– Widzisz? – szepnął Móri. – Spójrz na jego pierś!
Popatrzyła. Na grubym drogocennym łańcuchu wisiał okrągły kawałek drewna, na którym widniał symbol zwany przez nich „znakiem słońca”.
– Mamy więc nawiązanie do baśni o morzu, które nie istnieje – rzekł Móri cichutko, chociaż mężczyzna nie mógł ich usłyszeć.
– To już wiemy – zauważyła Tiril. – Pytanie raczej: co łączy obie te baśnie?
Hrabia zdjął bat ze ściany i wyszedł. Zacisnęli zęby. Oto kolejny niewinny miał cierpieć z jego powodu.
Gdy tylko opuścił pomieszczenie, Móri zbliżył się do stołu. Ruszyli za nim.
Na stole, między czaszką a kapiącą świecą, leżała nie otwarta księga. Znajdowało się tam jeszcze wiele innych przedmiotów, ale tylko księga zainteresowała Móriego.
– Spójrzcie na nią! – rzekł z namaszczeniem. – Patrzcie na te grube arkusze pergaminu!
– Przyjrzyj się lepiej oprawie – poprosiła Tiril. – Co tam napisano, o czym jest ta księga?
Tekst trudno było odczytać, wyryto go przypominającymi runy literami, po wielu staraniach zdołali go jednak odcyfrować: STAIN ORDOGNO. A poniżej coś, co wyglądało jak DEOBRIGULA.
Nic im to nie mówiło.
Największe jednak zainteresowanie wzbudził znak słońca, umieszczony na samej górze okładki.
– Muszę przejrzeć tę księgę – stwierdził Móri, odruchowo kładąc rękę na grubym tomie, by go otworzyć.
– Nie, Móri, nie! – zawołała Tiril. – Nie wolno nam!
Wielka dłoń Nauczyciela zamknęła się na ręce Móriego.
W okamgnieniu wciągnął ich piekielny wir, szarpnął nimi z dzikim hukiem i ocknęli się, siedząc na stryszku stodoły we dworze niedaleko Christianii.
Przybiegł Nero i radośnie ich obwąchał.
Móri przymknął oczy i westchnął.
– Ależ ze mnie głupiec! Zaprzepaściłem wspaniałą okazję! Sądzę, że nasi przyjaciele nie zechcą nas tam zabrać jeszcze raz.
– Możesz być tego pewien – cierpko rzuciła Tiril, zapamiętała sobie jednak zadowolona, że wyraził się „nasi przyjaciele”.
Tak więc czarnoksiężnik Móri poczynił wielki krok naprzód!
Księżna Theresa nie mogła zmrużyć oka, choć po dwóch dobach bez snu zmęczenie dawało o sobie znać bólem całego ciała. Dopiero nad ranem udało jej się zdrzemnąć.
Moja córka… Nareszcie spotkałam swe jedyne dziecka. Cóż za przemiłe stworzenie! Śliczne w tak trudny do określenia sposób. Jakby w dość przeciętnych rysach odbijała się piękna dusza.
Tak bardzo już ją polubiłam, gotowa jestem nieba jej przychylić.
Ona jednak okazuje pewną rezerwę. Nie może być inaczej wszak upłynęła zaledwie doba, odkąd się poznałyśmy, lecz i tak jej dystans sprawia ból. Ona wszystko robi z wahaniem. Wprawdzie pozwała mi trzymać się za. rękę, pozwała się uściskać, ale zachowuje się biernie, sama nie bierze w tym udziału.
Jak mam do niej dotrzeć?
Jak zdołam wszystko naprawić? Te długie lata, kiedy nawet nie wiedziała o moim istnieniu? Ileż zła doświadczyła!
Ale czy w zamku Gottorp byłoby jej lepiej?
– Nie, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć: nie!
Theresa zorientowała się, że nagle przemówiła na głos. Oby tylko nie usłyszała jej pokojówka w sąsiednim pokoju!
Takie długie pasmo tęsknoty! Skończyło się, nie chcę już nigdy rozstawać się z moim dzieckiem. Nigdy, nigdy więcej!
Ach, wszystko jest takie nowe, dzieje się tak szybko!
Na dobitkę śmierć Adolfa…
Theresa nie chciała precyzować stanu swych uczuć, zastanawiać się, czy odczuwa żal, czy też tylko ulgę. Bała się własnych myśli.
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ogarniał ją niepokój na myśl o tym, co ją czeka w najbliższych dniach.
