Ram odparł:
– Nasi ludzie przejrzeli każdy najdrobniejszy kąt po jego śmierci, starając się dociec przyczyny, dla której go zgładzono. Zapewniam, że kod czy jakakolwiek inna kombinacja natychmiast wzbudziłaby ich zainteresowanie. Musiał go mieć w swoim portfelu, kiedy wpadł do rzeki. No cóż, panie komendancie… Pan powinien przynajmniej wiedzieć, gdzie znajdują się schrony.
– Szczerze mówiąc, nie. Drzwi zamykają się całkiem niewidocznie.
– Ale schrony tak czy inaczej są w piwnicach?
– Tak… tak mi się wydaje, ale do otwarcia niezbędny jest kod.
Dolgo poprosił o uwagę.
– Nie muszę wzywać ojca, mówi, że jest właśnie w drodze do ratusza, ponieważ ani on, ani nasi przyjaciele nie mogą nic więcej zrobić, dopóki zaginione znajdują się w tym mieście.
– Doskonale – ucieszył się Ram.
Wezwał kilku Strażników, przybyli jednocześnie z Mórim, którego prędko zaznajomiono z sytuacją. Całą grupą skierowano się do piwnicy. Indra szła na samym końcu, zdusiwszy pospiesznie myśl, że właściwie nie powinna im towarzyszyć. Ponieważ jednak nikt jej stąd nie wyganiał… Starała się być jak najmniej widoczna.
– Myślicie, że to John mógł zamknąć tutaj Misę i Weronikę? – usłyszała głos Joriego. – To by znaczyło, że już dość długo pozostają bez dozoru.
– Nie, nie – odpowiedział mu Ram. – Nie uważamy, aby on był temu winien. Znamy natomiast odpowiedź, dlaczego musiał zginąć… Wiedział, kto ma kod, kto zabrał go albo pożyczył.
– To wygląda dość prawdopodobnie – kiwnął głową Jori.
Zdaniem Indry nie brzmiało to wcale logicznie, nie śmiała jednak nic mówić, wolała nie budzić zainteresowania swoją osobą.
John zapewne był niewinny, ale ktoś w tej grupie strasznie nakłamał. Kto?
Marco zatrzymał się.
– Wyczuwam strach gdzieś w pobliżu – rzekł z powagą. – Przypuszczam, że obie zaginione są niedaleko.
Siostra burmistrzowej złożyła ręce przed szwagrem:
– Przypomnij sobie ten kod – błagała. – Na miłość boską, naprawdę go nie pamiętasz?
Chwila wahania, niepewne uciekające spojrzenie. W którą stronę umykało?
– Nie – odparł z zasmuconym, współczującym uśmiechem. – Uwierz mi, moja droga, gdybym mógł, natychmiast otworzyłbym te schrony.
Indra mu uwierzyła, sprawiał wrażenie, że mówi całkiem szczerze.
Szwagierka burmistrza jakby nagle skurczyła się w sobie, burmistrzowa natomiast nie dawała po sobie poznać żadnych uczuć. Indra wiedziała jednak, że ta dama rzadko ujawnia, co dzieje się w jej wnętrzu.
A może właśnie uroda wystarcza już za wszystko, mężczyznom podoba się taka kobieta? Może ów chłód w jakiś sposób ich pociąga? Budzi zainteresowanie, fascynuje? Może mężczyźni pragną doświadczać, jak taka lodowa pani rozgrzewa się pod ich wpływem?
Myśli Indry znów umknęły gdzieś w bok. Przyglądała się stojącej nieruchomo grupie, wyczuwała zagęszczoną atmosferę, poczuła, jak sama bardzo jest przejęta. Dziewczynki, Weroniki, nie znała, mogła tylko jej współczuć, Misa natomiast była przyjaciółką, jedną z najlepszych przyjaciółek, jakie może mieć człowiek.
Myśl o tym, że mała Misa cierpi, ścisnęła ją za serce niczym obręcz. Tak, Indra naprawdę pomyślała o Misie „mała”, bo Madrażka wzruszała ją jak nikt inny na świecie, taka niezgrabna, taka dobroduszna i miła.
Do diaska, znów z oczu popłynęły jej łzy. To niedopuszczalne w tym zbiorowisku twardzieli.
– Nie – rzekł Móri, patrząc na gładką stalową ścianę, pod którą podprowadził ich Marco. – Moje runy otwierające zamki na nic się tutaj nie zdadzą, tu przecież nie ma zamka, nie ma klucza, nie widać nawet drzwi.
Nadzieja na odnalezienie zaginionych u tych, którzy ją żywili, opadła.
