Nagle jakby straciła dech, nie mogła złapać powietrza. Nastrój, jakieś ponure ciśnienie w tym pięknym hallu w stylu Jugend dławiło ją niczym cmentarna ziemia.
– Duszno mi – mruknęła i otworzyła drzwi wejściowe. Stała na progu i łapczywie, ze świstem wciągała w siebie świeże powietrze, dopóki Jordi spokojnie nie wprowadził jej znowu do środka.
– To co, możemy iść? – spytał z pozoru lekko i zwyczajnie.
Ty czujesz to samo co ja, myślała Unni. Tylko że ty potrafisz nad tym zapanować.
Z niepewnym uśmiechem wróciła do swoich przyjaciół i do zdumionego Miguela.
– Po prostu zakręciło mi się w głowie – wyjaśniła. – Niedocukrzenie krwi. Może ktoś ma kawałek czekolady albo coś w tym rodzaju?
Pięciu czarnych rycerzy siedziało na koniach w galicyjskim deszczu, nie zauważając nawet, że ulewa przenika na wylot ich transparentne postaci.
Rycerzami targały mieszane uczucia, pełne napięcia oczekiwanie i głęboki smutek.
„Teraz nasi przyjaciele zaszli tak daleko, że nie jesteśmy w stanie im pomóc – rzekł don Federico z ponurym westchnieniem. – Nie mamy ani mocy, ani prawa interweniować w tym stadium”.
Przez chwilę milczeli.
„Jak dotychczas radzą sobie znakomicie” – stwierdził don Galindo.
„Wyjątkowo – odparł don Federico. – No i teraz są na właściwej drodze. A jak z twoimi, którzy udali się do Nawarry, don Ramiro?”
„Trzymają się rady, jaką dostali od przyjaciół. Ale jest coś, co mnie niepokoi…”
Pozostali rycerze zgadzali się z nim. Oni też wyczuwali coś niedobrego.
„Nie powinni włączać do sprawy tak wielu z zewnątrz – rzekł don Federico. – I Urraca prosiła, byśmy przesłali naszym pomocnikom stanowcze ostrzeżenie. Ale przecież nie możemy. Teraz już nie mamy do nich przystępu. A czarni kaci triumfują!”
„Pojęcia nie mam, co się dzieje – powiedział don Galindo. – Ale włączyły się do sprawy elementy, które boleśnie szarpią we mnie jakąś strunę. Boję się. Okropnie się boję!”
„Nie jesteś sam, jeśli o to chodzi – odparł don Sebastian. – Niech wszystkie dobre siły towarzyszą teraz naszym przyjaciołom!”
– No to co, możemy obejrzeć kryptę? – spytał Miguel z czarującym uśmiechem.
On jest naprawdę sympatyczny, pomyślała Unni, a Juana była oszołomiona.
Przyjaciele gotowi byli ruszać, Miguel wciąż jednak stał.
– Muszę państwu wytłumaczyć… otóż tutaj znajduje się zejście do piwnicy, ale wiedzie ono tylko do zwyczajnej jadalni. Natomiast… Ruszył przed siebie. Znaleźli się w pięknym pokoju, urządzonym w tym samym stylu Jugend czy też Art Nouveau, jak to się inaczej nazywa. Pokój był jedynie w części umeblowany, choć zakurzony i opuszczony. Można było stąd zajrzeć do sąsiedniego pomieszczenia i goście odnieśli wrażenie, że dałoby się tak obejść cały dom, przechodząc przez ciąg pokoi, zwracających się w stronę patio, pokryte zwiędłymi liśćmi.
Sprzątanie najwyraźniej nie było częścią obowiązków Miguela. Nie, zresztą jest na to zbyt elegancki.
Miguel zatrzymał się w oddalonym pokoju na tyłach domostwa. Leżał tam na podłodze bardzo piękny, szlachetny dywan i Miguel poprosił, by panowie pomogli mu go zwinąć.
Pomagali wszyscy, przesuwali meble i rolowali dywan, wzbijając tumany kurzu.
W podłodze ukazała się ledwie widoczna pokrywa.
Mężczyźni unieśli ją w górę i odsunęli. Jordi podał swoją latarkę Miguelowi, który przez chwilę się z nią mocował, jakby nie umiał jej zapalić. W dół do piwnicy wiodła stroma drabina. Miguel wszedł na nią, skrzypnęła, ale udźwignęła go, wobec czego reszta też zaczęła powoli schodzić. Znaleźli się w mrocznym korytarzu.
Unni również miała małą latarkę, liczyli się bowiem z tym, że w grobowej krypcie może być dość ciemno. Podała ją teraz Jordiemu.
