Ale umiała też wczuć się w rolę eleganckiej damy, gdy chciała. Tak jak teraz. Wiedziała, że biel jest piękna i chłodna, ale dzisiaj spod pudrowanej peruki pot spływa strumieniami, a piękna suknia lepiła się do ciała pod pachami i na plecach. Na razie niczego nie było widać, ale musiała się spieszyć.
Gdzieś na piętrze rozległy się jakieś hałasy, Trzaskanie drzwiami, wzburzone glosy.
– Co to za niepokój? – zapytała z rozbawioną miną.
– O, to tylko moi bracia – odparła ta młoda dama, której Pajęczyca tak nienawidziła. Nienawidziła bowiem wszystkich młodych i ładnych dziewcząt, a Taran była poza tym, jej zdaniem, wyjątkowo niebezpieczna.
Hałasy na górze ucichły i w pięknym pokoju można było powrócić do rozmowy. Strzępienie języka bez żadnej wartości, myślała L'Araignee niecierpliwie. Muszę zostać sam na sam z synem czarnoksiężnika! Nie mogę mieć świadków, kiedy będę go zabijać i odbiorę mu te magiczne kamienie!
Zalała ją fala niepokoju. Przeczuwała, że to nie będzie łatwe starcie.
Ale co tam! Czyż ona nie jest największą, czarownicą na świecie? Co on mógł jej przeciwstawić?
Nic. Może jakieś drobiazgi. Nieważne głupstwa!
Na górze znowu wszczęto harmider. To okropne, w tym domu człowiek nie może spokojnie pomyśleć!
Ktoś w wielkim pędzie zbiegł ze schodów. Młody blondyn, aha, to ten! Pamiętała go z pierwszego spotkania. Nikt ważny.
Ta pyskata dziewczyna chciała go zatrzymać, ale wy rwał się jej.
– Muszę wyjść! – wykrztusił. – Muszę na powietrze! Pozostali patrzyli po sobie.
– Co się Villemannowi stało? – dziwiła się ta, którą nazywano Taran.
Nikt nie potrafił jej odpowiedzieć.
Widzieli go przez okno. Stal przy schodach i wciągał głęboko powietrze aż ciężkie przed burzą. Twarz miał białą, wargi pobladłe.
Ta śmieszna mała gąska imieniem Danielle wstała, by do niego pójść.
– Zostaw go na chwilę w spokoju – powstrzymała ją ta cała Taran. – Zrobiło mu się niedobrze od gorąca. Wyjęła chusteczkę i wachlowała nią twarz.
Pajęczyca bardzo by chciała móc się zachowywać tak samo swobodnie, ale, niestety, musiała odgrywać dystyngowaną damę.
Dziwny błysk pojawił się w oczach syna czarnoksiężnika. Dolg miał na imię. Co oznacza to jego pospieszne spojrzenie?
Nietrudno zgadnąć. Rozpoznał ją! Wie, że to ją spotkali na drodze. Zdradził ją chyba ten wyraźny francuski akcent. Nie… Przecież wtedy udawała niemą. Miała też na sobie podróżny kostium.
Głupstwa! Nawet jeśli była teraz inaczej ubrana, to i tak nie miało to wielkiego znaczenia.
Tamta śmieszna gęś wróciła na swoje miejsce, niepewna i przestraszona.
Mon Dieu, co też ten kapitan bredzi! Czy nie mógłby przestać jej uwodzić? Nie miała teraz czasu na takie głupstwa, zwłaszcza że on nie przedstawia dla niej żadnej wartości.
To Dolga pragnęła zdobyć. I to z wielu powodów. Chciała kochać się z nim. Potem go zabić. Ukraść mu szlachetne kamienie. Wyciąć wiele organów z jego ciała, mogły się okazać nieocenione!
Ech, Dolg stal wciąż w drugim końcu pokoju i nie by-la w stanie w żaden sposób go dosięgnąć!
Ale…
Mogła przecież posłać jedno ze swoich zaklęć wraz z demonicznym spojrzeniem, o którym mówiło wielu jej kochanków… Na chwilę przed śmiercią.
Jak postanowiła, tak zrobiła.
Natychmiast odwrócił ku niej głowę, ale wyraz jego oczu sprawił, że kolana się pod nią ugięły ze strachu, jakiego nigdy jeszcze nie przeżyła.
Musiała pospiesznie odwrócić wzrok.
O, do diabla, co to za mężczyzna? Jego niebywale czarne oczy płonęły, ciskały w jej stronę błyskawice tak intensywne, że potworny, nieznany dotychczas lęk chwycił ją za gardło. Mimo woli ręka czarownicy uniosła się do talizmanu, który nosiła na piersi pod bluzką. On dostrzegł ten ruch, zmrużył oczy tak, że zostały z nich tylko szparki.
