Tiril próbowała dostrzec coś w ciemności.
Nie śmiała zapalać świecy, wcześniej jej migocący płomień wydał się dziewczynie jakiś straszny, musiała. ją zgasić.
Kto ją wołał?
Nie, nie wołał. Poszukiwał. Ochrypły głos szeptał:
– Tiiiril! Tiiiril Daaahl!
Jakoś przeraźliwie, przeciągle.
Oko? Miała wrażenie, że obserwuje ją ogromne oko, z góry, jakby z wieży. Rozglądało się, poszukiwało jej, nie znajdując. Na razie.
– Tiiiril Daaahl!
Nero uniósł łeb, warknął.
Tiril poderwała się z łóżka i z psem depczącym jej po piętach wybiegła na korytarz, do pokoju po przeciwnej stronie.
– Móri – szepnęła. – Ktoś jest w mojej sypialni! On także jeszcze nie zasnął.
– Wiem, że coś się dzieje – odparł.
Wstał z łóżka i przygarnął ją do siebie. To znaczyło, że naprawdę się boi. Nikt tak jak Móri nie potrafił wy- czuć niebezpieczeństwa.
– Witaj, Nero – rzucił przelotnie. – Mów, co się stało, Tiril.
Opowiedziała mu o głosie i o oku.
– A przecież August pilnuje schodów. Nikt nie mógł wejść do środka – zakończyła.
– To nie przyszło schodami – cicho powiedział Móri.
– To coś innego, nie cielesnego. Cicho! Przywędrowało w ślad za tobą aż tutaj.
– Och, nie – zadrżała tuląc się do niego. Poczuła ciepło szczupłego, wręcz chudego ciała.
– Szkoda, że wiatr tak hałasuje.
Stali w milczeniu, nieruchomo. Gdzieś, chyba w budynkach gospodarczych, miarowo stukała obluzowana deska. Tiril musiała nie domknąć drzwi, bo wiatr świstał w szparze, przywodząc na myśl zawodzenie nieczystego ducha. Za nic na świecie nie odważyłaby się zostawić Móriego i iść zamknąć drzwi. Jego też nigdzie nie puści!
Nero znów zaczął warczeć.
– Tiiiril Daaahl!
Miała wrażenie, że wołający zużył cale powietrze, jakie miał w płucach, bo słowa kończyły się przeciągłym, chrapliwym westchnieniem, jakby na resztkach oddechu.
– Słyszę – szepnął Móri do Tiril. – Ten głos pójdzie za tobą wszędzie. Ale wołanie wiele go kosztuje. Bez względu na to, co to jest, wytęża wszystkie siły.
– Mam wrócić do siebie? – zapytała na wpół z płaczem. – Tak, żebyś ty miał spokój?
– Och, nie, oczywiście, że nie. Ale mnie się to nie podoba. To… To…
Nie znalazł odpowiednich słów, co jeszcze bardziej przeraziło dziewczynę.
– Tiiiril Daaahl!
Oboje wstrzymali oddech.
Móri drgnął.
– Oczy… Czuję je – rzekł cicho i dodał z niepewnym uśmiechem: – To dwoje oczu, nie jedno, jak mówiłaś.
Czy ktoś chce…?
– Tak. Ktoś pragnie cię odnaleźć.
– Czary?
– Owszem. Bardzo potężne.
– Czy nigdy nie dadzą mi spokoju? – jęknęła.
– To coś pragnie przyciągnąć cię do siebie. Odnaleźć cię i sprowadzić. Za skarby świata nie wolno ci odpowiadać na ten zew.
– Nie jestem taka głupia. Chociaż bardzo kusi mnie, by odpowiedzieć.
– Wiem o tym. Stój spokojnie, przytrzymaj Nera.
– Nie zostawiaj mnie!
– Nie odchodzę daleko.
Tiril w ciemności ledwie widziała Móriego, ale go słyszała. Zorientowała się, że szuka czegoś w swej sakwie.
Musiała użyć całej siły woli, by za nim nie pobiec.
On zaraz wrócił. Zaczął wykonywać jakieś niezwykłe gesty wokół niej i Nera. Rozpoczął na wysokości głowy, potem wolno opuszczał ręce, jakby rysując niewidzialny płaszcz wokół niej i psa. Rozległy się niezrozumiałe islandzkie słowa, wypowiadane monotonnym głosem.
W zaklęciach Móriego było coś niesamowitego, Tiril zrozumiała, że przyjaciel walczy przeciw niezwykle potężnej sile, która na razie jeszcze jej nie odnalazła, ale tylko czekała, by ona, Tiril, dala się w jakiś sposób,poznać. Najgorsze, że nie wiedziała, jakie niebezpieczeństwo jej zagraża. Zdawała sobie sprawę, że nie wolno jej odpowiadać na wołanie, i miała nadzieję, że zdoła nad sobą zapanować. Nie znała jednak innych możliwości owej mocy. Mogła nieświadomie popełnić jakiś błąd.
