Do wszystkich złych uczuć, które żywiła, dołączyło teraz jeszcze jedno: pamiętała słowa swego brata o tym, że Engelbert jest zbyt słaby, żeby zostać kardynałem. Ale wtedy ona upierała się, że to bardzo sympatyczny człowiek.
Dzisiaj zaś nie odczuwała tego radosnego oszołomienia, którego mogła się spodziewać, idąc na spotkanie Z nim.
Engelbert był taki jak dawniej. Niewiele się zmienił. I to zdaje się była ta wada. On wygląda tak… niedojrzale. Jakby nie miał kręgosłupa. Wszystko wskazuje na to, że wuj trzyma go żelazną ręką.
Starała się odegnać tę myśl, ale nie przyniosło jej to ukojenia. Przeciwnie, w miejsce twarzy Engelberta pojawiło się oblicze kardynała i Theresa zadrżała, przeniknięta nieprzyjemnym dreszczem. Ta jego zimna, ascetycznie chuda twarz. Te stare, przenikliwe oczy.
Czy kardynał von Graben mógł być Głosem?
Theresa nie umiała odrzucić tej możliwości. Wprost przeciwnie.
Pozwoliła, by koń szedł według własnej woli. On zaś, wybierał drogę z niezachwianą pewnością, nie wahał się nigdy przy rozstajach i skrzyżowaniach leśnych ścieżek.
Ktoś kierował jego krokami.
Dość szybko w oddali ukazały się zabudowania miasteczka z czerwonymi dachami i bielonymi ścianami. Na małym ryneczku czekał ekwipaż księżnej ze stangretem i Mórim oraz dwa obce konie.
Theresa zeskoczyła z siodła zaraz przy miejskiej bramie. Niech Bóg broni, żeby wjechała do miasteczka siedząc po męsku na koniu!
Radość ze spotkania była wielka, lecz tłumiona. Księżna opowiedziała, jak otrzymała pomoc od kogoś niewidzialnego, na co Móri pokiwał głową. Oni również otrzymali pomoc, wyjaśnił. Dwaj ścigający ich jeźdźcy bardzo szybko dopędzili powóz i ostrzelali go – Móri pokazał dziurę po kuli – lecz nikt nie został poszkodowany. Ponieważ on, Móri, był w powozie, to jego niewidzialni towarzysze zajęli się odpowiednio prześladowcami. To znaczy mężczyźni zostali zrzuceni z koni, konie poszły za powozem, a jeźdźcy bezradnie biegli za nimi przez las. Szybko zrezygnowali z pościgu i powlekli się z powrotem do domu.
Theresa patrzyła na Móriego.
Stangret stał obok, ale przyzwyczaił się już do nich na tyle, że nie wzywał imienia Bożego, słysząc te wszystkie opowieści o duchach.
– Skoro jednak twoi towarzysze byli przy tobie – zaczęła Theresa – to kto w takim razie pomagał mnie?
– Twój duch opiekuńczy, szary brat, o którym tyle słyszałaś. Prosiłem go, by cię bronił.
– Dziękuję ci, Móri. I tobie też dziękuję, mój niewidzialny przyjacielu. I tobie, mój wierny stangrecie!
Ten ostatni skłonił się głęboko.
– Teraz jedziemy do domu – oznajmiła Theresa zdecydowanie. – Mamy bardzo wiele do omówienia. Popatrzcie tylko, jakie piękne konie! Nimi my się zaopiekujemy.
Postanowili, że zostaną w Theresenhof jak długo się da. Jeśli prześladowcy wpadną na ich ślad, trzeba będzie ponownie rzecz przedyskutować.
Żadne nie wiedziało jednak, jak odnieść się do osoby kardynała. Nie mieli przeciwko niemu nawet jednego dowodu. Theresa nie mogła pójść do swego brata i zażądać, by usunął tego niebezpiecznego człowieka na takich podstawach, o jakich mogła mówić. Teraz, kiedy wiedzieli, skąd pochodzi zło, znaleźli nowe punkty wyjścia do wyjaśnienia licznych wydarzeń z przeszłości.
Podczas jednej z takich rozmów Móriemu wpadła do głowy niezbyt przyjemna myśl.
– Wasza wysokość… Wtedy, gdy zniknął kielich z Hofburga…
– Wiem, co chcesz powiedzieć – podjęła pospiesznie. – Zastanawiałam się nad tym samym. Tak, Engelbert spędził u nas wtedy w zimie cały tydzień, i to po jego wyjeździe zauważono brak kielicha. Ale mieliśmy jednocześnie także innych gości, więc nikomu się nawet nie śniło, żeby Engelbert, miły i szczery, mógł popełnić taką straszną kradzież! Teraz nie jestem już tego pewna. Jeśli stał za tym jego wuj, to Engelbert musiał być posłuszny, tak jak zawsze.