O co mu chodzi? Czy wie, co ona ma pod bluzką? To niemożliwe! Nie mógł przecież nawet się domyślać, że za brała talizman martwemu rycerzowi, czy kim ten frajer był.
Znowu przerwano jej rozmyślania. Nie, to nie kapitan, w ogóle nie słuchała, co on gada, to jeszcze jeden młody człowiek zbiegł w ogromnym pędzie po schodach.
O ile tamten był blady jak ściana, to ten musiał by, szalony! Gnał niczym ścigane zwierzę, wypadł z domu za trzaskując za sobą drzwi i pobiegł ku bramie.
Cala ta sytuacja zaczynała być w najwyższym stopniu interesująca.
Rozpoznawała młodzieńca. To ten romantyk z głowa w chmurach.
Do pokoju dotarł glos Villemanna:
– Rafael! Dokąd biegniesz? Wracaj!
Tamten jednak nie słuchał, pędził dalej i po chwili zniknął im z oczu.
Wszyscy w pokoju wstali i wyszli na dwór do Villemanna.
– Co się z wami dzieje? – zapytała Taran lekko zniecierpliwiona. – Dostaliście biegunki czy raczej…?
– Nie żartuj, Taran – przerwał jej Villemann udręczonym głosem. – Musimy powstrzymać Rafaela, zanim zdąży zrobić sobie krzywdę.
– Jak mamy go powstrzymać, poleciał przecież niczym wicher – mówiła Taran jak zwykle beztrosko, ale widać było, że teraz jest naprawdę przestraszona. – Co z nim?
Z tobą zresztą też.
Villemann nic tym razem nie powiedział. On też zdawał sobie sprawę z tego, że nie zdołają dogonić Rafaela. – Poślijmy Nera – zaproponował Dolg.
– Oczywiście! Nero! Szukaj! Idź do Rafaela! Szybko, idź! Rafael! Gdzie on jest?
Pies wpatrywał się uważnie w Villemanna. Zadanie? Hurrra!
Z nosem przy ziemi zwierze, ruszyło tropem Rafaela i wkrótce zniknęło na ulicy.
– Jeśli ktoś może przywołać go do rozsądku, to jest to z pewnością Nero – powiedział Villemann.
– Do rozsądku? Dlaczego Rafaelowi brak rozsądku? -zdziwiła się Taran coraz bardziej zniecierpliwiona. – Czy możesz nam to nareszcie wytłumaczyć?
– Teraz nie mogę – uciął jej brat. – Muszę najpierw dojść do siebie.
Villemann zrobił się nagle bardzo dorosły. Nie był to już ten radosny chłopiec, który kołysał się na sznurze na kościelnej dzwonnicy z rozwianym włosem, roześmiany od ucha do ucha ze szczęścia.
Teraz był to mężczyzna. W dodatku głęboko Wieszczę- śliwy i zatroskany o swego przyjaciela.
I o coś jeszcze, o czym jednak nie chciał mówić. Pajęczyca stała z tylu za wszystkimi i czuła, że wybrała jak najgorszy moment. Nikt nie miał dla niej czasu. Wszyscy tłoczyli się wokół tego młodego blondyna imieniem Villemann.
Ona zaś nie przywykła, by ją ignorowano.
Czy nie powinna teraz zawyć jak prawdziwa wiedźma? Czy też musi wykrzyczeć wiązankę okropnych przekleństw, żeby zwrócić na siebie ich uwagę?
W tej właśnie chwili po schodach dosłownie spłynęła jakaś istota o anielskim wyglądzie, ubrana, o zgrozo, od stóp do głów na biało, tak jak Pajęczyca, tylko że tę małą opromieniał jeszcze blask młodości.
Villemann spojrzał w stronę hallu i drgnął na widok przybyłej, jakby chciał uciekać.
– Pójdę poszukać Rafaela – mruknął.
Pajęczyca zauważyła, że Dolg miał ochotę mu towarzyszyć, ale z łatwością odczytała niepokój w jego wzroku, który skierował najpierw na nią, a potem na swoich towarzyszy.
Nie chciał, by zostali tu z nią, sami.
Ukryła uśmiech zadowolenia. Co on sobie wyobraża? Dla niej ta cała reszta jest bez znaczenia. Chce tylko jego. I teraz jest już blisko celu.
Istnieje tylko jedna przeszkoda: Otacza ich zbyt wielu ludzi.
Jak to zrobić, by znaleźć się z nim sam na sam? Myśl, Marie-Christine, myśl!
Читать дальше