– Znajdujemy się pod starym kościołem – tłumaczył Miguel, a jego głos dudnił głucho i jakoś martwo pod kamiennym sklepieniem i gęstymi pajęczynami zwisającymi zewsząd. – Proszę za mną.
Posuwali się długim i krętym korytarzem, po nierównym gruncie, po obu stronach mijali otwory drzwiowe pozbawione jednak drzwi. Niektóre z nich miały jeszcze zardzewiałe żelazne sztaby i skoble od zewnętrznej strony. Unni dostrzegła jakąś nagą czaszkę i zrozumiała, że idą przez sklepione grobowce. Katakumby!
W końcu weszli pod wysoki strop i zatrzymali się. Unni dygotała. Na dole było zimno i wilgotno. Wszyscy mniej lub bardziej dyskretnie ocierali z twarzy i ubrań pajęczynę. Unni musiała ją zdmuchiwać z warg.
Miguel przesuwając latarkę oświetlał pomieszczenie. Również stąd rozchodziły się w różnych kierunkach korytarze, ale uwaga wszystkich koncentrowała się na tej krypcie z kamieniami i żelaznymi kratami, zawalającymi wejście.
– Krypta San Garaldo – oznajmił Miguel. – To tutaj było przechowywane Święte Serce Galicii.
– No właśnie, jak to brzmiała ta historia? – spytała Unni mając nadzieję, że jej głos jest mniej agresywny niż uczucia, jakie ją przepełniały w atmosferze panującej pod tymi ponurymi sklepieniami.
Ponownie wyglądało na to, jakby Miguel szukał w pamięci w taki sam dziwny jak poprzednio sposób. Jakby zbierał informacje dawno zapomniane w jakiejś mózgowej niszy. A potem powiedział, że Serce zostało ukryte w największej tajemnicy, żeby nikomu nawet do głowy nie przyszło go szukać. Wydobywano je tylko na wielkie uroczystości kościelne i w procesji niesiono przez miasto do katedry. Około roku 1480 odkryto jednak, że San Garaldo nie był żadnym świętym, ale po prostu zwyczajnym złodziejem i oszustem, nikt więc nie chciał, by Serce przebywało w takim zbrukanym miejscu. I właśnie z tego powodu przekazano klejnot buntownikom, za plecami władzy ale z przyzwoleniem ludu. Od tej pory, przez ponad pięćset lat nikt go nie widział.
– A krypta została rzecz jasna uprzątnięta – zauważył Pedro.
– Oczywiście! Wyrzucono Garalda, wyrzucono wszelkie świętokradztwo.
Pedro wahał się przed zadaniem kolejnego pytania:
– Miguel… Bardzo… Bardzo nam pomogłeś, jesteśmy ci za to serdecznie wdzięczni… Ale, czy moglibyśmy wejść na chwilę do krypty sami? Chętnie byśmy się jej przyjrzeli i porozmawiali o pewnej sprawie. Prywatnie.
– Naturalnie – odparł z największą uprzejmością. – Zaczekam na górze.
– Bardzo dziękuję – rzekł Pedro pospiesznie. – Wolałbym jednak, żebyś czekał tu, na dole, nie jestem pewien, czy sami znajdziemy drogę powrotną.
Miguel skinął ze zrozumieniem.
– Zaczekam w tamtym korytarzu – powiedział i odszedł. Reszta wdrapała się na zwały gruzu i żelastwa, by wejść do krypty.
Pedro powiedział cicho, ostrzegawczym tonem:
– Głos niesie się daleko w tych katakumbach. Jeśli ktoś chciałby powiedzieć coś szczególnie ważnego, niech mówi po norwesku!
Rozumieli go. Juana obiecała, że nie będzie przekazywać żadnych ważnych informacji. Co najwyżej, dopóki nie wyjdą na zewnątrz, będzie się z nimi porozumiewać na migi.
Krypta Garalda była, jak się już wcześniej dowiedzieli, kompletnie pusta. Gnieździły się tu jedynie pająki, za to w potwornych ilościach. Kamienna trumna z podniesionym wiekiem wskazywała, gdzie w swoim czasie leżały mało święte szczątki, zaś mniejsza szkatuła ustawiona na postumencie musiała być schronieniem Świętego Serca. Wewnątrz wciąż jeszcze znajdowały się resztki drewnianej skrzynki i strzępy jakiegoś materiału, aksamitu lub sukna, trudno teraz rozstrzygnąć tak bardzo były zakurzone. Przypuszczalnie myszy triumfalnie wyniosły większość i wyścieliły sobie gniazda.
Читать дальше