– Czy spotykała pani wcześniej kardynała von Grabena?
– Nie. Nigdy.
Tiril mruczała pod nosem:
– Von Graben. To brzmi jak von Groben, od grobu. Wyjątkowo dobrze pasujące nazwisko!
– Myślę, że jego nazwisko ma coś wspólnego z umocnieniami, twierdzą, może z grodem – poprawiła ją Theresa. – Jeden z przodków Engelberta wsławił się szturmowaniem twierdz i miejsc umocnionych, za to właśnie dostał tytuł szlachecki. A na dodatek wielki zamek w Szwajcarii.
– Proszę mi powiedzieć, czy to pragnienie kościelnej kariery i ambicje w tym kierunku przeszkodziły Engelbertowi ożenić się z waszą wysokością?
– Tak.
Tiril i Móri przyjęli to w milczeniu, ale w ich twarzach Theresa mogła wyczytać obrzydzenie.
– Wybacz mi, mamo – rzekła Tiril półgłosem. – Ale nigdy nie poznałam historii twojej miłości z moim… z biskupem Engelbertem.
Z jakiegoś powodu Tiril miała trudności w utożsamianiu osoby ojca z biskupem.
Theresa siedziała pogrążona w myślach. Wyprostowana.
– Masz rację. Powinniście wiedzieć, jak to było. Ale to żałośnie krótka historia.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała Nera po głowie i karku, jakby chciała przejąć od niego trochę siły. Pies uniósł głowę i patrzył na nią z oddaniem.
– Jak wiecie, byliśmy przyjaciółmi od dzieciństwa. Von Grabenowie należeli do tych nielicznych szlacheckich rodzin, których dzieciom wolno było się spotykać z dziećmi cesarskimi. Niegdyś rodzina mieszkała w Wiedniu, ale wkrótce się wyprowadziła. Cóż, dorastaliśmy ja zostałam zaręczona z księciem Holstein – Gottorp, ale przecież uczuciom nikt nie mógł zabronić, by się rozwijały… Uczucia nie znają barier.
Zawahała się na chwilę. W pokoju panowała cisza.
– Może ja byłam zakochana bardziej niż on – powiedziała cicho. – Ale nie ulegało wątpliwości, że Engelbert mnie kochał, on mnie ubóstwiał, wiem o tym. I starał się przebywać ze mną sam na sam. To były kradzione chwile, ale… Czułam się niewiarygodnie szczęśliwa i żyłam tylko teraźniejszością, nie myślałam o tym, co stanie się później. Nasz pierwszy pocałunek… Bawiliśmy się wtedy w pałacu w chowanego, to było chyba najpiękniejsze przeżycie w całym moim miłosnym doświadczeniu. Ale potem w naszym dziecinnym jeszcze wzajemnym uwielbieniu zaczęły się pojawiać tony budzące lęk. Pilnowano nas, nigdy nie mogliśmy być sami, a my chwytaliśmy każdą możliwość, by choć na chwilkę zniknąć innym z oczu. To było podniecające, ale chyba niezbyt zabawne, podążaliśmy w niewłaściwym kierunku, sami to odczuwaliśmy. Aż kiedyś… na wycieczce łodziami… wszyscy mieli wysiąść na jakiejś małej wysepce na jeziorze… a gdy wracano, na obu łodziach myśleli, że my jesteśmy właśnie na tej drugiej. Zostaliśmy sami, Engelbert i ja. Ja byłam już wtedy zaręczona z księciem Adolfem, a Engelbert zaczął naukę w seminarium duchownym. Ale to wszystko nie miało dla nas znaczenia, byliśmy jak opętani. Potrzeba było godziny, by łódź mogła po nas wrócić, i wtedy to się stało…
Pochyliła głowę.
– Ślub z księciem Adolfem odbył się w zaledwie cztery miesiące później i wyjechałam do Gottorp, śmiertelnie przerażona, rzecz jasna, że odkryją mój stan. Ale wojna w Europie sprawiła, iż po pewnej podróży do Danii nie mogłam wrócić do domu, musiałam czekać, i zanim książę przyjechał, żeby mnie zabrać, uciekłam z zaufaną pokojówką do Norwegii i tam urodziłam Tiril. Potem mogłam spokojnie spotkać się z moim małżonkiem w Danii i wrócić z nim do Gottorp.
Theresa najwyraźniej uznała, że powiedziała dość, ale Móri nie był zadowolony.
Читать дальше