Danielle, Villemann, Taran… Właściwie każde z tej trójki mogło się stać kolejną ofiarą nieznanego zabójcy. Wszak kapitanowa von Blancke została już zamordowana… Kto jest do tego stopnia szalony, by dążyć do zgładzenia czterech osób nie mających ze sobą żadnych widocznych powiązań?
A może wszyscy goście mają zostać usunięci?
Nie, w to Dolg nie mógł uwierzyć. W końcu nie widział tu żadnego potwora, żywił więc w głębi duszy nadzieję, że już nikt więcej nie zginie.
I tu popełniał błąd.
Znajdowali się w piwnicy. Posuwali się wzdłuż długich ciemnych korytarzy, przy których widzieli leżakujące wina oraz skrzynie pełne warzyw. Villemann niósł latarkę i oświetlał wszystkim drogę. W pewnym momencie prefekt rzeki, jakby chcąc się wytłumaczyć:
– Nie spodziewaliśmy się, oczywiście, znaleźć tu niczego szczególnego, ale skoro przeszukaliśmy dokładnie cały dom, należało też przyjrzeć się piwnicy. Zabraliśmy ze sobą Nera i w pewnej chwili pies zaczął okropnie warczeć. Potem zniknął w ciemnym korytarzu, do którego zaraz dojdziemy, więc ruszyliśmy za nim.
Prefekt umilkł i orszak posuwał się dalej w milczeniu. Oprócz Dolga przyłączył się do nich kapitan, na którego natknęli się w hallu, oraz pułkownik, który wrócił już od proboszcza. Kobiet nie było, natomiast prefekt zażądał, by poszedł też Symeon.
Rafael wrócił ze spaceru z Wirginią właśnie w momencie, kiedy grupa zaczęła schodzić do piwnicy, i Villemann zapytał:
– No, i jak poszło?
– Zgodziła się uciec z nami dzisiejszej nocy – szepnął z wielkim zadowoleniem Rafael, nie spuszczając z Wirginii pełnego zachwytu spojrzenia. Ona tymczasem po kryjomu przemknęła się do swego pokoju, powiedziała, że chce zapakować najpotrzebniejsze rzeczy. Rafael poszedł za Villemannem i resztą do piwnicy.
Zgodnie z życzeniem prefekta Dolg wziął Nera na smycz. Pies dygotał na całym ciele. To był jego wielki wyczyn, jego odkrycie, które bardzo chciał wszystkim pokazać.
Prefekt zatrzymał się przed niewielkimi, niemal niewidocznymi drzwiami.
– Kiedy przyszliśmy tu po raz pierwszy, drzwi były zamknięte – powiedział głosem tak cichym, że wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy po tamtej stronie nie znajdują się przypadkiem jacyś ludzie. – Pies się jednak szarpał i bardzo chciał tam wejść… No już, już dobrze, jesteś bardzo dobrym pieskiem – rzekł do Nera, który domagał się pochwal. – Wyważyliśmy więc drzwi i… Zresztą zobaczcie sami.
Otworzył jak szeroko, a Villemann uniósł w górę latarkę.
Ukazało się niewielkie pomieszczenie, w którym najwyraźniej przechowywano opal, ale musiało to być bardzo dawno temu, bo teraz izdebka wyglądała na zapomnianą.
– Nawet nie wiedziałem, że coś takiego tu jest – mruknął kapitan. – Ale… Mój Boże, co to?
Wszyscy odskoczyli w tył, gdy w kręgu światła ukazało się coś leżącego na zaśmieconej glinianej podłodze.
Jakiś czas temu musiała to być istota ludzka. Kiedyś, ale niezbyt dawno. Sądząc po resztkach ubrania, był to miody chłopiec, na szyi miał grubą linę zadzierzgniętą w pętlę.
Pułkownik jęknął.
– To przecież nie może być…
– Owszem – przerwał mu kapitan głuchym głosem. – To Frantzl.
– Tak właśnie myśleliśmy – rzeki prefekt sucho. Rafael był wstrząśnięty.
– Ale Wirginia powiedziała, że on… Nie, niczego takiego nie mówiła. Wspominała tylko, że go już nie ma, a chodziło jej z pewnością o to, że zniknął.
Przy wejściu rozległ się straszny pisk. Nikt się nie spodziewał, że Wirginia zejdzie do piwnicy.
– Frantzl? Wspominaliście tutaj Frantzla? Czy to prawda? – zawodziła rozpaczliwie.
Rafael natychmiast się odwrócił i przytulił ją mocno do siebie.
– Wirginio, nie powinnaś była tutaj przychodzić! Dziewczyna wybuchnęła histerycznym płaczem.