Dlaczego nie pozwalają mi pochować go tutaj, w Christianii? zadawała sobie pytanie. Dlaczego krewni nalegają, by złożyć ciało do grobu w Holsteinie-Gottorpie? A jeśli tak bardzo sobie tego życzą, dlaczego sami nie towarzyszą zwłokom? Stwierdzili, że to moja powinność. Prosiłam o dodatkowy powóz, który mógłby jechać za karawanem, lecz odmówili twierdząc, że tak nie uchodzi. Wdowa musi towarzyszyć zmarłemu mężowi aż do samego domu, przynajmniej tyle powinnam uczynić dla biednego Adolfa, skoro odmawiałam mu dziecka! Ach, jak mało wiedzą! Nie, to nieprawda, wiedzieli o wszystkim. Wiedzieli, że jest bezpłodny, widzieli, aż za często, jak mnie bije. Za wszelką cenę jednak pragnęli zachować pozory. Moim kosztem. Bo jestem z rodu Habsburgów, przewyższam ich urodzeniem, dlatego chcą mnie zniszczyć, zdeptać.
Właściwie nigdy nie wybaczyłam rodzicom, że zmusili mnie do poślubienia księcia Adolfa. Nie chciałam go za męża! Marzyłam…
Nie, o tym nie wolno mi myśleć!
A dlaczego? Mój ukochany. Jedyna miłość mego życia. On dał mi Tiril. Dziecko, które musiałam porzucić. Teraz jednak je odzyskałam.
A Adolf nie żyje.
I chociaż muszę towarzyszyć coraz bardziej cuchnącej trumnie do zamku Gottorp, nic więcej pod słońcem nie wiąże mnie już z tym miejscem. Zrobię, co zechcę, a to oznacza, że przyłączę się do Tiril i zatroszczę o jej przyszłość.
Tylko gdzie zamieszkamy?
Ten dwór świetnie by się do tego nadawał, ale stara jędza żąda za niego fortuny.
Aurora…
Biedna, zniewolona Aurora, wiem, że i ona chętnie osiadłaby tutaj, z daleka od swej potwornej matki.
Nigdy nie spotkałam osoby równie okropnej jak ta stara czarownica. W dodatku wygląda na to, że dożyje setki.
Przyjaciele Tiril budzą mój niepokój. Zaopiekowali się nią, prawda, i są wobec niej bardzo lojalni. Ale kim oni właściwie są?
Baronównę van Zuiden znają wszyscy, doprawdy nie jest ona odpowiednim towarzystwem dla mojej Tiril. A przecież nie mogę powiedzieć: „Nie wolno ci się już z nami spotykać”. Catherine van Zuiden zbyt wiele uczyniła dla mojej córki.
Dzięki Bogu wkrótce wyjedzie już do Bergen, razem z Erlingiem Müllerem.
Theresa uśmiechnęła się leciutko. Erling Müller! Nazwał się von Müller, byle dostać się na bal! Cóż za śmiałość. Lubię tego człowieka, jest uczciwy, przystojny i bogaty, ma dobry charakter. I tak wiele pomógł Tiril.
Niestety, nie jest szlachcicem.
W dodatku Tiril nie łączą z nim żadne cieplejsze uczucia. Kiedyś bardzo się nią interesował, sam mi to wyznał, lecz uczucie zgasło, nie miało się czym karmić.
I ten ostatni, najdziwniejszy z nich wszystkich! Móri. Doktor Móri. Nie jest właściwie medykiem, przyznał to, gdy opowiadali mi swą historię. Ale kim wobec tego jest? A może czym?
Najgorsze, że Tiril żywi dlań bezgraniczny podziw. Czy nie widzi, że jest niebezpieczny?
Obawiam się, że właśnie ta strona jego natury ją pociąga. Można chyba mówić o swoistej miłości, jaka ich łączy. Jego ciemne oczy niczego nie zdradzają, ale sposób, w jaki jej dotyka…
Niepokoi mnie to.
Trzasnęły drzwi wejściowe…
Właśnie weszli, razem, słyszę, jak rozmawiają w sieni. Ale Tiril nie zabawiła długo poza domem, zaledwie kilka minut, nie mogli zdążyć…
Cóż za paskudne myśli! Sama przecież wiem, jak to jest być młodą i zakochaną. Nie lepiej się zachowałam, miałabym więc ich osądzać?
Na pewno do niczego nie doszło w tak krótkim czasie, głowę dam sobie uciąć.
Rozchodzą się, mówią sobie dobranoc, Tiril przywołuje swego wielkiego psa.
Nero. Naprawdę wspaniały pies, najlepszy stróż dla mojej córki.
Jutro muszę pomówić z Mórim, dowiedzieć się, jak się sprawy mają.
Słyszałam, że w sieni wspomnieli o Tiersteingram. Znów Tiersteingram! Nie rozumiem, jak to się ze sobą, wiąże. I ta stara opowieść, co oni próbują odkryć?
Читать дальше