Jacek Dukaj
CÓRKA ŁUPIEŻCY
WYDAWNICTWO LITERACKIE
© Copyright by Jacek Dukaj
© Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009
Wydanie I
Opieka redakcyjna serii
Anita Kasperek
Redakcja i korekta
Paweł Ciemniewski, Paulina Małochleb, Małgorzata Wójcik
Ilustracja na okładce
Michał Dziekan
Projekt okładki i stron tytułowych
Tomasz Bagiński
Redakcja techniczna
Bożena Korbut
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., 2009
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
bezpłatna linia telefoniczna: 0 800 42 10 40
księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
e-mail: ksiegarnia@wydawnictwoliterackie.pl
fax: (+48-12) 430 00 96
tel.: (+48-12) 619 27 70
Skład i łamanie:
Scriptorium „TEXTURA”
Druk i oprawa: Łódzka Drukarnia Dziełowa S.A.
ISBN 978-83-08-04305-9
This city is an ogre squatting by the river
It gives life but it takes it away, my youth
There comes a time when you just cannot deliver
This is a fact. This is a stone cold truth.(...)
Amongst the cogs and the wires, my youth
Vanilla breath and handsome apes with girlish eyes
Dreams that roam between truth and untruth
Memories that become monstrous lies
So onward! And Onward! And Onward I go!
Onward! And Upward!
Nick Cave Do You Love Me? Part II
Potem przypomni sobie, że znała to miasto - ze snów. Jego światła i cienie, nie do pomylenia z żadnymi innymi, kształty jego budynków wzniesionych przed początkiem czasu, chrzęst pyłu pod nogami, gdy stąpa jego ulicą; nawet zapach powietrza. Niektóre widoki wywoływały szczególnie silny rezonans. Czy nie spoglądała już kiedyś z tego miejsca, nie zadzierała tak głowy? Pod Kruczą Basztą, na Moście Zawróconych, między Dwuścianami. Tu. Tam. Stojąc, siedząc, klęcząc, leżąc. Z oczyma szeroko rozwartymi i ustami niedomkniętymi, naprzeciw trzem słońcom, pięciu księżycom, równinom purpurowym, lodowym cmentarzom, dymom wulkanów, zorzom czarnym - i tym bezimiennym metropoliom starożytnym, ku którym Miasto bezustannie lgnie. Lgnie, przypływa, wtula się tęsknie, chyli ciało - zniedołężeniec ku objęciom dziecka. Zapomniał także własnego imienia. Pamięć ginie pierwsza i te szczątki, jakie pozostają, intencjonalne konfiguracje materii... któż rozszyfruje? Nazywają ich archeologami, lecz w rzeczywistości są budowniczymi przeszłości, artystami tajemnic. Zuzanna starannie skonstruowała własną: te sny - tak się odbijają wspomnienia z najgłębszego dzieciństwa, gdy ojciec zabierał ją w sekrecie na nocne wycieczki do Miasta. Czarnobrody grubas z małą dziewczynką na ramionach - wędrowali tymi alejami, pokazywał jej, nierozumiejącej, posągi nieludzkie i domy hermetyczne, zakazane pisma, niewidzialne malunki, straszne krajobrazy wszechświata. Jest już pewna, że tak było, być musiało, sny ostatecznym dowodem. Najbardziej zdradziecka ze wszystkich - archeologia pamięci.
Nieczułość. Z sejfów głębokich.
Spojrzała ponad grobem
Zuzanna Klajn skończyła osiemnaście lat. W dzień swoich urodzin dostała od krewnych i znajomych liczne prezenty, wszakże te trzy, które zapamięta najlepiej, otrzymała przed urodzinami i pochodziły one od osób, które już lub jeszcze nie żyły: ojca., prababki i Maleny.
Malena została poczęta, lecz miała przyjść na świat dopiero w październiku. Tymczasem Zuzanna zaprzyjaźniła się z nią serdecznie. Z maszyny chtonicznej, w której się krystalizowała, lśniła się Malena Zuzannie co wieczór oraz niektórymi porankami i w porze lunchu. Zazwyczaj plotkowały bezcelowo albo też opowiadała Zuzanna nienarodzonej kuzynce o swoich kłopotach; z jakiegoś powodu radości zdawały się jej bardziej intymne. Malena dobrze się czuła w świecie cieni i trochę się lękała nieuchronnego ucieleśnienia.
