunek: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na Ratunek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Na Ratunek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na Ratunek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Motorówka tymczasem zatoczyła po jeziorze piękny krąg i nieoczekiwanie wyrosła tuż przed człowiekiem Lomana, który z wrzaskiem puścił swoją ofiarę i próbował się w popłochu ratować. Simon Bogote gwałtownie wciągał powietrze, zobaczył przed sobą kil motorówki i pomyślał, że teraz…
Ale nie. Zdumiony, niczego nie pojmując, patrzył, jak motorówka go omija, a potem rusza naprzód, jakby przy sterze siedział jakiś niewidzialny człowiek, który pewnie prowadzi ją wprost na nieznajomego.
Tym razem tamten nie miał najmniejszych szans. Jego własne narzędzie mordu, motorówka, której monotonny warkot odbijał się od pobliskich skał, rozpłatało go na dwoje. Śruba najpierw go oskalpowała, a potem jedno jej skrzydło wbiło mu się w mózg.
– Och, nie! – jęknął Simon. – Ja nie chciałem, ja naprawdę chcę dla wszystkich dobrze!
Aż do tej chwili nie zauważył, że jakaś inna wielka łódź okrążyła właśnie cypel i załoga widziała całe zajście. Wyciągnęli go teraz z wody i wyjaśnili, że on nie ponosi żadnej winy za to, co się stało. Zgnębiony, szarpany mdłościami, opadł na ławkę w ich łodzi ze wzrokiem skierowanym na piękny krajobraz na brzegu. Nie chciał patrzeć, jak ratownicy wydobywają z wody zwłoki napastnika ani jak biorą na hol obie łódki.
W głębi swej przyjaznej ludziom duszy był wstrząśnięty. Wciąż brzmiały mu w uszach ostrzegawcze słowa Marca. Wciąż też myślał o przeświadczeniu Indian, że woda jest żywiołem rasy czarnej. A przedtem sceptycznie się uśmiechał i nad ostrzeżeniem, i nad starym indiańskim podaniem.
A teraz siedzi tutaj i dzwoniąc zębami raz jeszcze przeżywa całe zdarzenie.
Czy mam podziękować wodzie? zastanawiał się. Przyjąć do wiadomości, że jest moją sojuszniczką?
Nie mógł się na to zdobyć, ponieważ cudowne ocalenie nastąpiło kosztem potwornej masakry.
Zamiast tego dziękował Bogu. I modlił się za duszę tamtego.
16
W niebezpieczeństwie znajdowali się nie tylko reprezentanci czterech ras. Loman nigdy nie pozwolił uniknąć żadnemu „wrogowi”. Jego szpiedzy dowiedzieli się dokładnie, kto jeszcze brał udział w tajemniczym spotkaniu.
Grupa złożona z pięciu uczonych i dwóch sekretarek znajdowała się właśnie na lotnisku pod Zurychem.
Stali wszyscy w hali odlotów zajęci ożywioną rozmową o wszystkim, co przeżyli w ciągu tych niezwykłych dni. Prawdę mówiąc, jeden z nich nie był uczonym, to inspektor policji, bardzo uczciwy człowiek, odpowiedzialny za poszukiwania owego znikającego jak cień osobnika, który kierował wszelką zorganizowaną przestępczością na świecie. Niezależnie od tego, co różne mafie robiły, on na pewno maczał w tym palce, można być tego pewnym.
Siedmiorgu uczestnikom konferencji trudno się było rozstać, chcieli, żeby nadal trwały tamte dni takie bogate w nowe doświadczenia i nowe pomysły.
Stali teraz między kioskiem z gazetami a sklepem sprzedającym pamiątki, rozmawiali o trojgu obcych organizatorach konferencji i już zaczynali tęsknić za następnym spotkaniem. Polubili Rama, niezwykłego, dającego tyle poczucia bezpieczeństwa, Indrę z jej soczystymi replikami, i Marca, autorytet absolutny, obdarzony tyloma nadzwyczajnymi cechami i zdolnościami. Domyślali się wszyscy, że poznali zaledwie ułamek jego możliwości.
Mieli się ponownie spotkać za kilka dni, by przedstawić kolejny raport, a wtedy poznają też innych członków grupy, która rozsiewa spokój i harmonię oraz zapewnia ziemi nową wspaniałą płodność.
– Marco powiedział, że możemy spokojnie wracać do domu – wspomniał jeden z uczonych. – Dawał jednak do zrozumienia, że możemy się spodziewać zamachu na nasze życie.
– E, to przecież nic nowego. Od wielu lat działamy w podziemiu. Ale skoro on tak twierdzi, to nie powinniśmy się obawiać tego ataku.
– Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ktoś nastaje na nasze życie.
– To prawda. Widocznie jednak dziedziny naszych badań przeszkadzają temu nieznanemu, wielkiemu bossowi. A nawet są dla niego groźne, po pierwsze dlatego, że zwalczamy jego destruktywną działalność, a po drugie dlatego, że nie można nas kupić.
Nagle jedna z sekretarek zamarła.
– Spójrzcie na ruchome schody – wyszeptała przerażona.
Wszyscy podnieśli głowy. Czterej mężczyźni wjeżdżali na piętro, stali jednak na schodach zwróceni w stronę hali, wszyscy mieli broń, wymierzoną w grupę uczestników konferencji.
– Na ziemię! – wrzasnął inspektor policji, ale było za późno. Salwa wystrzałów wstrząsnęła dworcem lotniczym.
Inni pasażerowie z krzykiem padali na podłogę.
Nikt z siedmiorga nie został jednak trafiony.
Czterej napastnicy w jasnozielonych maseczkach na twarzach wjeżdżali schodami na górę. Opróżniwszy magazynki swoich pistoletów, odrzucili je, pewnie dlatego, żeby łatwiej było im uciekać, a także dlatego, by nie dać się złapać na gorącym uczynku. Zdarli też maski z twarzy. Otwierali usta ze zdumienia, że ich ofiary stoją w hali, jak stały, żywe i zdrowe. Wkrótce podłoga następnego piętra przesłoniła im widok.
– Co to by…? – krzyknął jeden z uczonych. – Czy oni strzelali ślepymi nabojami?
– Nie, słyszałem, jak kule świstały mi nad uchem – powiedział jakiś młody człowiek, który leżał na podłodze między nimi i schodami. – Celowali prosto w was.
Inspektor policji wyjął gwizdek i zagwizdał, po chwili biegli już w jego stronę policjanci i ochrona lotniska. Dzieci płakały, podróżni uciekali.
– Ale co się stało z kulami? – zapytała druga sekretarka. – Przecież strzelanina trwała chyba z minutę, widziałam ogień!
Natychmiast otrzymała odpowiedź. Na podłodze koło jej stóp mnóstwo kul toczyło się w różne strony.
Policjanci ruszyli w pogoń za napastnikami, pozostali ludzie jednak byli jak ogłuszeni. Co to się stało?
– Czy wy macie na sobie kuloodporne kamizelki? – zapytał jakiś pan nieśmiało.
Nie, nikt z siedmiorga nie nosił kamizelki.
To jakiś cud. Wystrzelono dziesiątki kul, które zniknęły bez śladu, żeby się potem znowu pojawić, nie wiadomo skąd.
– Myślę, że Marco miał rację – powiedział jeden z uczonych cicho. – Chyba udzielono nam pomocy. Ale co czy kto nam pomógł?
Na wyższym piętrze równie zdumieni przestępcy rozbiegli się w różne strony, co zresztą wcześniej uzgodnili. Działali jednak niezbyt pewnie, zbici z tropu i, szczerze mówiąc, przestraszeni. Opróżnili do końca magazynki swojej broni, ale ani jeden strzał nie był celny. Policja i strażnicy depczą im po piętach, zostali odkryci szybciej, niż się spodziewali, co przerażało ich jeszcze bardziej niż to, co się stało w dolnej sali.
Jeden, zgodnie z umową, pobiegł w stronę bocznych ruchomych schodów, których nie używał nikt prócz personelu lotniska, toteż nigdy nie było tam tłoku.
Teraz też, chwała Bogu, znajdował się na schodach sam, pokonywał po trzy stopnie naraz i nagle całe schody się wyprostowały, zmieniły w taśmociąg. Próbował uchwycić się poręczy, ale była gładka niczym masło, ręce mu się ześlizgiwały, stracił równowagę. Zjeżdżał na plecach w dół w takim tempie, że ze spodni na tyłku zaczął unosić się swąd spalenizny. Ale nie to było najgorsze, rozpędzony wyleciał na posadzkę, uderzył głową w kamienną krawędź schodów i doznał złamania podstawy czaszki.
Drugi z napastników pobiegł do windy. Właśnie wsiadała do niej kobieta z dziecięcym wózkiem, więc wyszarpnął go brutalnie, a kobietę popchnął tak, że upadła na podłogę. Ani matce, ani dziecku nic się, na szczęście, nie stało, ale oboje byli przestraszeni. To go jednak nie obchodziło, chciał mieć windę tylko dla siebie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Na Ratunek»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na Ratunek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Na Ratunek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.