Musiała pomówić o tym z Mórim, lecz jeszcze nie w tej chwili. Teraz zajmował się zaklęciami, nie wolno mu przerywać.
Zbudował wokół niej i Nera nadzwyczaj solidny mur ochronny. Dzięki ci, najmilszy, że pamiętasz o Nerze, ale powinieneś i siebie samego zamknąć za tym niewidzialnym pancerzem zimna, szkła i lodu, z każdą chwilą gęstniejącym. Tiril wyciągnęła rękę, by dotknąć otaczającej ją powłoki, pewna, że coś wyczuje, lecz jej dłoń napotkała próżnię.
Nero także zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego. Siedział jak mysz pod miotłą, wtulony w bok swej pani. Tiril po jego oddechu poznała, jak bardzo jest spięty.
– Ponieważ ta zła moc odnalazła dwór… – zaczęła lękliwie, zapominając, że nie powinna się odzywać.
– Odnalazła twoją duszę – szybko odparł Móri, nie chcąc przerywać czarów. – Nie wie jednak, gdzie przebywa ciało, a na nim właśnie jej zależy. Nigdy do ciebie nie dotrze!
Tego być może nie powinien był mówić. Nie wiadomo, czy to za sprawą jesiennego wichru, czy też owej złej mocy, cały dom zatrząsł się nagle, zatrzeszczały wszystkie spojenia.
– Tiiiril Daaahl – nie wiadomo skąd rozległ się przeciągły syk. – Tiiiril Daaahl …
– Ona wyczuwa twój sprzeciw – szepnęła dziewczyna.
– Tak, wie, że znalazłaś się pod ochroną. Usiłuje przełamać moją wolę.
Dom znów zatrząsł się w posadach.
– Wejdź do środka, Móri! – ponagliła go Tiril – Chroń i siebie!
Móri zakończył odmawianie zaklęć i opuścił ręce.
Natychmiast jakaś siła odrzuciła go w tył, jakby raził go piorun. Rozległ się ostry huk, lecz błyskawica się nie pojawiła.
– Móri! – zawołała Tiril. Pomogła mu się podnieść. Przyjaciel, schylony, przycisnął rękę do piersi, jakby tam właśnie trafił go cios.
– Chyba sobie z tym nie poradzę – jęknął. – Nie, nie, nic mi się nie stało, ale muszę… poprosić o pomoc.
– O, tak – szepnęła. – Że też nie pomyśleliśmy o tym wcześniej! Zawołaj ich natychmiast, zanim ta moc cię zabije!
Móri wezwał swych towarzyszy, stawili się w jednej chwili.
– Muszę przyznać, że coś zaczyna się dziać – stwierdził Nauczyciel, czarnoksiężnik Maur. – Ostatnimi czasy sporo mamy roboty.
– Móri jest w niebezpieczeństwie – wtrąciła się Tiril. – Pomóżcie mu!
– Nie trzeba się tak denerwować – ze spokojem oświadczył Nauczyciel. – Śmiem twierdzić, że bywałeś gorszych tarapatach, Móri.
– Ale z tym doskonale sobie poradziłeś – pochwalił syna Hraundrangi-Móri, wskazując na ochronną powłokę wokół Tiril.
– Rzeczywiście, imponujące – przyznał Nauczyciel. – Sam lepiej bym tego nie zrobił.
– Tiiiril Daaahl!
– Zła moc znów się odzywa – rzekł Duch Zgasłych Nadziei. – Z pewnością zmusimy ją do milczenia. Usiądźcie na łóżku, oboje. Przytrzymajcie też psa.
Prędko zawołali Nera i przytulili się do siebie na łóżku, oparli plecami o ścianę.
– Zostańcie tam – nakazał Nauczyciel. – Bo tu może być gorąco. Postaramy się, aby ta potworna moc nie zdołała odkryć, gdzie przebywa Tiril. Nie może teraz do niej dotrzeć dzięki ochronnej aurze, którą ją otoczyłeś, Móri. Lecz jeśli znajdzie to miejsce, może posłużyć się innymi sposobami.
– Kim jest ten, kto prześladuje Tiril? – spytał Móri.
– Nie znamy tej mocy – odparł wymijająco Duch Utraconych Nadziei. – Postąpiła dokładnie tak samo jak wy; otoczyła się tajemniczą osłoną, aby nie zostać odkryta. Czeka ją jednak walka!
Читать дальше