Theresa potakująco kiwała głową. I ona wstała, ale nie puściła ręki Erlinga. Gdy opuszczali jadalnię, z oczu biła jej ogromna radość.
Jego słowa, spojrzenia, bliskość, rozpaliły ją bardziej niż sądziła, że to możliwe. Pocieszało ją jedynie, że i on mówił, iż czuje podobnie.
Nie spodziewałam się takiego podniecenia, takiej reakcji w moim wieku, myślała.
W moim wieku? Och, przestań, Thereso, z tym wiekiem, łajała sama siebie. Erling jest niemal twoim rówieśnikiem…
Czterdzieści dziewięć lat to żaden wiek!
Jestem głupia, taka głupia!
Nie, raczej niepewna i niedoświadczona, chociaż w młodości miałam kochanka, co prawda tylko raz, i przez wiele łat byłam zamężna.
Ale obca mi jest piękna, czysta, odwzajemniona miłość.
Po prostu.
Theresa leżała w łóżku, ale nie spała. Niepokój trawił jej ciało i nie mogła się doczekać, aż sam się wypali.
Ale radość, jaka ją ogarnęła, była tak wielka, że gdy tak leżała z zamkniętymi oczami, na ustach błąkał jej się łagodny uśmiech, a na twarzy malował spokój, niezwykły spokój.
Znów poczuła się kobietą.
Nie tylko księżną, jej wysokością, odpowiedzialną za gospodarzenie w Theresenhof, za wszystkich, którzy u niej pracowali – czyli za więcej niż połowę miasteczka, dbającą o to, by podlegli jej ludzie mieli kogo obdarzać szacunkiem i na kim się wzorować, aby we dworze mieszkała naprawdę dobra rodzina.
I tak właśnie było. Wszyscy członkowie jej rodziny cieszyli się wielkim poważaniem, a Móri i Tiril, rzecz jasna, bardzo jej pomagali w zarządzaniu dworem.
Ale główny ciężar odpowiedzialności zawsze spoczywał na niej, chociaż oficjalnie przekazała Theresenhof córce i zięciowi. To ona była księżną, siostrą cesarza. Ludzie w miasteczku o tym nie zapominali i Theresa często nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest groźną i surową chlebodawczynią, choć wcale nie było to prawdą. Jedynie odpowiedzialność tak bardzo jej ciążyła.
Teraz wszystko się zmieniło. Wielbił ją mężczyzna, i to tylko ze względu na nią samą. Pokochał ją za jej sposób bycia, za wygląd. Mówił, że spodobały mu się jej oczy, bijące z nich ciepło. Lubił dotykać jej skóry… Theresa nieświadomie przeciągnęła palcami po ramieniu, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście jest co kochać. Podobał mu się jej głos, jej śmiech, włosy siwiejące w równym rytmie z jego włosami…
Przyszłość wydawała się teraz nieskończenie piękna. Móc się starzeć wspólnie z kimś.
Zadrżała, ale był to dreszcz przyjemności. Wiedziała, co ją czeka, zdawała sobie sprawę, że już niedługo pozyska pełną, zalegalizowaną miłość Erlinga. Ta myśl napełniała ją cudownym oczekiwaniem. Ale nie tylko ciało było niespokojne, myśli także nie mogły zaznać spokoju.
Czyżby w życiu towarzyszyła mi Nemezis, bogini zemsty? zastanawiała się. Dlaczego nigdy nie mogę zaznać pełnej, niczym nie zmąconej radości?
Gdy odzyskałam utraconą córkę i przeżyłam nieziemskie wprost szczęście, zmarł mój mąż. Tego samego dnia.
Theresa nie wiedziała, że to Catherine w źle pojętej dobrej wierze zgładziła księcia Adolfa. Tej tajemnicy nigdy przed nią nie zdradzono.
Myślała dalej:
To ja sprowadziłam nieszczęście na Tiril i Móriego, bo mój ukochany z czasów młodości znajdował się wśród ich wrogów.
A teraz, kiedy mogłabym być niewypowiedzianie szczęśliwa, bo mam miłość wspaniałego, kochanego przeze mnie mężczyzny, prawdziwy ojciec Tiril, jego okrutny stryj kardynał i ten ich straszny zakon uprowadzili moją córkę. Nie zaznam w pełni radości i szczęścia, dopóki jej nie odnajdziemy i nie przekonamy się, że nic się jej nie stało.
Czym zasłużyłam sobie na taką karę? Czy wciąż nie uzyskałam przebaczenia za grzech młodości?
