Ach, te przebrzydłe stwory! Zarena zatrzymała się w powietrzu.
– Nie było was kiedyś więcej?
– O, tak, lecz nie mówmy o tym. Piękna kobieto – demonie, czy możesz nam pomóc? Odebrano nam naszą zdolność widzenia, nie możemy odnaleźć tych, których ścigamy. Czy nigdzie w pobliżu nie zauważyłaś siedmiu ludzkich gadów?
Siedmiu, pomyślała Zarena. To oznacza, że Tabris wciąż jeszcze jest z nimi. Oby utonął w całej mierzwie Ciemności!
– Nie – odpowiedziała. – Nie, na razie jeszcze nie. Wiem jednak, że są gdzieś w pobliżu. Gdzie widzieliście ich ostatnio?
Mnisi wytłumaczyli.
– Mogę więc zgadywać – stwierdziła Zarena. – Musi gdzieś istnieć jakiś potajemny korytarz… Lećcie za mną! Mamy wspólny cel.
Przyspieszyła.
– Zaczekaj, o najpiękniejsza na niebie, ziemi i… Bardzo prędko fruniesz!
– Uczepcie się więc mojego ogona! Mnisi usłuchali.
Na szczęście wszyscy byli niewidzialni.
– Zarena jest w pobliżu? – spytała cicho Sissi.
Stali w ukrytej dolinie, wśród drzew obrośniętych wiecznie zielonym bluszczem.
Miguel patrzył na Sissi swymi nowymi jarzącymi się oczami. Dziewczyna nawet o cal nie odwróciła wzroku. Otrzymała wskazówki od Unni, choć zawoalowane, rozumiała powagę sytuacji i konieczność właściwego zachowania.
Miguel wciąż z oczami wbitymi w Sissi odpowiedział:
– Jeszcze jej tu nie ma, ale krąży niedaleko. Odwrócił się do Jordiego.
– Mogę się ukryć. Was również, wiecie już, jak. Ale do tego muszę stać się Tabrisem, i to w pełni.
– Jesteś w stanie to zrobić?
– Owszem, w tym miejscu już tak Ale wtedy będę bezlitosny. Już się nim staję, choć się przed tym opieram.
– Wiemy o tym i jesteśmy ci za to szczerze wdzięczni.
– Najważniejsze teraz jest chyba złapanie naszych „przewodników” – powiedziała Unni. – Trzeba ich dogonić i osłaniać.
– Masz rację – przyznał Antonio. – Spróbujmy ich zawołać, wszyscy razem.
Z rękami przyłożonymi do ust jak megafon zawołali:
– Morten! Juana! Opuścili ręce.
– Pst! Słyszeliście? – spytał Miguel, obdarzony chyba najlepszym spośród nich słuchem.
– Co takiego? – spytała Unni.
– Ja też słyszałam – powiedziała Sissi z ożywieniem. – Takie słabe echo, jakby odbite od metalu.
Spojrzeli po sobie ze zdumieniem.
– Kościelny dzwon? – spytał Antonio z niedowierzaniem. – Czyżby przetrwał? To znaczy, czy wciąż jeszcze ma w sobie dźwięk? Sądziłem, że będzie raczej spoczywał do połowy zakopany w ziemi.
– On jest gdzieś tuż koło nas – skonstatował Miguel. – Ale gdzie? Z której strony?
Rozejrzeli się w koło. Drzewa stały w milczeniu, oplatana bluszczem roślinność wydawała się jeszcze gęściej sza.
– Krzykniemy jeszcze raz? – spytał Antonio.
– To w niczym nie pomoże – odparła Unni.
– Nigdy nie wolno się poddawać – oświadczył Antonio pouczającym tonem. – Należy próbować, próbować i jeszcze raz próbować.
– Chyba że się gra w rosyjską ruletkę – stwierdziła cierpko Unni.
Jordi wybuchnął nagłym śmiechem, który właściwie był całkiem nie na miejscu w tej ponurej sytuacji. Pozostali mu zawtórowali.
Gdy wreszcie się uspokoili, Miguel powiedział:
– Nie powinniśmy więcej wołać. Zarena może nas usłyszeć. Chodźcie, idziemy na poszukiwania. Będziemy wypatrywać kościoła, a jednocześnie naszych znakomitych przewodników.
Zaczęli się przedzierać przez coraz gęściejszy las liściastych drzew, których gatunku, choć nie miały one w sobie nic szczególnie niezwykłego, nie potrafili określić.
Okazało się to jednak trudne, ponieważ drzewa pozbawione były liści, a pnie wielu gatunków są przecież do siebie podobne. Poza tym w większości porastał je bluszcz. W końcu już zmęczeni trudną wędrówką zatrzymali się na chwilę.
