Margit Sandemo - Zaklęty las

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Zaklęty las» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zaklęty las: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zaklęty las»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tiril, Erling i Móri wyruszają w podróż, podczas której mają poznać szczegóły prawdziwego pochodzenia Tiril. Ślady prowadzą do Tiveden, głębokich leśnych ostępów ciągnących się między jeziorami Wener i Wetter. Towarzyszy im baronówna Catherine von Zuiden.
Niebezpieczna wyprawa… W mrocznych lasach pełnych drapieżników grasują niewidzialne istoty, a w dodatku zazdrosna Catherine z nienawiścią spogląda na Tiril…

Zaklęty las — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zaklęty las», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Erling być może dawał większe poczucie bezpieczeństwa, nie potrafił jednak przeciwstawić się mrocznym stworom grasującym tej nocy.

Tiril ani przez moment nie wątpiła w ich istnienie. Czyż nie widziała roztańczonych elfów na bagnie, które mijali? Czy nie słyszała ich szeptu, kuszenia? Ścisnęła wtedy Móriego za rękę jak wystraszone dziecko.

Móri zrozumiał ją, bo on także widział te istoty, poznała to po spojrzeniach ukradkiem rzucanych w tamtą stronę.

Nagle Tiril doznała olśnienia: ujrzała je właśnie dlatego, że trzymała Móriego za rękę!

Roześmiała się pomimo dławiącego ją strachu. Mogła teraz puścić Móriego, by uniknąć widoku innych stworów, nie zdecydowała się jednak na to.

Kobieca logika bywa czasami naprawdę zaskakująca.

W leśnych otchłaniach coś się poruszało, w grotach pod głazami błyszczały czyjeś ślepia, słychać było szelest kroków, jakiś krzyk w oddali…

Nagle Tiril przypomniał się zasłyszany w dzieciństwie wierszyk mający odgonić strach w ciemności. Wprawdzie zwykle wypowiadano go w pomieszczeniu, uznała jednak, że i w tej sytuacji nie zaszkodzi:

„Coś w kącie się czai

na progu szeleści

a kysz, a kysz, a kysz!”

Ostrożnie zerknęła za siebie. Trollkyrka wznosił się majestatycznie niczym pomnik pradawnych pogańskich rytuałów, odprawianych tu w zamierzchłych czasach. Od podnoszących się z ziemi welonów mgły niebo nad ziemią zaczynało tracić swą wyraźną granatową barwę. Księżyc świecił ostrym, irytującym blaskiem.

Z drugiej strony bagien rozległo się przeraźliwe, piekielne wycie.

– Wilk – lakonicznie stwierdził Fredlund.

Inny wilk odpowiedział przeciągle, jakby skarżył się srebrnemu księżycowi.

– Chyba wracam do domu – oznajmiła Tiril

Roześmiali się z jej słów, lecz w śmiechu dało się wyczuć niepewność.

Móri zatrzymał się, by wybrać kierunek. Musieli zagłębić się w las, a tam odnalezienie drogi nie przychodziło łatwo.

– Zabłądziliśmy? – cicho spytał Erling.

– Nie – odparł Móri. – Nie to. Ale…

Tiril uprzedziła jego słowa.

– Jesteśmy obserwowani, prawda?

– Tak. Wiemy, że las ma tysiąc oczu. Śledzą nas sowy, kruki i jastrzębie. Ale nie tylko…

– Łoś? Wilk? Niedźwiedź? A może ryś albo lis? – dopytywał się Fredlund.

– Nooo – Móri unikał odpowiedzi wprost.

Tiril mocno szarpnęła go za ramię.

– Spójrzcie! Tam, w lesie!

Popatrzyli w stronę, którą wskazała.

– Co to było? – dziwił się Erling. – Nic nie widziałem.

– Tiril dostrzegła to samo co ja, ponieważ trzyma mnie za rękę – odpowiedział Móri. – Nie ma się czym przejmować. To były tylko cienie. Nie wiem dokładnie, co. Jedne z tajemniczych istot mieszkających w lesie. Nic nam nie zrobią.

– Czy pan w nie wierzy? – ze sceptycyzmem pytał Fredlund.

– Dla kogoś, kto otrzymał dar, albo, jak kto woli, na kogo spadło przekleństwo, to nie kwestia wiary, lecz wiedzy. Mówiąc, że jest tu coś jeszcze, myślałem o tym, że wyczuwam opór. Dotąd wolno nam było dojść. Ale nie dalej.

– Chyba teraz nie zawrócimy! – sprzeciwił się Erling.

– Nie, choć powinniśmy. Ktoś chce wyrządzić nam krzywdę. Czułem to, odkąd wjechaliśmy w Tiveden. W Gôrtiven to przeczucie się spotęgowało.

– Czy daleko jeszcze do Tistelgorm? – nieśmiało zagadnął Arne. W blasku księżyca jego wargi zdawały się całkiem białe.

Móri podniósł głowę jak węszące leśne zwierzę.

