– A co ich to obchodzi? Zresztą tu, w lesie, jestem swobodna. Mnisi są moimi niewolnikami, zrobią dla mnie wszystko. Odziedziczyłam ich po Leonie, oni wolą mnie, są w pobliżu, usłyszałam…
Jordi przerwał jej gadaninę.
– Chodź teraz ze mną. Ci młodzi mają dżumę, bardzo łatwo się nią zarazić. Ta choroba oszpeca. Zabija.
– Nie wygaduj głupstw! To wszystko tylko omamy, dobrze o tym wiem. Mogę przebiec przez tego konia, zobacz!
Bang! Wpadła na pierś konia i przerażona zaczęła się cofać. Jordi poprowadził ją w stronę schodów. Emma opierała się jak pięciolatka, która musi iść do dentysty.
– Nie, niczego nie podpiszę. Zniszczyłam ten papier! Pojawił się dziennikarz.
– Nic nie szkodzi. Mam jeszcze jeden – oświadczył z uśmiechem, kładąc na ogrodowym stole nową kartkę. – Proszę, tu jest długopis.
– Nigdy w życiu!
– Wobec tego porozmawiamy z policją o tych podpaleniach!
Z Emmy spłynęła cała politura, ukazując tę osobę, którą była naprawdę: wnuczką wulgarnej Emilii.
– Gówno mnie to obchodzi! Nie zdołacie mnie za to wsadzić do więzienia! Mam przyjaciół w policji, zaraz mnie wypuszczą!
Jordi skinął ręką i po obu stronach Emmy pojawiły się dzieci. Dziewczynka niemal dotknęła jej twarzy.
– Och, nie, nie! – zaszlochała Emma. – Tylko nie moja twarz, dajcie mi ten przeklęty długopis!
Don Galindo z wysokości grzbietu swego karego narowistego rumaka spoglądał na Emmę, drżącą ze wzburzenia. Nie do końca zdołał ukryć uśmieszek, igrający mu w kącikach ust.
Dziewczyna z wściekłością, przez którą końcówka długopisu przebiła papier, napisała swoje nazwisko pod całym tym fatalnym oświadczeniem, a następnie cisnęła długopis w twarz dziennikarzowi.
Z oczu Jordiego posypały się błyskawice.
Emma poderwała się i wybiegła. Na piasku przewróciła się na swych wysokich obcasach, ale zaraz się podniosła.
– Nie wszędzie jest ten znak! – zawołała groźnie, oddalając się tyłem. – Mam potężnych sprzymierzeńców, dobrze o tym wiecie, i nadejdzie wreszcie taki dzień, kiedy was dopadną. Pomszczą moją krzywdę!
– Im przede wszystkim chodzi o ratowanie własnej skóry! – odkrzyknął Jordi. – Chyba wiesz, że nie zostało ich już tak wielu!
– Wystarczy!
– I czy nie większą krzywdą jest niszczenie komuś życia podłymi wstrętnymi oszczerstwami?
– Niszczenie komuś życia? A co zrobiliście z moim?
– Sama się o to prosiłaś!
Teraz Emma zrobiła się naprawdę wulgarna, jak często bywa, gdy wyczerpują się argumenty.
– Zamknij pysk, ty przeklęty wykastrowany kocurze! Pożałujecie tego jeszcze! Ach, do diabła, jak pożałujecie!
Zniknęła wśród drzew.
– Tak naprawdę Emma miała rację – powiedział Jordi cicho. – To był paskudny szantaż.
– Jedyny sposób na uratowanie dobrej sławy wielu ludzi. Pojawił się Antonio, kuśtykając na jednej nodze, opierał się na kuli. Dziennikarz pomógł mu zejść po schodach.
Rycerz i para młodych ludzi nie ruszali się z placyku przed domem. Twarze młodych były teraz gładkie i śliczne jak za życia.
Trzej mężczyźni ze współczesności z szacunkiem pochylili głowy, a Jordi odezwał się:
– Dziękujemy wam, dono Elviro i donie Rodriguezie, i tobie, donie Galindo. Odegraliście doskonale przedstawienie. Aż trudno powiedzieć, jak wiele to dla nas znaczyło.
Don Galindo uśmiechnął się gorzko z wysokości końskiego grzbietu, a Jordi zaraz przekazał towarzyszom jego myśli:
„Tę sztuczkę z dżumą młodych zawdzięczamy mądrej Urrace. Wielką przyjemność sprawiło nam to wszystkim czworgu. Wiemy, że złej plotce prawie nie da się zaprzeczyć ani też o niej zapomnieć. Tymczasem to osiągnęliśmy”.
