Pierwszy ze strażników odszedł daleko od fury, bo czul się okropnie. Nie chciał nawet patrzeć w tamtą stronę.
Tiril miała kłopoty, żeby i drugiego dotknąć runa, bo ten uklęknął przed nią, a dwaj wciąż stojący przy furce próbowali przywiązać jej prawą rękę. Już czuła skórę gwałciciela na swojej, wyczuwała jego twardy członek i krzyczała przerażona, aż w końcu udało jej się wyrwać rękę i dotknąć jego nadgarstka.
W tej samej sekundzie człowiek wrzasnął śmiertelnie przestraszony, dziko wytrzeszczone oczy o mało nie wyszły mu z orbit, w popłochu zeskoczył z wozu.
Tiril zdołała też przysunąć runę do tego, który starał się przywiązać jej rękę. Ten spojrzał gdzieś w bok zawył jak ugodzony ostrym żelazem.
– On mówił prawdę, to wiedźma! Zastrzelcie ją! Zastrzelcie!
– Nie mamy do tego prawa – powiedział czwarty, który jeszcze niczego nie widział. – Jeśli nie dostarczymy jej żywej do zamku w Pirenejach, to wszyscy jak jeden damy za to głowy. Wracajcie, tchórze! Nie widzę, żeby było w niej coś nadzwyczajnego.
Tamci trzej podchodzili do wozu z ociąganiem, a ich podobne do siebie opowiadania przestraszyły czwartego, który zrezygnował z gwałtu.
– Dzięki wam, moi przyjaciele – szepnęła Tiril, a w zamian otrzymała delikatny uścisk od podobnego do wilka zwierzęcia.
Pireneje. Te cudowne, przesycone słońcem lasy, drogi wijące się w górę po zboczach. Tiril nie widziała nic prócz nieba.i koron drzew, ale teraz domyślała się, że podróż wkrótce dobiegnie końca, a nic nie mogło być od niej gorsze.
Maleńka wioska z domkami o porośniętych mchem dachach, które niegdyś były czerwone. Ponad wsią górował zamek, niezbyt wielki, lecz o niezwykle wysokiej wieży, najbardziej ze wszystkiego przypominającej więzienie dla czarownic i miejsce, w którym straszą upiory z dawno minionych czasów.
Mam nadzieję, że ja nie będę zamknięta w tej wieży, myślała. Bo umarłabym ze strachu, że wieża załamie się i runie wraz ze mną. Albo nie będę mogła zobaczyć kątów, bo są zasnute gęstą pajęczyną.
Nie została osadzona w wieży. Wprost przeciwnie, znalazła się w piwnicy. W lochu, w którym dręczono wielu przed nią, sądząc po ilości żelaznych kajdan w ścianach. Tiril nie została przykuta, zresztą kajdany chyba już przerdzewiały, ale też nie potraktowano jej łagodnie. W lochu nie było okienka, widocznie znajdował się bardzo głęboko. Ciemno i wilgoć, to jedyne, co do niej docierało.
– Nidhogg? Jesteście przy mnie?
– Jesteśmy, nie martw się – usłyszała w odpowiedzi.
– Jak długo będą mnie tu trzymać?
– Z pewnością do przesłuchania.
– A jeśli nie będę odpowiadać? Czy myślisz, że zostanę poddana torturom?
– Tego nie można wykluczyć. Znajdujemy się w kraju, w którym tortury są sprawą zwyczajną.
Tiril westchnęła.
– Myślisz, że jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja?
– Oczywiście! Musisz tylko wytrzymać kilka dni, a pewno i dla ciebie zaświeci słońce.
– Bądź przy mnie – szepnęła.
Wtedy usłyszała stukanie w ścianę. Podeszła tam po lodowato zimnej podłodze.
Jakiś głos? Słyszała przez ścianę czyjś głos. Nie, nie przez ścianę. W murze była niewielka szczelina.
Oparła rękę o wilgotny mur i nasłuchiwała.
Ktoś szeptał. Do niej?
– Czy wy jesteście tutaj więźniem? – dotarło do niej.
Po niemiecku!
Gzy to pułapka? Czy próbują ją w ten sposób podejść?
Głos powtórzył słowa. Tym razem głośniej.
Tiril chciała skorzystać z szansy.
– Tak
Zaległa cisza. A potem pełne niedowierzania
– Kobieta?
– Tak.
– To niemożliwe!
Tiril odczekała chwilę, nim zapytała:
– Od dawna tu siedzicie?
