Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wyglądało na to, że sprawy ułożą się jak najlepiej. Theresa i Aurora mogły spokojnie opuścić Norwegię w przekonaniu, że Tiril znajduje się pod dobrą opieką. Obie żywiły nadzieję, że wkrótce tu powrócą. W jaki sposób Aurora miałaby się wyrwać spod władzy matki-jędzy, nie chciała się na razie zastanawiać.
August człapał za Aurorą po domu, słuchając poleceń, co należy zreperować, z miną znawcy obmacywał ściany, piece i zbiorniki na wodę i wypowiadał się ze ~spokojem na temat napraw. Aurora, niezwyczajna męskiego towarzystwa, wsłuchiwała się w jego głęboki glos z radością pomieszaną ze strachem.
Oprowadziła go po wszystkich zakątkach domu, zajrzeli nawet do piwnicy i na strych, tak chciała przeciągnąć te przyjemne chwile. Obsypywała go pytaniami, szczebiotała przechylając głowę i z zachwytem obserwowała potężne mięśnie Augusta, poruszające się pod koszulą.
Ani jednej myśli nie poświęciła przy tym swej wiecznie ubolewającej nad sobą matce.
Kiedy dokonali już przeglądu całego dobytku, Aurora z zarumienionymi policzkami wróciła do sieni, szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Bo czyż August nie powiedział, w związku z pojemnikami na śmieci, które należało odnowić: „Jest pani porządną damą, poznaję to po pani oczach, panienko Auroro”.
Czyż więc należy się dziwić, że spragnionej sympatii kobiecie, skutej przez matkę kajdanami strachu, życie w jednej chwili wydało się wspaniałe?
W końcu dwór opustoszał. Wielkim czarnym karawanem, na którym z tyki umieszczono trumnę, odjechała Theresa razem z nieodłączną pokojówką Jedynie myśl o przyszłości i cudownie odnalezionej córce ratowała księżną przed całkowitym załamaniem.
Kilka dni później Aurora siedząc w powozie starała się nie słyszeć nieprzerwanych narzekań matki, jej kąśliwych uwag i mieszania bliźnich z błotem. Próbowała uchylić drzwi powozu, by wywietrzyć i pozbyć się nieprzyjemnego fetoru, bijącego od smoczycy, lecz stara skarżyła się, że zanadto wieje.
Jak, na miłość boską, zdołam się od niej uwolnić i wrócić do Norwegii? zastanawiała się przejęta Aurora, kiedy powóz toczył się po błotnistych drogach południowej Jutlandii. Chcę powrócić do moich przyjaciół!
Na nadmiar przyjaciół nigdy nie narzekała.
Zaczęła także snuć nowe marzenia. Marzenia, które czasami ją szokowały, lecz za żadną cenę nie chciała się z nimi rozstać.
Ale przecież on nie jest szlachcicem, starała się myśleć trzeźwo. A zatem to niemożliwe. Chyba jednak wolno mi marzyć?
Lizuska jakby potrafiła czytać w jej myślach. Młoda dziewczyna siedziała naprzeciwko, na jej ustach igrał złośliwy uśmieszek, a w oczach zapalał się diabelski błysk.
Erling był gotów do powrotu do Bergen. Musiał jechać, choć miał wielką ochotę zostać w Christianii jeszcze przez jakiś czas. Tym razem miał podróżować statkiem w towarzystwie Catherine, której nie trafiła się okazja rozprawienia się z wdową-jędzą. Zatroszczył się o to Móri. Nie żywił cieplejszych uczuć dla starej, podjął po prostu skazaną na niepowodzenie próbę sprowadzenia Catherine na dobrą drogę.
Dla Erlinga.
Wyglądało na to, że wszystko pomału się ułoży. Pieniądze Tiril ulokowano bezpieczniej, razem z Mórim radowali się, że oboje nareszcie mają miejsce, które da się nazwać domem. Nero nie mógł się nacieszyć swym nowym rozległym terenem i głośnym szczekaniem płoszył włóczęgów.
Mimo to jednak właśnie teraz Tiril i Móri wpadli w naprawdę poważne tarapaty. Tym najgroźniejszym w dużym stopniu sami byli winni, pozostałe, równie groźne, nadeszły z zewnątrz.
Oblicze zła zaczęło wyłaniać się z mroku.
Lodowate oczy spoglądały na Heinricha Reussa.
– Pot nad twą górną wargą zdradza, że zmarnowałeś ostatnią szansę – rzekł von Kaltenhelm. – Niewiele czasu upłynęło, odkąd przyniosłeś fatalne wieści o śmierci Georga Wetleva. A teraz przybywasz z równie złą wiadomością, prawda?