Antonio rzekł z szacunkiem:
– Przekażcie moje ciepłe pozdrowienia i podziękowania doni Urrace. Nigdy nie zapomnę tego toastu, który razem wznieśliśmy w górach.
„Ona również – odparł don Galindo. – Mówiła, że dawno już nie piła z tak przystojnym młodym mężczyzną”.
– Dziękuję – powiedział Antonio.
„I… – ciągnął don Galindo – nasza droga przyjaciółka ucieszy się również, że tytułujecie ją zgodnie z przynależnym jej honorem z racji urodzenia. Zbyt wielu już o tym zapomniało, nazywając ją czarownicą. A teraz żegnajcie! Uważajcie na siebie, bo jesteście nam potrzebni. Strzeżcie się chytrych planów naszych wrogów. Przede wszystkim zaś po tym jakże trudnym przerywniku, związanym z pozbyciem się pojemnika z trucizną mnichów, który tak bardzo nas wszystkich wyczerpał… wróćcie do głównego zadania. Czas płynie!”
Troje przybyszów z przeszłości rozwiało się w powietrza Dziennikarz nagle uświadomił sobie, że na długą chwilę wstrzymał oddech.
– Musicie mi pozwolić napisać o tym spotkaniu!
– Ani słóweczka – oświadczyli bracia chórem. – Później, kiedy to wszystko już się skończy. Obiecujemy.
– Za to zachowanie Emmy możesz opisać dokładnie – zaśmiał się Antonio, nie bez złośliwej radości w głosie.
– Nienawidzę tego! – krzyczała Unni. – Nienawidzę tego, nienawidzę!
Jordi stanął akurat w drzwiach pokoju na poddaszu.
– Czego tak…
Reszta zdania zatonęła zduszona w materiale. Jordi musiał wyplątywać się z prześcieradła.
– Przepraszam – powiedziała Unni, chichocząc. – Nie zauważyłam, że idziesz.
– A czego tak gorąco nienawidzisz?
Unni znów się rozzłościła, ale nie na niego.
– Nienawidzę zmieniać poszwy na kołdrę! Chyba nie ma drugiej takiej rzeczy na świecie, której tak bardzo nie lubię robić. Zobacz, cała kołdra leży skłębiona pośrodku i ani jeden róg nie pasuje.
– Ja to zrobię – powiedział Jordi z uśmiechem. – Zobacz, już!
Unni aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Takie rzeczy też potrafisz?
– Wykonywałem różne prace.
Unni o tym wiedziała. Jordi przyjmował najprzeróżniejsze zlecenia, te najlepiej płatne lub takie, które w ogóle mógł znaleźć, po to, żeby młodszy brat mógł studiować i zostać lekarzem.
I osiągnął swój cel, Antonio miał przed sobą tylko jeszcze kilka miesięcy nauki. Ale Jordi? Kim on został?
Został po prostu Jordim.
Unni poczuła, jak wzbiera w niej miłość, i pocałowała go w policzek tak prędko, że prawie nie zdążyła poczuć jego lodowatego chłodu. Uśmiechnął się do niej.
– W każdym razie mam ogromny szacunek dla ludzi, którzy pracują w hotelach i codziennie muszą zmieniać pościel na wielu łóżkach – powiedziała Unni. – I jak wam się powiodło z Emmą?
Emma się pakowała. Zamówiła bilety lotnicze na następny dzień rano, nie miała czasu do stracenia. Zbierała rzeczy we wściekłym tempie, zrywała ubrania z wieszaków, nawet dzwoniąc do Alonza, drugą ręką nie przestawała się pakować.
Na jej oświadczenie, że przyjeżdża już jutro, Alonzo odczuł ulgę, bo wciąż nie miał pojęcia, w jaki sposób zdoła wydostać się z Hiszpanii. A czego miał szukać w zimnej Norwegii, skoro Emma przyjedzie tutaj? Tu przynajmniej znał wiele kryjówek, w których mogli mieszkać za pieniądze Leona. A co z Kennym, Tommym i Rogerem? Gwiżdż na nich, Alonzo, kochanie, teraz liczymy się tylko my. Ach, do diabła, gdzie ten drugi but? Będzie nam naprawdę cudownie.
Ale chyba potrzeba nas więcej?
Sprzymierzeńcy Leona wyszli już pewnie z więzienia?
Tego Alonzo nie wiedział, lecz obiecał, że sprawdzi. Ostrożnie, w taki sposób, żeby jego przy tym nie złapali. Przyrzekł wyjść po nią na lotnisko.
Читать дальше