– Czyżbyśmy zabłądzili? – zaniepokoiła się Unni.
– Nie, przecież widać góry dookoła. Tam wysoko znajduje się wejście do naszego skalnego korytarza, którym przyszliśmy.
– No tak, oczywiście. Czy możemy na chwilę tu usiąść? Okropnie rozbolały mnie nogi, zgłodniałam i… No tak, oczywiście, jedzenie zostało na górze.
– Pobiegnę po nie – zaproponowała Sissi. – To prosta droga, musieliśmy krążyć w koło.
– Nie, lepiej ja pójdę – powiedział Miguel.
– Ty się nie powinieneś pokazywać. Najlepiej pójdę ja – postanowił Jordi. – Zaczekacie tutaj?
Przysiedli na kamieniu, jakby specjalnie dla nich przygotowanym. Antonio wyjął telefon komórkowy i wykręcił numer Mortena.
Sygnał najwyraźniej dotarł, lecz nikt nie odbierał. Potem połączenie zostało nagle przerwane.
Antonio, jakby chcąc się pocieszyć, powiedział:
– To właściwie bardzo dziwne, ale być może oni odkryli coś i nie chcieli, żeby dźwięk komórki cokolwiek zakłócał. Pewnie wkrótce dadzą nam znać.
Wszyscy czworo jednak siedzieli z ponurymi minami, zatopieni w myślach. Sytuacja była ze wszech miar niejasna.
– Spróbuj jeszcze raz – poprosiła Sissi.
Antonio ponownie zadzwonił. Tym razem odezwał się kobiecy głos, który oznajmił, że „abonent ma wyłączony telefon lub znajduje się poza zasięgiem”.
– Bardzo dziękujemy – odpowiedział Antonio. – Słaba to dla nas pociecha.
Robiło się coraz straszniej. W dolinie, doskonale skrywającej swoje tajemnice, panowała niezwykła cisza.
Sissi siedząca przy Miguelu wyjątkowo czuła się żałośnie przygnębiona. Od Miguela biło coś, co niczym skondensowaną falą przepływało w jej ciało i oddziaływało na nią w sposób, którego chciała, a zarazem nie chciała.
Skończyła z Mortenem. Tak naprawdę stało się to już dawno. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że właściwie nie żywiła dla niego żadnych gorętszych uczuć, chociaż z początku ją oczarował. Później jednak nawet ta mała iskierka powoli zaczęła przygasać.
Z Miguelem było inaczej. Wiedziała dobrze, że między nimi nigdy do niczego nie może dojść. Nie przeszkadzało to jednak w tym, by ją fascynował, zarówno jako Miguel, jak i Tabris. Ponieważ jednak był wielką miłością Juany, Sissi myślała o nim jedynie jak o przyjacielu i nikim więcej. Lojalność nie pozwalała się posunąć dalej nawet w myślach.
Teraz jednak wszystko się odmieniło. Unni twierdziła, że Miguel wcale nie ma słabości do Juany, lecz właśnie do niej, do Sissi. Zdaniem Unni Sissi nie powinna mieć żadnych wyrzutów sumienia w stosunku do Juany. Zresztą Sissi sama zauważyła, jak łatwo młoda Hiszpanka przelała swoje uczucia na Mortena, bo „tak bardzo było go jej żal”. On również natychmiast uległ jej podziwowi. Juanie przydałaby się mała przygoda z Mortenem, a gdyby rozwinęła się W coś więcej, również nie byłoby źle, pod warunkiem, że Morten zachowałby się jak mężczyzna i nie uciekł z pierwszą napotkaną blondynką.
Mój Boże, ona tu siedzi i rozmyśla o przyszłości, której przecież wcale nie mają przed sobą. Bo jeśli nawet uda im się rozwiązać zagadkę rycerzy, Tabris i tak wszystkich zabije.
Sissi przeniknął dreszcz, gdy uświadomiła sobie w pełni, jaki ciężar Unni złożyła na jej barki. Nagle zdała sobie sprawę, że słabością Miguela jest właśnie ona. Przypomniała sobie, jak wziął ją za rękę i wyciągnął na ląd, gdy przeprawiali się przez rzekę. „Niezła jesteś” – powiedział. Niby zwyczajne słowa, ale ten wyraz jego oczu…?
I inne wspomnienia, jeszcze dawniejsze. Uśmiech świadczący o wzajemnym zrozumieniu, ich współpraca, szacunek, jaki jej okazywał. Traktowała to wyłącznie jako coś w rodzaju podziwu dla jej sportowych osiągnięć, bo on należał do Juany i koniec.
Читать дальше