– Nie, nie – zaprzeczał zdyszany Heinrich Reuss.
– Spociłem się, bo tak się spieszyłem tutaj, do Akershus.
– No i jak? Pojmałeś Tiril Dahl?
– Nie, jeszcze nie.
– Gdzie ona jest?
– Jakby zapadła się pod ziemię. Dziewczyna, pies i ten groźny cudzoziemiec zniknęli. Ale mam też lepsze nowiny. Wytropiłem dwoje jej przyjaciół. Erling Müller i baronówna van Zuiden zamówili miejsca na statku, który jutro rano wypływa do Bergen. Pozbędziemy się więc dwojga strażników Tiril Dahl!
Z dumą popatrzył na swego groźnego zwierzchnika, ale twarz Horsta von Kaltenhelma ściągnął gniew.
– Czy można być jeszcze większym durniem? Pędź natychmiast do portu, strzeż drogi tam prowadzącej! Nie rozumiesz, że oto stoimy przed niezwykłą szansą?
Reuss popatrzył na niego nic nie rozumiejąc.
– Masz trzy możliwości – oświadczył von Kaltenhelm, przybliżając twarz do twarzy podwładnego-idioty i kładąc nacisk na każdej sylabie, żeby zmusić go do myślenia. – Pierwsza możliwość jest taka, że Tiril Dahl odprowadzi swych przyjaciół na statek. Tak oczywiście byłoby najlepiej, bo wtedy ją pojmasz. Żywą, nie zapominaj o tym! Nasz Mistrz chce wydusić z niej prawdę. Drugie wyjście to śledzić Tiril do jej kryjówki i tam się nią zająć. Trzecia możliwość to pochwycić jedno z wybierających się w podróż i torturami wydusić z niego wszystko, co wie, albo wziąć jako zakładnika i wymienić na Tiril Dahl. I nie Catherine van Zuiden, bo o nią nikt nie zapyta. Ale do tego młodego kupca z Bergen Tiril Dahl jest, zdaje się, bardzo przywiązana. Złapcie jego, bo baronówna nic nie jest warta.
Heinrich Reuss odczuł ogromną ulgę, słysząc, że wywinie się tak łatwo.
– Nie wiem jednak, czy sam sobie z tym poradzę.
Ponury von Kaltenhelm zastanowił się chwilę.
– Pomoże ci człowiek, który zastąpi Georga Wetleva. On ma dość oleju w głowie, bądź mu więc posłuszny!
Jak zwykle von Kaltenhelm upokorzył Heinricha Reussa ostatnią krótką uwagą, rzuconą już w biegu:
– Nasz Mistrz się niecierpliwi. Czas zaczyna się już kończyć.
Za każdym razem, gdy wspominano Mistrza, Reussa zlewał zimny pot strachu.
Uciekaj, Heinrichu, uciekaj!
Ale przed Mistrzem nie dało się uciec.
Von Kaltenhelm, odszedłszy kawałek, odwrócił się. Popatrzył, jak Heinrich Reuss znika w głębi ulicy, i uśmiechnął się z pogardą.
Wiedział więcej niż inni.
Mistrz naprawdę zaczynał tracić cierpliwość. Gotów był osobiście się włączyć.
Mogło to nastąpić w każdej chwili.
A wtedy… Niech Bóg się zmiłuje nad Tiril Dahl! I nad tym tchórzem, Heinrichem Reussem!
Wyznaczony czas upływał.
Nawet von Kaltenhelm drżał ze strachu. Jeśli Heinrichowi Reussowi nie powiedzie się po raz kolejny, i on, Horst von Kaltenhelm, popadnie w niełaskę.
Rzecz jasna nie miał zamiaru uczestniczyć osobiście tak prostackich zadaniach jak te, które wyznaczał Reussowi i innym, lecz…
Mistrz nigdy nie okazywał litości.
Tiril i Móri nie odważyli się odprowadzić przyjaciół do samej Christianii. Znaleźli schronienie i nie chcieli zaprzepaścić możliwości pozostania w bezpiecznym miejscu jeszcze przez jakiś czas.
Odwieźli ich kolaską tak daleko jak uznali za stosowne, a tam czekał już drugi, wynajęty, zamówiony przez Erlinga powóz.
Pożegnali się na skraju lasu pod miastem.
– Wrócimy – oświadczyła Catherine. – A kiedy już wszystko się uspokoi, wy też musicie przyjechać.
Читать дальше