Dla Wamby bowiem było zbyt ciasno w przejściu pod krzakami. Parskając jak rozwścieczony byk, zaczął wyrywać zarośla z korzeniami.
Czwórka ludzi ze współczesnych czasów z ogromnym zdumieniem stwierdziła, że znajdują się w wielkiej jaskini rozpościerającej się za krzakami.
– Do stu diabłów, to dopiero! – powiedziała Emma wolno. – A więc to tutaj oni zniknęli.
– Tommy, twierdziłeś, że wpełza tu jakaś osoba. Gdzie ona mogła się podziać?
Emma, podobnie jak inni, sądziła, że Tommy zauważył kogoś z grupy Jordiego.
Już wkrótce mieli się przekonać, że jest inaczej.
Siedmioro przyjaciół zauroczonych widokiem dawno zapomnianej doliny stało przy skalnych wrotach, przez które przeszli. Niejedno z nich odczuło ściskanie w gardle na myśl o ludziach, którzy kiedyś, przed wieloma stuleciami, tu mieszkali. Później dolina odeszła w niepamięć. Zatarła się w ludzkiej świadomości.
Było tak, jak powiedziała Unni. Istniało inne wyjście, prawdopodobnie prawdziwa droga prowadząca z tej maleńkiej doliny na pustkowiu do zamieszkanych traktów. Dostrzegli zawalisko, które ją zamknęło.
Zastanawiali się, jak by to mogło wyglądać z samolotu. Czy wyglądało jak odizolowana dolina, w której nigdy nie stała żadna ludzka osada, czy jak gęsta plama lasu wśród gór? Czy to możliwe, by tamto wzniesienie było kościołem, całkowicie porośniętym bluszczem? Rzeczywiście wszystko zdawał się porastać bluszcz i inne pnącza, innego rodzaju jednak niż tamte złe rośliny, królujące w sąsiedniej dolinie. To były najzwyklejsze rośliny.
I jeżeli nawet w wysokim, pokrytym gęstym listowiem wzniesieniu pośrodku doliny naprawdę krył się kościół, to nie istniały żadne ślady innych domostw. A jeśli kiedyś wiodła droga lub ścieżka ku dolinie z miejsca, w którym teraz stali, przy wyjściu z tunelu skalnego, to w tej chwili była całkowicie zarośnięta. Zdawali sobie sprawę, że sami będą musieli ją wytyczyć, jeśli postanowią zejść w dolinę.
A to właśnie musieli zrobić.
Wahali się jednak. Wahali się, ponieważ wśród nich znajdował się ten, który pokazał, że ma również drugą stronę.
Miguel.
Bali się jego świecących na zielono oczu. Bali się wyrazu jego twarzy, zdradzającego coś, czego dotychczas w niej nie było… Jak to nazwać? Pełną wyczekiwania żądzą niszczenia?
To doprawdy straszne odkrycie.
Sissi, zrób, co w twojej mocy. To Unni próbowała przesłać dziewczynie myślą ten nakaz. Zrób coś, żeby miał do ciebie jeszcze większą słabość. Mnie on także w pewnym sensie lubi, i ja też będę się bardzo starać. Juana natomiast może go niepotrzebnie zirytować, niech się lepiej trzyma Mortena.
Juana najwyraźniej się z nią zgadzała, bo przykleiła się do Mortena jak znaczek, a chłopakowi bardzo się to spodobało. Czyżby zrozumiała taktykę? Unni raczej w to wątpiła, o kobiecych intrygach ta zajmująca się pracą naukową dziewczyna wiedziała naprawdę bardzo niewiele.
Sissi jednak sprawiała wrażenie osoby rozumiejącej powagę sytuacji. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że balansują teraz na krawędzi przepaści, a w związku z tym dozwolone są wszelkie środki.
Unni postanowiła rozładować napiętą atmosferę.
– Czy my musimy ciągnąć ze sobą cały ten sprzęt? – spytała beztrosko. – Nie możemy tego gdzieś tu po prostu rzucić?
Antonio zastanowił się.
– Rzeczywiście, mamy ciężki bagaż. Spakujcie to, co absolutnie konieczne, upchnijcie po kieszeniach albo w lekkich plecakach. Zabierzcie latarki, noże i lekarstwa… I oczywiście wszystko to, co ma jakikolwiek związek z zagadką. Na przykład notatki. Same, waszym zdaniem, najpotrzebniejsze rzeczy. Czy wszyscy mają gryfy? Świetnie! Wobec tego całą resztę, owoce i pozostałe jedzenie, zostawiamy, łącznie ze zbędnym ubraniem, zapasowymi butami i kocami. Czy komuś nie podoba się ten pomysł?
