– Katolicy czczą Madonnę – powiedział Dolg. – My nie.
– Owszem, to prawda. Nie chcę się wtrącać i dyktować waszym rodzicom, jak mają was wychowywać, ale szczerze bym pragnęła, aby któreś z was przyjęło moją wiarę. Jak sam widzisz, czcimy także Chrystusa.
Dolg oderwał wzrok od widoku na dolinę. Wiatr delikatnie rozwiewał czarne włosy chłopca wpatrującego się w figurę Chrystusa.
– Czy tylko o pomoc modlisz się do Madonny i jej syna, babciu?
Theresa zwlekała z odpowiedzią.
– Nie, tak powiedzieć nie można. W matce i synu jest coś tak czystego i pięknego, że pragnie się ich dobra. Rozumiesz, o co mi chodzi? Widziałeś, że położyłam bukiet maków na stopniu kapliczki, żeby sprawić im radość, nie tylko po to, by błagać o łaskę, szczęście i powodzenie w podróży. Oczywiście modliłam się także o moją biedną córkę, twoją matkę, ale chciałam im także podziękować.
Dolg pokiwał głową.
– Sądzę, że wyznanie luterańskie coś utraciło – rzekł zamyślony. – Wydaje mi się, że katolicy czczą swojego Boga i świętych bardziej konkretnie, bardziej namacalnie. Mają też wizerunki, do których mogą się modlić. W tym pewnie także tkwi siła.
– Ja w każdym razie tak czuję – łagodnie uśmiechnęła się Theresa. – Cieszę się, że chcesz o tym rozmawiać, Dolgu. Czasami czuję się w swojej rodzinie bardzo osamotniona.
Chłopiec nie odpowiedział. Jego wyraziste oczy przez chwilę spoczywały na babce, ale nie można było odczytać, co myśli.
A potem wprawił w osłupienie nie tylko Theresę, lecz także wszystkich pozostałych, wstając i zrywając bukiet najpiękniejszych maków, jakie udało mu się znaleźć. Obserwowali go w milczeniu, lecz Dolg jakby nie zdawał sobie sprawy, że jest tam jeszcze ktoś poza nim.
Wolno zbliżył się do świętej figury. Przez chwilę wpatrywał się w cierpiącą twarz, a następnie położył swój bukiecik przy innych, które już tam leżały.
A potem…
Theresa i Móri zachłysnęli się powietrzem. Dolg wyjął zbrukany kamień i trzymając go w dłoniach szeptał coś cicho do figurki Chrystusa.
Co mówił – nie słyszeli, widzieli jednak łzy w jego oczach, a z twarzy czytali uniesienie.
Z niezmierną ostrożnością chłopiec położył szlachetną kulę wśród krwistoczerwonych kwiatów. Ukląkł i modlił się w milczeniu.
Potem jeszcze raz spojrzał na Chrystusa, wstał i podniósł kamień.
Theresa i Móri, przerażeni, że chłopiec postanowił ofiarować szafir, odetchnęli z ulgą.
Dolg odwrócił się w ich stronę. Drobne rączki o barwie kości słoniowej trzymały szafir w górze. Kamień w świetle słońca skrzył się i rzucał wiązki promieni, ale tym razem jego blask nie mógł się mierzyć z blaskiem bijącym z oczu chłopca.
– Patrzcie! – zawołał Dolg z wielką radością w głosie. – Spójrzcie!
Jakby nie potrafił znaleźć słów wyjaśnienia, na co mają spoglądać.
Ale oni nie potrzebowali wskazówek.
Theresa, wzruszona, płakała.
Niebieski szafir był równie czysty jak wówczas, gdy ujrzeli go pierwszy raz.
Zapanowała powszechna radość. Nero cieszył się wraz z ludźmi, nie wiedząc wprawdzie dlaczego, ale zawsze był skory do uciechy.
– Trzeba to uczcić – postanowił Erling ze śmiechem. – Zrobiło się późno. W dolinie widzę miasteczko. Co wy na to, abyśmy wyjątkowo zatrzymali się na nocleg w jakimś wygodnym miejscu?
Ta propozycja wszystkim przypadła do gustu.
Jechali wolno w dół zbocza, Dolg za Theresa, a przed Erlingiem. Z nim właśnie najłatwiej mu się rozmawiało.
– Jak myślisz, czy to oznacza, że katolicyzm jest właściwą wiarą, Erlingu?
Przyjaciel nie spieszył się z odpowiedzią, głęboko się zastanawiał.