– Nie – odparł wolno. – Jesteśmy zbyt blisko.

Ciszę znów przerwało wycie. Drgnęli przerażeni. Odgłos echem odbił się od skał i rozpłynął w powietrzu. Fredlund szepnął przerażony:

– To nie było wycie wilka.

– Macie rację – potwierdził Móri.

Przeszukał kieszenie i wręczył każdemu ochronny znak, tylko Tiril nie dostała, bo i tak miała ich już ze trzy. Móri krótko objaśnił, czym są magiczne runy. Wyznał przy tym, że nigdy jeszcze nie brał udziału w tak niebezpiecznym przedsięwzięciu.

– Nie wiem, co się stanie ani kogo spotkamy. Posłużę się całą swoją wiedzą, by zapobiec nieszczęściu. Postaram się, aby nikogo z nas nie spotkało nic złego. Erlingu, czy możesz zaopiekować się Nerem? Jeśli psa coś przerazi, Tiril może go nie utrzymać, a nie chcę, by Nero się od nas oddalał. Trzeba pilnować, żeby się nie wyrwał.

Erling od razu przejął smycz z ręki Tiril. Fredlundowi Móri nakazał zaopiekować się Arnem. W ten sposób każdy z trzech „silniejszych” otrzymał zadanie dopilnowania podopiecznego. Tiril uradowała się, że Móri zajmie się właśnie nią.

Prawdę mówiąc nie beż ulgi przyjęli nieobecność baronówny.

– Przyznam się, że nie pojmuję gustu Catherine – odezwała się Tiril – Co ona zobaczyła w tym leśniku? Toż to stary dziad!

Fredlund stanął jak wryty. Widząc jego reakcję, wszyscy się zatrzymali.

– Stary dziad? – powtórzył zdumiony.

– No, może nie dziad, ale za stary jak dla Catherine.

– Mnie też się to rzuciło w oczy – przyznał Erling. – Co prawda nieźle się trzyma, ale włosy i brodę miał posiwiałe.

– I był taki niski – przyłączył się do nich Arne. – Brudny. Wystraszyłem się go.

Fredlund zdziwiony przenosił wzrok z jednego na drugie.

– Powiedzcie mi, o kim wy właściwie mówicie?

– O leśniku, rzecz jasna!

Po chwili złowróżbnego milczenia oberżysta z Ramundeboda oznajmił:

– Leśnik z Tiveden to mężczyzna w pana wieku, panie Müller. Wysoki, chudy Fin o jasnych, pszenicznych włosach. Nie nosi brody.

Nastała chwila milczenia.

– Ani pan Fredlund, ani ja go nie widzieliśmy – rzekł wreszcie Móri. – Nie bardzo więc możemy się wypowiadać.

– Ten, z którym zniknęła Catherine, na pewno nie był Finem – oznajmiła Tiril – Mógł być Duńczykiem, Niemcem albo Holendrem.

Erling i Arne przytaknęli.

– To samo pomyślałem – dodał Erling.

– Czy powiedział, że jest leśnikiem? – spytał Móri. W jego oczach zapłonęły źle wróżące iskierki.

– Nie… – przyznała Tiril. – Ale kazał nam się wynosić z jego lasu. Twierdził, że zakłócamy spokój zwierzętom. A może to Młody Myśliwiec? Norweg, który tu straszy?

– Nie bądź niemądra! – ofuknął ją Erling.

– Skąd wiesz, że nie był Finem? – spytał Tiril Móri.

– Finowie mówiący po szwedzku akcentują wyrazy na pierwszą sylabę, podobnie jak ten miły staruszek, którego spotkaliśmy. Ojczystą mową leśnika jest któryś z języków germańskich, gotowa jestem to przysiąc.

Erling i Arne jednogłośnie przyświadczyli.

– Ale z kim wobec tego poszła Catherine? – zachodziła w głowę Tiril.

Fredlund zamyślił się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

– No cóż, mogli sprowadzić jeszcze jednego leśnika, ja nie muszę o wszystkim wiedzieć. Wszak Ramundeboda od Olshammar, głównej wioski po wschodniej stronie, z której zwykle pochodzą leśnicy, dzieli całe Tiveden.

– Och, oczywiście, że tak – Erling ucieszył się z takiego wyjaśnienia.

Pomaszerowali dalej.

Tiril jednak spostrzegła, że Móriego to nie przekonało.

Dotarli do obszaru, gdzie podszycie stanowił miękki mech. Przy każdym kroku stopy zapadały się głęboko, była to przyjemna odmiana po długiej wędrówce po skałach i ubitym piasku. Las jednak rósł tu gęściej, spowity w mrok. A potem stało się to, czego tak długo się obawiali.

Nad horyzontem kłębiły się chmury. Od czasu do czasu któraś odłączała się i gnała po niebie, na kilka sekund zasłaniając księżyc.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zaklęty las»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zaklęty las» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Las Ma Wiele Oczu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Zaklęty las»

Обсуждение, отзывы о книге «Zaklęty las» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x