Nie wszyscy chyba tego pragnęli.
– Ale one muszą być za tą ścianą – powiedział Marco z przekonaniem.
– Bez wątpienia – przytaknął Dolgo. – To dlatego żaden z nas nie zdołał nawiązać z nimi kontaktu. Kompletnie odizolowany schron, otoczony materiałami przez które nasze telepatyczne zdolności nie są w stanie przeniknąć.
Ram zgadzał się z nimi.
– Ale Móri potrafił – stwierdził. – Jego runiczne zaklęcia dotarły do Misy. Czy ona tam jest, Móri?
– Teraz tego nie wiem – odparł z wahaniem czarnoksiężnik. – Nie jestem już w transie. W jaki sposób dostaniemy się do środka?
Nikt nie umiał na to odpowiedzieć.
– Co właściwie znajduje się za tą ścianą? – zapytał Armas.
Burmistrz odwrócił się do niego, na jego twarzy znać było ogromne zmęczenie.
– Kilka wybetonowanych pomieszczeń, a w betonie jest jeszcze silniej izolujący materiał. Kiedyś trzymaliśmy w tych pomieszczeniach kłopotliwych więźniów.
– W Królestwie Światła nie wolno przetrzymywać więźniów – ostro zauważył Ram.
– Wiemy o tym, czasami jednak w tym mieście okazywało się to konieczne.
Po minie Rama poznali, że to zrozumiał.
– Wybaczcie, że się w to mieszam – wtrącił Jori. – Czy również przesłuchiwaliście tu więźniów?
– Owszem, zdarzało się, szef policji może odpowiedzieć na to pytanie.
Oczy wszystkich zwróciły się na bliskiego omdlenia mężczyznę.
Jori spytał:
– Wykorzystywaliście specjalne okna, tak zwane lustra weneckie, by ktoś mógł stać za szybą i oglądać przesłuchanie?
– Tak, to się zgadza.
– Wobec tego twoja wizja była prawdziwa, Móri – stwierdził Jori, zwracając się z zadowoleniem do czarnoksiężnika.
– Mam wrażenie, że w tym chłopaku tkwi dobry materiał na śledczego – mruknął Ram do Marca, który na znak zgody skinął głową.
– Ale to do niczego nas nie doprowadzi. – Siostra burmistrzowej dreptała z niecierpliwości. – Musimy się tam dostać.
Marco podniósł głowę.
– Myślę, że we trzech z Mórim i Dolgiem spróbujemy, prawda? Armas może się do nas przyłączyć, on też jest obdarzony szczególną mocą. A wy, pozostali, cofnijcie się, proszę, o kilka kroków. Nie wiemy, co stanie się z tą ścianą, może nic, a może coś nieoczekiwanego.
Trzej obdarzeni niezwykłą mocą mężczyźni natychmiast się przygotowali. Armas nie posiadał się z dumy, że zaproszono go do współdziałania. Nie bardzo wprawdzie wiedział, co będą robić, ale gotów był na wszystko.
– Weź mnie za rękę, Armasie – rzekł Marco łagodnie. – Tamci dwaj sami sobie poradzą. I skup się po prostu na myśli, że drzwi mają się otworzyć. Trudność polega na tym, że nie wiemy, w jaki sposób ani w którym miejscu ma się to stać, dlatego też nie możemy się skoncentrować na konkretnym punkcie w ścianie. Musimy po prostu pragnąć, żeby się w ogóle otworzyły, i mieć przy tym nadzieję, że nie rozpadną się na kawałki – dodał nie bez goryczy.
Armas, syn Obcego, żywiący dla Marca z Ludzi Lodu, księcia Czarnych Sal, bezgraniczny podziw, powiedział, że wszystko rozumie. Do końca jednak nie był o tym przekonany.
– Chwileczkę – wtrąciła Indra; świadoma, że wszyscy już ją widzieli i nikt nie protestował przeciwko jej obecności. – Czy nie powinniśmy sprawdzić, czy ktoś nie ma przy sobie kombinacji z kodem?
Ram uśmiechnął się.
– Naprawdę sądzisz, że ten, kto nie chce, aby drzwi się otwarły, byłby na tyle głupi, by przynieść tu kod? Na pewno jest dobrze schowany, chyba że zabrał go dyrektor John, ale w to wątpię.
– A ci, którzy zbudowali te lochy?
– Odnalezienie ich trwałoby zbyt długo, obawiam się, że dziewczynce zostało już niewiele czasu. Z tego, co mówił Móri, wynikało, że od dawna jest już bez jedzenia i bez picia.
Читать дальше