– Ja nie wiem, jak długo. Tutaj nie istnieje dzień ani noc. Ale chyba jakieś dwanaście lat. A prawdopodobnie dłużej.
– Dwanaście lat – powtórzyła Tiril i odwaga ją opuściła. Piękne widoki, nie ma co!
– Tak. Oni o mnie zapomnieli. A ja nie chcę robić hałasu, bo wtedy przypomną sobie, że trzeba mnie zlikwidować.
– Ale to przecież potworne – jęknęła Tiril. – Macie chociaż jedzenie i ubranie?
– O, tak. Ale strażnicy są okropnie milkliwi. Nigdy o nic nie pytają. Stawiają tylko miski i nic więcej. Czy pani jest Niemką?
– Nie, tylko mówię po niemiecku. Ale drogi panie, jestem kompletnie zbita z tropu pańskim wyznaniem. Jak brzmi pańskie nazwisko?
– Heinrich. Heinrich Reuss von Gera.
Tiril na chwilę oniemiała. A potem powiedziała po norwesku
– Henrik Russ! Wszyscy myśleli, że pan nie żyje.
– A… Kim pani jest?
– Znał mnie pan kiedyś pod nazwiskiem Tiril Dahl.
Po tamtej stronie długo trwała cisza.
– Byliśmy wtedy śmiertelnymi wrogami.
– Tak.
Tiril zastanawiała się nad sytuacją. Jeśli Henrik Russ przesiedział tyle lat w takim więzieniu, to raczej nie żywi ciepłych uczuć dla Zakonu Świętego Słońca.
W takim razie może ona mogłaby się dowiedzieć czegoś więcej o tajnym zgromadzeniu?
Ale jaki będzie z tego pożytek? Przecież stąd się chyba nie wydostanie.
Po całkowitej porażce bratanka kardynał von Graben opuścił kościelne zgromadzenie. A nikt przecież nie wiedział, że cesarz zamierza pozbawić Engelberta biskupiej godności. Największe upokorzenie było jeszcze przed nim.
Kardynałowi jednak wystarczyło tego, co już się stało. Spieszył do swej gospody, by zarządzić pakowanie kufrów.
Wielki Mistrz wprost kipiał wściekłością. Na bratanka, który wszystko zaprzepaścił, lecz najbardziej na wrogów, którzy wciąż zdobywali nowe tereny, podczas gdy rycerze dreptali w miejscu.
Co też mają wrogowie takiego, czego rycerze Zakonu nie znają?
Wygląda na to, że wszystko.
A teraz zdobyli coś jeszcze: niebieski kamień.
Kardynał uniósł głowę i zaczął się zastanawiać.
Co to opowiadał ten człowiek, który powrócił z bagnisk? Ten dziwny chłopak, syn czarnoksiężnika, miał powiedzieć, że potrzebuje niebieskiego kamienia, by przywrócić swego ojca do życia.
Nienawistny uśmiech, który był częścią osobowości Wielkiego Mistrza, znowu pojawił się na wąskich wargach. Przywrócić do życia! Dziecinne mrzonki!
Kardynał siedział bez ruchu, wyprostowany.
A jeśli to nie są dziecinne mrzonki? Jeśli chłopak dotarł do niebieskiego kamienia z legendy? Jeśli ta część legendy jest prawdą?
Wielki Mistrz dobrze wiedział, czego może dokonać Święte Słońce. To dlatego wszyscy go tak pożądliwie, tak rozpaczliwie poszukują, z łapczywością przekraczającą wszelkie granice przyzwoitości. Ale czerwony i niebieski kamień? Co one mogą?
Przywrócić do życia?
To oczywiście głupie wymysły, ale jeśli kamień rzeczywiście posiada magiczną siłę, to co wtedy?
Niebieski kamień to musi być szafir. Szafiry mają też działanie uzdrawiające. To kamień książąt Kościoła i świętych. A zatem jak przeznaczony dla niego.
Poza tym ten szafir musi być wyjątkowy.
Pomyśleć, gdyby tak posiadał moc powstrzymywania starości?
Wielkim niepokojem kardynała von Grabena było to, że nie będzie żył na tyle długo, by odnaleźć Święte Słońce, którego szukał przez całe swoje życie.
Już i tak przekroczył zwyczajny ludzki wiek, a to dzięki swoim wielkim magicznym umiejętnościom. Ale kiedyś przecież będzie musiał umrzeć.
Gdyby tak z pomocą tego kamienia mógł przedłużyć życie?
Musi go zdobyć! Musi mieć ten kamień!
Читать дальше