– To nie takie proste, Dolgu – odparł wreszcie. – Wiara katolicka jest jednym z wielu, bardzo wielu słusznych wyznań. Bez wątpienia Chrystus był człowiekiem o niezwykle czystym sercu, podobnie jak Panna Święta. Wielką osobowością był Mahomet, a także Budda i wielu innych. Wiarę w Boga wyobrażam sobie zawsze jako wielki dom z licznymi pokojami, ale bez dachu. W poszczególnych pomieszczeniach ludzie czczą swoich bogów. Wiesz chyba, że istnieje niemal tyle wyznań co ludów. Ale na nich wszystkich spogląda z góry ten sam bóg czy bogowie, i bóstwo nie dba o to, jakim imieniem nazywają go ludzie. Jego, albo ich, istnieje wiele religii mających więcej niż jednego boga.
– Bardzo światłe stanowisko, Erlingu – stwierdziła przysłuchująca się rozmowie Theresa.
Erling uśmiechnął się leciutko.
– To moja dość prosta filozofia życiowa. Zrozumcie, uważam, że nie jest najistotniejsze to, do kogo człowiek się modli. Ważna jest modlitwa. Sama w sobie wyzwala gwałtowną energię, która niekiedy może czynić cuda. Tym razem najczystszy był Dolg, jego szczerość, żal i pragnienie okazały się tak intensywne, że szafir odzyskał przejrzystość. To jego miłość zwalczyła prostacką przebiegłość von Grabena.
Theresa zastanawiała się nad istotą modlitwy. Modlitwa błagalna, zgromadzenie modlitewne… Tak, Erling miał rację.
– Ale figura Chrystusa także zrobiła swoje.
– Bez wątpienia – prędko odparł Erling. – Absolutnie nie przeczę, że jej bliskość przyczyniła się do sukcesu. Można powiedzieć, że to podwójne działanie.
– Teraz mówimy tym samym językiem – uśmiechnęła się zadowolona Theresa.
Dolg się nie odzywał. Dosyć miał myślenia o tak trudnym pojęciu, jakim jest religia. Wiedział bowiem, że jego rozpacz była równie wielka, a pragnienie gorące już od chwili, kiedy kamień utracił swą przejrzystość. A plamki zniknęły dopiero teraz.
Podzielił się w końcu swymi przemyśleniami z Erlingiem i babcią. Theresa bardzo się ucieszyła, a Erling aprobująco kiwnął głową.
Zajechali do ślicznego średniowiecznego miasteczka, nad którym, jak w wielu innych miejscach we Francji, górował przesadnie olbrzymi kościół. Na szczęście gospoda również należała do tych obszerniejszych, mogli się więc wszyscy w niej pomieścić.
Dowódca gwardzistów cesarza wyniosłym tonem oświadczył oberżyście, że “księżna życzy sobie lokum na nocleg”. Takie słowa wywoływały zwykle pożądany efekt, ale rzadko się do nich uciekali, gdyż Theresa pragnęła podróżować anonimowo, często też przychodziło im nocować w prymitywnych warunkach pod gołym niebem. Tym razem zdecydowali, że pozwolą sobie na wszelkie wygody, chcieli uczcić sukcesy: udało im się zawędrować tak daleko, wszyscy są mniej więcej cali i zdrowi, no i szafir odzyskał przejrzystość.
Oberżysta giął się w ukłonach, obiecując ugościć ich najlepiej jak tylko może, i wskazał pokoje w różnych częściach gospody.
Kiedy jednak miał być serwowany późny obiad, Theresa wyjaśniła, że wszyscy dziesięcioro chcą zasiąść przy jednym stole. Tak, tak, parobcy także.
To była rzecz niesłychana, lecz jak powiedziała księżna: dzielili wszystkie trudy podróży, mieliby więc nie dzielić chwil radości?
Pies Nero też zasługiwał na szczególne ugoszczenie. Tylko żadnych kości, na ogół nie wychodziły mu na zdrowie.
Nie zapomniano także o koniach, nakarmiono je dobrze, a potem jeszcze mogły się paść w ogrodzie przy oberży.
Nieco paradoksalne było, że właśnie tego wieczoru, kiedy Theresa pokazała się jako wielka demokratka, gdy tak pojednała się z żołnierzami i parobkami, oni wszyscy zachowywali się w stosunku do niej wyjątkowo rycersko.
A szczególnie Erling…
Nigdy nie przeżywała swej kobiecości równie mocno jak tego wieczoru.
Читать дальше