– Frantzl! O, Frantzl, mój ukochany przyjaciel, czy on został tutaj zamknięty i nikt nie słyszał jego wołania?
– Nie, to nie było tak – zaprzeczył Villemann. – Rafael, zabierz ją stąd natychmiast, bardzo źle się stało, że to usłyszała.
Wirginia nie przestawała krzyczeć. Szarpała i kopała, chcąc się wyrwać z objęć Rafaela, który starał się ją podnieść. W pewnym momencie podszedł pułkownik i wymierzył wnuczce siarczysty policzek tak, że dziewczyna straciła dech i zamilkła przerażona.
Rafael chciał powiedzieć brutalnemu dziadkowi: „Tak silny cios nie był chyba konieczny”, ale zaraz przekonał się, że chyba jednak był. Wirginia uspokoiła się i już nie protestowała, gdy ją wynosił z piwnicy. Płakała tylko cicho z twarzą ukrytą na jego piersi.
– Kapitanie von Blancke, co panu wiadomo o zniknięciu tego chłopca? – zapytał prefekt.
– Nic więcej poza tym, że nieoczekiwanie przestał się pokazywać – odparł kapitan zgnębiony. – Bywał przecież częstym gościem w naszym domu jako kolega mojej córki, ale nigdy bym nie przypuszczał, że znajdziemy go tutaj!
– Pułkowniku von Blancke, a co panu o tym wiadomo?
Nic – odparł z widocznym wysiłkiem. – Bo, rzeczywiście, jak powiedziano, często odwiedzał Wirginię, ale ja, niestety, wiem bardzo niewiele o dzisiejszej młodzieży.
– Kiedy on właściwie zniknął? – zapytał Dolg.
– No właśnie, kiedy to było? – poparł go prefekt. – Czy to czasem nie zimą? Jakieś trzy kwartały temu?
Stali w milczeniu, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. W końcu odezwał się Villemann:
– Został uduszony, dokładnie tak jak pańska małżonka, kapitanie. Sznur na szyi. Wciąż tam jeszcze jest. Węzeł prymitywny, ale skuteczny.
– Tak jest.
Wszyscy goście myśleli to samo: Chłopiec musiał zginąć, ponieważ – tak jak znacznie później żona kapitana – odkrył, co naprawdę dzieje się w tym domu. Ktoś się postarał, by chłopiec zachował milczenie.
I znowu cios najboleśniej dotknął małą Wirginię. Utraciła towarzysza zabaw, potem zaginęła matka, teraz okazało się, że oboje nie żyją.
Trzeba ją zabrać z tego domu, zanim jej się też coś przytrafi. Żeby tylko Dolg znalazł tę nieszczęsną książkę, to znikną stąd wszyscy jak najszybciej. Nawet by nie czekali do nocy!
Prefekt uznał, że ma teraz aż nadto spraw do wyjaśnienia. Małżonka kapitana i chłopiec z sąsiedztwa zostali zamordowani. Ktoś podjął też próbę zamordowania dwojga gości, Taran i Villemanna. Villemann był co prawda znakomitym asystentem, lecz prefekt czul, iż musi sprowadzić posiłki.
Bonifacjusz Kemp? To bardzo zdolny człowiek. Z pewnością uda się go wypożyczyć na parę dni. Kapitan von Blancke jest przecież przyjacielem komendanta garnizonu.
W tym właśnie momencie prefekt podjął niewłaściwą decyzję. Posłaniec, którego pchnął do koszar, niebacznie wspomniał komendantowi o tym, jakich to kapitan ma gości. Był ktoś, kto usłyszał te słowa.
Nareszcie, nareszcie jakiś ślad rodziny czarnoksiężnika, która przepadła jak kamień w wodę!
Popołudnie. Wilgotny, zupełnie zaskakujący jak na tę porę roku, dławiący upal ogarniał miasto.
Dom pogrążony był w ciszy, niektórzy drzemali po obiedzie, inni wrócili do własnych zajęć. Wirginia poszła do swego pokoju, skąd przez jakiś czas słychać było jej rozdzierający płacz. Potem jednak wszystko umilkło, być może zasnęła.
Rafael błądził niespokojnie po ogrodzie, raz po raz spoglądał w stronę okna Wirginii, ale nie chciał przerywać jej snu, którego z pewnością bardzo potrzebowała. W końcu Taran, nieco zirytowana, poprosiła go, żeby przestał tak krążyć w kółko jak mężczyzna oczekujący na rozwiązanie swojej żony, wobec czego urażony Rafael poszedł do biblioteki i usiadł w kącie.
Читать дальше