– Sy-cylij… – Kancelista notował z wysuniętym językiem.
– A po cóż to notujecie? – warknął legat.
– Po to, bym podpisał protokół – odparłem pogodnym tonem, gdyż wiedziałem, że bez mojego podpisu zeznanie będzie nieważne.
Myślałem, że Verona spojrzy na mnie wściekle lub pozwoli sobie na jadowitą uwagę. Jednak nie. Zadał Tauberowi jeszcze kilka pytań, lecz wyraźnie już wcześniej osiągnął to, co chciał: zapewnienie doświadczonego wodza, że bitwa była wygrana i tylko nadnaturalne okoliczności spowodowały klęskę. Oczywiście byłem w stanie podważyć te absurdalne tezy. Ale po co? I tak wysyłałem do biskupa raporty po każdym dniu przesłuchań, więc Jego Ekscelencja miał okazję poznać obie wersje zdarzeń i nie miałem wątpliwości, którą uzna za prawdziwą. Nie zamierzałem się narażać, gdyż nie była to bitwa, którą mogłem wygrać. W ogóle nie powinienem zadawać pytań, tylko siedzieć cicho, jednak chciałem, by w oficjalnych protokołach zanotowano również moje wypowiedzi. Ci, którzy później będą analizować dokumenty, doskonale zrozumieją, o co mi chodziło.
– Mistrzu Madderdin – legat obrócił na mnie wzrok – chcielibyście zadać jakieś pytania?
– Pokornie dziękuję, pan baron wyłuszczył nam wszystko z nadzwyczajną precyzją…
– No! – Tauber wstał. – Mam nadzieję, że znajdziecie winnych tego nieszczęścia.
– Z wolą Boską, znajdziemy – obiecał mu legat a w jego głosie wyraźnie zabrzmiała złowieszcza nuta.
– Jednak ośmielę się…
Tauber popatrzył na mnie jak na psie łajno i usiadł z powrotem z niechętnym sapnięciem.
– …za łaskawym pozwoleniem pana barona, poruszyć jeszcze jedną kwestię.
– Byle szybko – warknął.
– Skoro wasza dostojność był pewien zwycięstwa, to czym wytłumaczyć fakt, że Najjaśniejszy Pan surowo zabronił szarżować i żądał, by czekać na nadejście piechoty?
Baron poczerwieniał i huknął pięścią w blat. Kancelista z wrażenia upuścił pióro pod stół i zaraz zanurkował w jego poszukiwaniu.
– Cesarz w swej dobroci pragnął dać innym dowódcom powód do chwały. Nie względy taktyki wojennej kazały mu czekać na resztę wojsk, lecz szczodra chęć, by wszyscy generałowie uczestniczyli w zwycięstwie! Przecież nie mógł przewidzieć, że Duvarre użyje czarów! Tylko wyście o tym wiedzieli!
– Ja wiedziałem?
– Kiedy ruszyła szarża, z góry wiedzieliście, że przegramy! – Tauber wstał i godził we mnie palcem wskazującym. Twarz miał już tak czerwoną, jakby za chwilę miała go trafić apopleksja. Widziałem żyły pulsujące na jego skroniach.
– Zanotujcie – przykazał Verona kanceliście obojętnym tonem.
– Dziękuję waszej dostojności – powiedziałem – Nie mam więcej pytań.
– Powiedział… powiedział… – baron ciężko oddychał – ze pogłowie rycerstwa ulegnie znacznej redukcji…
– Pogłowie? – nieszczerze zdumiał się Verona. – Zawsze sądziłem, że to określenie stosuje się do bydła, nie szlachty.
– Dziękuję waszej dostojności – powtórzyłem. Tauber wyszedł, wściekle posapując, a wtedy legat zwrócił się w moją stronę.
– Skończymy na dziś – rzekł.
– Jeśli się nie mylę, mamy jeszcze…
– Przełóżmy to na jutro.
– Jak sobie wasza dostojność życzy. – Wstałem od stołu.
Jeszcze tego samego wieczoru otrzymałem polecenie cesarskie zwalniające mnie od obowiązku prowadzenia przesłuchań. Pełną kontrolę nad śledztwem przejmowali legat Verona oraz jego brat. Poprosiłem o łaskę audiencji u Najjaśniejszego Pana, lecz mi jej nie udzielono. Poprosiłem o pozwolenie udania się do Hez-hezronu w celu zasięgnięcia opinii Świętego Oficjum, ale go nie otrzymałem. W zamian za to cesarz wydał zgodę na prowadzenie kwalifikowanych przesłuchań, połączonych z torturami. Bracia Verona musieli być w siódmym niebie. Odnajdą odpowiedzi na wszystkie pytania, a w protokołach przeciwstawią swą skuteczność nieudolności przedstawiciela Inkwizytorium.