- Coś ostrego na podłodze. Albo jak się potknę; zawsze mogę się potknąć, prawda? Spaść skądś. Gdybym wychyliła się przez tę balustradę, przez wodę... Przecież nic by mnie nie uratowało.
- Ale dlaczego miałabyś się tak wychylać? Musiałabyś jeszcze zejść po spadzie i dopiero skoczyć.
- Ale mogłabym, prawda? Mogłabym. A wtedy - ciało.
Na spółkę z bliźniakami Ludo Zuzanna wynajmowała wąski apartament na czterdziestym czwartym piętrze Wodnej Wieży w elfiej dzielnicy Krakowa. Krakowskie Wodne Wieże wzniesiono przy samej jej granicy, za pasem bujnej zieleni. Wiatry były tu bardzo silne, zwłaszcza po reklimatyzacji, niekiedy całkowicie zrywały wodne ściany, stożkowe wysokościowce wyglądały wówczas niczym drzewce deszczowych sztandarów, rosa spadała nawet kilometr dalej. Wracając do domu na piechotę, rzadko docierała Zuzanna do wodospadu bramy całkiem sucha - ale na tym między innymi polegała kulturowa specyfika Wież i takie przyzwyczajenia, wymuszała elfia dzielnica.
- Co - ciało? Teraz to niby nie zależysz od materii?
Malena wydęła wargi, z obrażoną miną przechodząc na drugi koniec tarasu, gdzie wskoczyła na kroniczny stolik i zaczęła na nim stepować do rytmu wodospadu.
Zuzanna lśniła ją już dobre dwie godziny, zaczynała boleć ją głowa.
- Każdy się rodzi - mruknęła, gasząc papierosa. - Daj sobie z tym spokój, jeszcze wypracujesz całą obsesję i będzie trzeba cię leczyć z niemowlęcej somafobii.
- Ty to serca nie masz! - krzyknęła Malena i wskoczyła na balustradę. Wodna ściana spadła po przedurodzonej kaskadami, momentalnie przemaczając sukienkę i ciągnąc w tył, nad spad i przepaść. - Egoistka! Może i jestem głupie dziecko, ale ty nawet nie próbujesz się wczuć. Co z tego, że sama urodziłaś się na pusto? Odrobinę empatii...! Racja logiczna nie zwalnia od współczucia. O!
- Czy ty wiesz, o której ja dzisiaj wstałam? I kto tu mówi o współczuciu?
Malena machała rękoma, w zapamiętaniu aż wystawiając poza zęby wilgotny język.
- W ciele bym nigdy... - mruczała, utrzymując równowagę na mokrej poręczy, gdy stopy przesuwały się centymetr za centymetrem. - Po co mi ciało...
Z wnętrza mieszkania dobiegły Zuzannę głosy bliźniaków, wołały ją na kolację.
Malena obróciła się i przemaszerowała po balustradzie ku Zuzannie.
- Mięśnie by mi drżały - wyliczała pod nosem - błędnik oszukiwał, pociłabym się ze strachu...
- Przede wszystkim w ogóle nie przyszłoby ci do głowy tu włazić! - warknęła Zuzanna i zepchnęła Malenę poza wodną ścianę. Kichając głośno, zakończyła lsen.
Przez kilka kolejnych dni Malena dąsała się ostentacyjnie. Wreszcie, ponieważ i tak zbliżały się urodziny Zuzanny, przylśniła się jej w nocy odpowiednio gniewna i obrażona i wepchnęła w dłonie owinięty czarnym akrylem prezent.
- Masz! Wszystkiego najlepszego!
Zuzanna, w tym śnie-lśnie zupełnie rozkojarzona i bez świadomości snu, przyjęła prezent w leniwym zdumieniu, nawet nie podziękowawszy. Potrząsnęła podarunkiem: nic nie zagrzechotało. Miał kształt owalnego pudełka. Zaczęła go rozpakowywać, lecz tymczasem sen wszedł w inną fazę i na resztę nocy zapomniała o prezencie.
Kiedy jednak rano lśniła pod prysznicem uaktualniony harmonogram dnia przysłany z Licz sp.
Читать дальше