Och, nie, ta krótka chwila szaleństwa jest nieistotna. Prawdziwym grzechem było odrzucenie Tiril, nowo narodzonej córeczki. Ale próbowałam wszak naprawić ten błąd! Co więcej mogę uczynić, aby uzyskać rozgrzeszenie?
Zapłakała, kryjąc twarz w poduszce. Wiedziała, że następnego dnia przypłaci to bólem głowy, ale poczuła się taka bezradna i łzy nie dały się powstrzymać.
Upłynęło dużo czasu, zanim zasnęła.
Ranek wstał jasny i przejrzysty. Kiedy dojechali do kolejnego wzgórza, na południu dostrzegli Morze Śródziemne.
Przemierzali góry i doliny południowej Francji, niemal przez cały czas jadąc pod górę albo w dół.
– No ładnie – odezwał się Siegbert. – Czy ktoś potrafi powiedzieć, gdzie jesteśmy?
– Owszem, wyobraź sobie, że tak – odparł Erling. – Bo zanim wyruszyliśmy, rozmawiałem z oberżystą.
– Wspaniale, Erlingu – uśmiechnęła się Theresa.
Cała grupa wstrzymała konie na szczycie wzniesienia. Mistral, ostry wiatr szalejący niekiedy u francuskich wybrzeży Morza Śródziemnego, targał im włosy, nawet Nerowi powiewały uszy.
– Zajechaliśmy znacznie dalej, niż kiedykolwiek ośmielilibyśmy się przypuszczać – wyjaśnił Erling. – Jeśli wciąż będziemy poruszać się prosto, jutro dotrzemy do Awinionu.
– Och, to brzmi świetnie! – stwierdziła Theresa.
– Awinion – zastanawiał się Móri. – Prawdziwie historyczna nazwa. Co się stało, Dolgu? Wyglądasz na zaniepokojonego.
– Nie tam mamy jechać – powiedział chłopiec. Wyglądał przy tym na równie niepewnego i zdziwionego własnymi słowami, jak pozostali.
– Co masz na myśli?
– Nie wiem – odparł Dolg. – Ale musimy jechać tam!
Pokazał palcem kierunek.
– Na południe! – zdumiał się Erling. – W ten sposób dojedziemy po prostu do Morza Śródziemnego.
– Nie, nie aż tak daleko. Ale mamy jechać w tę stronę. Wiem o tym.
– Czy to będzie okrężna droga? – zastanawiał się któryś z żołnierzy.
– Chyba nie tak bardzo – doszedł do wniosku Erling, który wiedział, że impulsów Dolga należy słuchać. – Czy wiesz dokładnie, dokąd chcesz dotrzeć?
– Nie.
To nie zabrzmiało szczególnie zachęcająco. Mistral, “mistrz wiatrów”, wył i zawodził.
– Erlingu, jakie miasta leżą w tamtych stronach, wiesz? – spytał Móri.
Przyjaciel zastanowił się.
– Oberżysta wskazywał na wiele miast. Na południu Tulon, Marsylia…
– Nie tak daleko – pokręcił głową Dolg.
– Ach, moi drodzy, nie bardzo to wszystko mogę spamiętać… Aix? Aix – en – Provence?
– Tak – cicho powiedział Dolg.
– Wobec tego ruszamy – zdecydował kapitan gwardii cesarskiej.
Po drodze starali się przypomnieć sobie, co wiedzą o mieście Aix.
Gdy dotarli do dziwacznego wzgórza na północ od miasta, Theresa przypomniała sobie wyczytane kiedyś wiadomości o historii tego regionu.
– Słyszałam o tym trójkątnym wzniesieniu – powiedziała. – No tak, spójrzcie, z dwóch stron zbocza opadają stromo w dół. Trzeci bok jest podobno zagrodzony długim murem…
– Jest mur! – wykrzyknął z zapałem jeden z żołnierzy, dumny z odkrycia.
– Rzeczywiście! – uśmiechnęła się ucieszona Theresa. – A więc to Oppidum d’Entremont, warownia liguryjskiego ludu Saliów, “oppidum” oznacza po prostu miejsce obwarowane, miasto. W roku sto dwudziestym trzecim przed narodzeniem Chrystusa zostało zniszczone przez konsula rzymskiego Sekstiusza. Aby chronić cały region przed najazdami Saliów, założył nowe miasto, Aquae Sextiae, czyli Aix. Nazwa nawiązuje do istniejących tu gorących źródeł.
– Masz doprawdy ogromną wiedzę – rzekł z podziwem Móri.
Читать дальше