Ritter gdzieś zniknął, pewnie upijał się z rozpaczy, więc siedziałem sam w naszej komnatce. Usłyszałem stukanie.
– Wejść – burknąłem i siorbnąłem wino z kubka. Drzwi się uchyliły i do środka wszedł August Kappenburg. Podniosłem się z siennika.
– Czym zasłużyłem na tę łaskę?
– Nalej mi – rozkazał i usiadł na skrzyni. Drewno aż jęknęło pod jego ciężarem.
– Służę…
Wychylił jednym tchem.
– Sikacz – ocenił.
– Wiem, muszę sprowadzić wino z własnych winnic – zażartowałem.
– Odwiedź mnie kiedyś, inkwizytorze. Pokażę ci, jak pije i co pije stara szlachta.
– Trzymam waszą dostojność za słowo.
– Też walczyłem pod Schengen – powiedział. Szturchnął mnie przyjacielsko pięścią w brodę. – Po waszej stronie.
Nie przepadam, gdy dotykają mnie obcy ludzie, zwłaszcza w tak pozbawiony szacunku sposób, ale tym razem byłem za bardzo zdumiony, by okazać niezadowolenie. Zakrztusiłem się.
– Nie ja jeden – dodał.
– Drugiego dnia… – zacząłem.
– Drugiego dnia uderzyłem na wasze tyły – przyznał. – Przekonano mnie, że cesarz tego pragnie. Takie życie…
– Ha – odparłem, bo poza tym słowem niewiele więcej przychodziło mi na myśl.
Kappenburg pogłaskał się po bujnych bokobrodach.
– Smutna sprawa – podsumował. – Bogu dziękować, wszystko dobrze się skończyło.
Zapewne miał rację, ponieważ nie brał pod uwagę kilku tysięcy skazańców, których zwłoki wisiały na okolicznych drzewach, póki nie zgniły lub nie zostały doszczętnie objedzone przez ptaki. Nie wątpiłem jednak, że poświęcenie Kappenburga zostało należycie docenione. Może właśnie stąd miał te winnice, którymi mógł się pochwalić.
– Nalej jeszcze – rozkazał ponownie, a ja usłuchałem.
– Paskudny sikacz – stwierdził, wychyliwszy do dna.
– Bóg mnie obdarzył mniej wytrawnym podniebieniem od waszej dostojności.
– Coś się szykuje – powiedział, obniżając głos. Zabrzmiało to jak mruczenie rozespanego niedźwiedzia.
– Tak, wasza dostojność?
– Coś niedobrego.
– Bracia Verona.
– Żeby tylko oni.
– Oskarżą mnie o niekompetencję? Parsknął śmiechem.
– Oskarżą cię o czary, głupcze! Postanowiłem pominąć inwektywę milczeniem, zwłaszcza że być może nie do końca była inwektywą.
– Jestem inkwizytorem.
– A co to zmienia?
– Bardzo wiele, panie. Nie podlegam jurysdykcji…
– Zapomnij o prawniczym bełkocie – przerwał mi. – Wiem, że szykują przeciwko tobie akt oskarżenia.
Jasne, że troszczyłem się o własną skórę. Lecz zdawałem też sobie sprawę, iż jestem człowiekiem zbyt mało znaczącym, by stać się ofiarą knowań możnych tego świata. Jeśli ktoś chciał uderzyć we mnie, tak naprawdę chciał uderzyć znacznie wyżej.
– Wezmą cię na badania – rzekł Kappenburg.
– Nie wolno im!
Nalałem sobie pełny kubek, potem poczęstowałem również mego gościa.
– Raczcie wybaczyć… – przeprosiłem za niegrzeczne zachowanie.
– Nie wolno, nie wolno – powtórzył. – Na katowskim stole zapewne przedstawisz im swój punkt widzenia na kwestie legislacyjne.
– Bardzo zabawne.
– Musisz się bronić – powiedział. – Są ludzie, którzy ci pomogą, ale nie teraz i nie tutaj. Wracaj do Hezu.
– Zdajecie sobie sprawę, panie, że ucieczka może zostać uznana za przyznanie się do winy? Najjaśniejszy Cesarz wyraźnie zabronił mi opuszczać twierdzę. I wyjawcie, z łaski swojej, czemuż to wielki pan troszczy się o zdrowie oraz życie inkwizytora? Bo nie uwierzę w wyrzuty sumienia po Schengen.
Читать дальше