Wprost przeciwnie, wszyscy z ulgą przyjęli możliwość pozbycia się ciężaru.
No bo przecież będą wracać. Zresztą zawsze mogą tu przyjść i zabrać to, co nagle okaże się niezbędne.
Unni zauważyła, że Sissi jak wiele razy wcześniej doskonale współdziała z Miguelem. Pomagali sobie nawzajem w sortowaniu i oddzielaniu rzeczy istotnych od nieistotnych, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Jeśli nawet Sissi zauważyła zmianę, jaka zaszła w Miguelu, to najwyraźniej ani trochę się nią nie przejęła.
Tak, tak, Sissi doskonale rozumiała swoją rolę.
Podobnie zresztą jak Juana. Została pocieszycielką Mortena, a jej poświęcenie, nawet jeśli rzeczywiście było prawdziwym poświęceniem, zostało dobrze przyjęte.
– Czy wszyscy są gotowi? – spytał Jordi, który wcześniej zajmował się bagażem Unni. – Kto pójdzie pierwszy i wskaże drogę?
– Ja pójdę – zapalił się Morten. – Ostatnio bardzo rzadko do czegoś się przydawałem.
Unni miała wrażenie, że chłopak chce się przed kimś popisać. I rzeczywiście, Juana spoglądała na niego z wielkim podziwem.
– Dobrze, możesz być pionierem – zgodził się Jordi. Unni schodziła w dół pomiędzy braćmi Vargasami.
– A więc to tutaj mamy rozwiązać zagadkę rycerzy, przez co uwolnimy i ich, i siebie od przekleństwa. Tyle tylko, że nie pojmuję., w jaki sposób mamy to zrobić. Antonio odwrócił się i rozejrzał na wszystkie strony.
– Rzeczywiście, trudno to zrozumieć, ale gotów jestem duszę dać za to, że jesteśmy we właściwym miejscu.
– Tutaj uważaj na swoją duszę – ostrzegła Unni. – Ale zgadzam się z tobą. Rzeczywiście właśnie tę dolinę widziałam. Dotarliśmy do celu. Tylko że ona wygląda tak zwyczajnie. Jedynie tam, na górze, poczułam, że ma jednak niezwykłą atmosferę. Daje się w niej jakby wyczuć tchnienie duchów zmarłych. A teraz po prostu wędrujemy przez całkiem zwyczajny las.
Zadarła głowę i zawołała do kruka, który nagle zaniósł się ochrypłym krzykiem wśród chmur:
– Przestań wykrzykiwać te swoje złowróżbne proroctwa! – A zaraz potem powiedziała: – O czym to ja mówiłam? Aha, że właśnie teraz mamy udowodnić swoją inteligencję. – Odetchnęła głęboko. – Czuję się wprost przytłoczona tak wielką odpowiedzialnością.
– To prawda – przyznał Jordi, naginając jakieś młode drzewko, żeby Unni mogła przejść. – Właściwie to dziwne, że tak wysoko w górach jest taka bogata roślinność.
– Nie jesteśmy już wcale tak wysoko – stwierdził Antonio. – A dolina jest osłonięta. Na pewno kiedyś panowały tu dobre warunki do życia, było dużo pastwisk, ale teraz oczywiście wszystko zarosło.
– To prawda, w mojej wizji las nie rósł aż tak gęsto – przyznała Unni. – Lecz dolina była opuszczona. Po domach, o ile zdołałam się zorientować, zostały jedynie resztki, fundamenty. Ale jak to możliwe, żebyśmy byli nisko? Nie pojmuję. Przecież ten ostatni tunel wyraźnie się wznosił.
– Owszem, ale teraz gwałtownie spuszczamy się w dół. Zastanów się też, jak było wcześniej. Bezustannie wspinaliśmy się na wzgórza i schodziliśmy w doliny. Lecz gdybyśmy wszystko podsumowali, okazałoby się, że jednak powoli przemieszczamy się coraz niżej.
– Może i tak. Uf, straszna tu gęstwina! W takich zaroślach łatwo stracić orientację. Przyznam się, że ja już nie wiem, gdzie jesteśmy.
– Miejmy nadzieję, że Morten wie – mruknął Jordi. – Bo jeszcze wyprowadzi nas na bezdroża.
– Znając jego zdolność do popełniania głupstw, możemy liczyć na najgorsze – powiedział Antonio z ponurą miną.
Miguel i Sissi zawrócili nagle i przyłączyli się do nich.
Читать дальше